Sport

Żywe srebro

Olivier Sukiennicki jest mocno eksploatowany na początku sezonu. Na razie 21-latek wytrzymuje tempo rywalizacji co trzy dni.

Olivier Sukiennicki bez kompleksów gra w 1. lidze i europejskich pucharach. Fot. Krzysztof Porębski / Press Focus

WISŁA KRAKÓW

Trudno nie zwrócić uwagi na ofensywnego piłkarza, który jest wystawiany na pozycji numer dziesięć za napastnikiem lub na skrzydle. W czasie meczu często zmienia ustawienie, cały czas chcąc być „pod grą”. Ma dobrą technikę, jest szybki, lubi zagrać klepką. W ubiegłym sezonie wiele swobody dawał mu w Stali Stalowa Wola trener Ireneusz Pietrzykowski, a teraz z jego kreatywności korzysta w Wiśle Kraków Kazimierz Moskal.

Dużo szumu

Urodzony w 2003 roku w Częstochowie zawodnik w ciągu miesiąca zaliczył 671 minut na boiskach 1. ligi i w europejskich pucharach. Pierwszego gola, jakże pięknego, doczekał się w ósmym występie, w poniedziałek przeciwko Ruchowi Chorzów. Jego strzał w okienko był pieczęcią na pierwszym od 25 lipca zwycięstwie i jednocześnie premierowym kompletem punktów na zapleczu ekstraklasy od końca kwietnia. Sukiennicki występował wtedy jeszcze w Stali i wywalczył awans do 1. ligi.

O tym, że to piłkarz z potencjałem, wiadomo od jego pierwszego treningu w „Białej gwieździe”. Nie zawsze jego efektowne zagrania przekładały się na konkrety, ale nikt nie ma wątpliwości, że wejście do krakowskiego klubu ma świetne. Pytanie, jak długo poradzi sobie z taką intensywnością. Po przenosinach pod Wawel zawsze wychodził w podstawowym składzie, najszybciej został zmieniony w 57 minucie. Przeważnie schodził z boiska tuż przed końcem lub wraz z ostatnim gwizdkiem. – Musimy o niego zadbać, by podchodził do tego wszystkiego spokojniej, bo jest za wcześnie, by było wokół niego tyle szumu – mówi trener Kazimierz Moskal.

Potrzeba chwili

– Niestety, taką w tej chwili mamy kadrę, że nie tylko on, ale także wielu innych zawodników jest mocno eksploatowanych. Ci, którzy dołączyli, nie są w pełni gotowi, by dać zmianę, więc musimy sobie radzić w ten sposób. Będziemy się zastanawiać i patrzeć, jak wyglądają w kolejnych dniach i podejmować decyzje. Wiemy, że gra w takim rytmie jest trudna dla zawodników. Dla nas, trenerów, to też spory kłopot, ale występując w Europie i lidze, musimy jakoś dać radę – dodaje 57-latek. 

Sukiennicki zadedykował premierowe trafienie rodzinie i kibicom. Do pokonania Ruchu przyczynił się nie tylko strzałem w... 100 minucie. Na początku drugiej połowy za brutalny faul na nim czerwoną kartkę zobaczył Filip Starzyński. –  Poczułem na piszczelach, że wejście zawodnika gości skończy się wyrzuceniem go z boiska. Ta kartka zmieniła mecz. Zdobycie gola było dla mnie dopełnieniem dobrze wykonanej pracy – podkreśla Olivier Sukiennicki.

Spartak odpoczywa

Przed mecze z „Niebieskimi” słabo sprzedawały się bilety na czwartkowe spotkanie w ramach eliminacji Ligi Konferencji. Po zwycięstwie licznik nieco drgnął, choć nie ma szans na ponad 22 tysięcy kibiców, a właśnie taki wynik udało się w poniedziałek „wykręcić” krakowskim i chorzowskim fanom. Jutro sukcesem będzie 15 tysięcy osób na stadionie. 

Piłkarze „Białej gwiazdy” wybiegają na murawę co trzy dni, tymczasem Słowacy, którzy u siebie pokonali ich 3:1, przełożyli dwa ligowe spotkania, by skupić się wyłącznie na pucharach. – Czasami wolne, brak meczu, niekoniecznie musi działać na korzyść drużyny, która tak zdecydowała – uważa Moskal. – Oczywiście wolałbym rozgrywać spotkania co tydzień, bo to jest naprawdę kolosalna różnica, jeśli chodzi o przygotowanie. Nie chodzi nawet o fizyczność, ale taktykę. W czwartek znów wyjdziemy w jak najlepszym składzie i będziemy próbować. Nie chciałbym składać jakichś mocnych deklaracji, ale przy takiej publiczności naprawdę chce się grać. Zapraszamy jeszcze więcej kibiców na czwartkowy mecz, bo naprawdę można się poczuć jak w Europie, grając przy takiej publiczności.

Bramkarz Anton Cziczkan uważa, że skoro 8 sierpnia Spartak był im w stanie strzelić trzy bramki, to oni mogą to samo zrobić w rewanżu. – Musimy pokazać swoją najlepszą jakość – uważa. Wiele znów będzie zależało od Angela Rodado, który jest w niesamowitej formie i ma na koncie siedem trafień w ośmiu występach. W poniedziałek zdobył dublet, a niewiele brakowało mu do hat-tricka. – Też jest mocno eksploatowany i musimy myśleć, żeby tę jego dyspozycję utrzymać. Nie trzeba przytaczać liczb, bo to, co daje drużynie, jest na tyle wyraźne, że wszyscy to doskonale potrafią ocenić – podkreśla Moskal.

Michał Knura