Sport

Życie to nie gra

W Piaście chciano dokonać ewolucji kadrowej, optymalizować budżet i postawić na młodzież. Władze klubu brutalnie jednak przekonują się, że ekstraklasa to nie gra w Football Managera.

Prezes Łukasz Lewiński chyba zdaje sobie sprawę, w jakich tarapatach znalazł się gliwicki klub… Fot. PressFocus

PIAST GLIWICE

Przy Okrzei od dłuższego czasu zanosiło się na kłopoty. Sygnały, że przed Piastem tylko kolejne wzniesienia i przeszkody po raz pierwszy pojawiły się w grudniu, gdy na jaw wyszły problemy finansowe. Sportowe problemy są jednak dużo trudniejsze do rozwiązania.

Wiosenne sygnały

Początkowym sygnałem była wiosenna decyzja o rezygnacji z końcem sezonu Aleksandara Vukovicia. Szkoleniowiec ten nie tylko świetnie poradził sobie wchodząc w buty poprzednika, czyli Waldemara Fornalika, ale też w trakcie swojej pracy kilka razy wyciągał zespół z mniejszych i większych kryzysów. „Vuko” dobrze rozumiał się z drużyną i wyciskał z niej maksa. Nie porozumiał się jednak z władzami klubu w sprawie wizji dalszej pracy i rozwoju. To z kolei zwiastowało, że w gabinetach mają nowy pomysł na zespół.

Gliwicki tygiel

Pomiędzy sezonami pożegnano 12 piłkarzy. Nie wszyscy byli pierwszoplanowymi postaciami, ale wymiana połowy kadry zawsze odbija się na boisku i w szatni. 8 z 10 piłkarzy, którzy zasilili szeregi pierwszego zespołu, jest obcokrajowcami. Tylko Hiszpan Adrian Dalmau i Białorusin German Barkowskij znali polską ekstraklasę. Aklimatyzacja i wkomponowanie się w skład musiały potrwać. Specyfiki ligi, podobnie jak klubu i drużyny, nie znał również Max Moelder. 40-letni Szwed został wytypowany do objęcia schedy po Vukoviciu niczym w grze komputerowej. – Nie bierzemy 20-latka, który nic w życiu nie widział, i nic nie przeżył. Trener ma 40 lat, od 11 lat jest w zawodzie. Przechodzi do nowej ligi, ale jest tak pracowitą osobą, że dobrze wie, co nas czeka – tłumaczył decyzję w jednym z wywiadów Łukasz Piworowicz, dyrektor gliwiczan.

– Szukaliśmy trenera, najpierw w Polsce, potem w Europie. Mieliśmy ustalone kryteria, które były dla nas ważne. Zarówno jakościowe, jak i ilościowe. Przyjrzeliśmy się około 80 kandydatom. Na tej podstawie, w ciągu kilku tygodni, zawęziliśmy wybór do trzech nazwisk i z tego grona wybraliśmy Maxa – dodawał dyrektor klubu z Okrzei. – Chcieliśmy, aby nowy szkoleniowiec stawiał na młodzież i bardzo dobrze czuł się w pracy z młodymi zawodnikami. To dla nas istotne, aby w najbliższych latach budować młodych graczy, promować ich i umożliwiać im rozwój owocujący transferami – tłumaczył z kolei prezes Łukasz Lewiński.

Szwed w obłokach

Skoro więc nowy szkoleniowiec miał dostać mocno przemeblowaną drużynę, miał stawiać na młodszych piłkarzy, grać kompletnie inną piłkę, nie znając realiów polskiej ligi, to aż prosiło się… o katastrofę. W ekstraklasie często nie liczy się styl, a fizyczność, kondycja czy mentalność. Piast po 10 kolejkach zasłynął z bezproduktywnego posiadania piłki, małej liczby strzałów i długiej serii meczów bez zwycięstwa. Kadrowo drużyna nie jest lepsza, a wręcz przeciwnie. Na kilku pozycjach mocno odstaje, co widać w meczach. W dodatku trener Max Moelder idzie w zaparte, nadal stawia na swoje pomysły, które już tyle razy zawodziły. Nie widać reakcji na zaistniałą sytuację czy próby ratowania. Nic więc dziwnego, że kibice tracą wiarę w utrzymanie, które może być kluczowe dla przyszłości Piasta. Spadek może pogrążyć ten skromny jak na obecne warunki ekstraklasy klub. Spaść jest łatwo, ale wrócić o wiele trudniej,o czym przekonują się dużo większe pod wieloma względami kluby. Być może w Gliwicach zdano sobie z tego sprawę, bo sygnałów o poszukiwaniach nowego szkoleniowca jest z każdym dniem więcej. Wybór nie jest prosty, bowiem marginesu błędu już praktycznie nie ma…

(KRIS)