Rafał Janicki powstrzymuje atak strzelca bramki dla Korony Jewgienija Szykawki. Fot. Łukasz Laskowski/PressFocus


Zwycięska seria

W Zabrzu po kolejnej wygranej mają się z czego cieszyć. Doświadczony Rafał Janicki patrzy jednak na sytuację Górnika trochę inaczej.


GÓRNIK ZABRZE

Jedenastka prowadzona przez Jana Urbana notuje świetne wyniki. Wygrała trzy mecze z rzędu, poczynając od zwycięstwa z Wartą jeszcze przed świętami. Po przerwie zaliczyła kolejne wygrane w derbach z Piastem i w poniedziałek z Koroną.


Szybkie skrzydła

We wszystkich tych meczach „górnicy” zdobywali po trzy gole. Jest więc tak, jak chce trener Urban, czyli widowiskowo z przodu, bo szkoleniowiec wymaga kreatywnego grania. Poza tym są też konkretne wyniki. Mimo wszystko z chłodną głową do ostatnich wygranych podchodzi jeden z najbardziej doświadczonych zawodników w zespole Rafał Janicki.  

- Wbrew pozorom to nie był łatwy mecz. Korona miała nawet przewagę, jeżeli chodzi o posiadanie piłki. Tak było czuć z boiska. To nie jest słaby zespół, ciężko się przeciw niemu gra. Nam wychodziły kontry. Dobrze, że kielczanie wyszli na nas dość wysokim pressingiem, bo rzadko się zdarza, że ktoś przyjeżdża do Zabrza i gra z nami w ten sposób. A przy naszych szybkich skrzydłach udało się to wykorzystać – analizuje 31-letni zawodnik.

Jesienią, w pierwszym meczu w Kielcach, to jego trafienie w doliczonym czasie dało zwycięstwo 1:0. W poniedziałek też skierował piłkę do siatki, ale… swojej. Ostatecznie to trafienie nie zostało uznane przez prowadzącego mecz Tomasza Kwiatkowskiego. Wszystko z powodu pozycji spalonej Mariusa Briceaga. - Byłem przekonany, że spalonego nie będzie. Trojak wcześniej przebiegł z piłką kilkadziesiąt metrów i nikt go nie zaatakował – to sytuacja nadająca się do analizy. Potem w polu karnym Korona miała przewagę i mamy szczęście, że tak się to zakończyło - komentuje.


Jest nad czym pracować

Dodajmy, że wszystko działo się w newralgicznym momencie poniedziałkowego pojedynku na Stadionie im. Ernesta Pohla. Górnik prowadził wtedy 1:0 po samobójczym golu Dominicka Zatora. Chwilę po nieuznanym golu dla gości do siatki na 2:0 trafił Sebastian Musiolik. To ustawiło spotkanie.

Dzięki wygranej u siebie piłkarze z Zabrza spokojnie mogą czekać na niedzielne starcie w Łodzi z Widzewem. Grają dobrze i wygrywają, mając już na koncie 32 punkty. – Podczas meczu z Koroną miałem inną perspektywę. Jestem mniej zadowolony niż po spotkaniu z Piastem. Za dużo miejsca zostawiliśmy na boisku rywalom, przez to mieli wiele sytuacji. Szkoda, że w drugiej połowie straciliśmy też bramkę z rzutu wolnego. Oczywiście dobrze, że mamy taką serię, ale jest nad czym pracować – podkreśla Janicki i dodaje. - Mamy spokój, ale czemu nie mamy grać o coś więcej? Żyjemy ze spotkania na spotkanie. Jeżeli wygramy z Widzewem, to będziemy mieli 35 punktów. Czy zaatakujemy wyższe pozycje? Nie wiem. Patrząc na pierwszą szóstkę, na razie nie mamy tam „podjazdu” – stwierdził doświadczony zawodnik.


Słabo na wyjazdach

Inne nastroje panują za to w kieleckim obozie. Po szczęśliwej wygranej w pierwszym wiosennym starciu z ŁKS-em, teraz przyszła porażka, siódma w sezonie, a już piąta w starciach wyjazdowych, w których na razie wygrać udało się tylko raz, ze Stalą w Mielcu pod koniec września 3:2.

- Górnik okazał się po prostu lepszy od nas o dwie bramki. Dużo rozmawialiśmy o tym, że potrzebujemy dyscypliny, swoich zasad, wysokiej kultury gry. Zastrzeżenia do gry na pewno będą po głębszej analizie. Nie wydaje mi się, żebyśmy odstawali od zabrzan. Natomiast sposób, w jaki traciliśmy bramki, nie ma prawa nam się przytrafić w dalszej pracy. Musimy wrócić na swoje tory – mówi trener Kamil Kuzera. O zdobycz punktową nie będzie łatwo także w 22. kolejce, bo w niedzielę do Kielc zawita Legia, która też potrzebuje punktów, żeby zachować dystans do ligowej czołówki.


Michał Zichlarz