Dominik Marczuk (z lewej) strzelił dla „Jagi” drugiego gola w spotkaniu z Widzewem, przyczyniając się do wygranej nowego lidera w Łodzi. Fot. Marian Zubrzycki/PAP


„Żubry” taranują

Widzew nie zdołał zatrzymać rozpędzonej drużyny trenera Adriana Siemieńca.


W 3 minucie „setkę” miał Jesus Imaz, w 6 – Fran Alvarez. Zaraz potem wynik otworzyli Afimico Pululu po zagraniu Nene i wcześniejszym podaniu Michala Saczka, a wyrównał Bartłomiej Pawłowski po dośrodkowaniu Andreja Ciganiksa. Oczekiwania z pierwszej fazy spotkania potwierdziły się: w czwartym kolejnym meczu Jagiellonia strzeliła trzy gole, co do tej pory zdarzało się może tylko tym największym w naszej lidze – Górnikowi, Legii, Widzewowi w najlepszych czasach tych drużyn. Jeszcze przed przerwą prowadzenie dla gości odzyskał Dominik Marczuk, znów przy pomocy Nene, a wcześniej po dokładnym, przemyślanym podaniu Bartłomieja Wdowika z głębi pola, a na początku II połowy gola bezpieczeństwa zdobył Imaz, co pozwoliło już gościom na spokojne kontrolowania gry do końca, bez zagrożenia ze strony Widzewa. Był to 75. gol 33-letniego Hiszpana w polskiej ekstraklasie (14 dla Wisły, 61 dla Jagiellonii). Szkoda, że to nie hokej, gdzie do protokołu można wpisać nazwiska dwóch asystentów. Te wcześniejsze podania (wyśmiewane czasem jako „asysty drugiego stopnia”) były w obu tych akcjach kluczowe, co oczywiście nie neguje zasług Nene, który na miano piłkarza meczu zasłużył „za całokształt”. Tyle o bramkach, których mogło być więcej, ale przyjemność oglądania piłki w siatce odebrał kibicom VAR. Dwukrotnie Piotr Lasyk z poparciem kolegów przed monitorem nie przyznał karnych (jednym i drugim), chociaż nam, laikom na trybunach, wydawało się, że faule były oczywiste. No cóż, pomyśleliśmy, profesor sędziowania nie może się mylić. Kiedy jednak bez wahania wskazał raz jeszcze na „wapno” pod bramką Widzewa, nie dało się tej decyzji obronić po obejrzeniu powtórek. Koledzy z VAR robili co mogli, by pomóc sędziemu na boisku: szukali spalonego we wcześniejszej fazie akcji, znaleźli wreszcie po drodze zagranie ręką Marczuka. Uff, honor arbitra został uratowany. Trzeba było tylko jeszcze ułaskawić Żyrę od żółtej kartki, kompletnie niewinnego w tej akcji. Widzew przegrał czwarty mecz z kolei, mając niewiele do powiedzenia. Debiutowali Lirim Kastrati oraz Kamil Cybulski z klubowej akademii, ale wychowanek… Lecha. Jagiellonia grała widowiskowo, a przy tym skutecznie, jak na kandydata do mistrzowskiego tytułu przystało. Wojciech Filipiak