Aleksandr Chackiewicz nie uzdrowił Zagłębia, a działa na szkodę wizerunku klubu. Fot. Mateusz Sobczak/PressFocus


Złotousty eksperymentator

„Czy to prima aprilis?” – pytali się skonsternowani sosnowieccy kibice, którzy przybyli na mecz z GKS-em Katowice.


Starcia z GieKSą wśród fanów Zagłębia wywołują zdwojone emocje. Nie bez powodu mecze te określane są mianem „świętej wojny”. Tym razem wojny na boisku zdecydowanie zabrakło. Sosnowiczanie byli tłem dla drużyny Rafała Góraka. Można użyć wielu epitetów, żeby określić ich postawę, ale najtrafniejszym będzie słowo „wstydliwa”. Piłkarze trenera Aleksandara Chackiewicza naprawdę powinni się wstydzić za to, co zaprezentowali.


Drugi raz kibice musieli się głęboko zastanowić, czy ktoś nie sprawia im primaaprilisowego żartu, gdy odsłuchali lub przeczytali relację z konferencji prasowej po spotkaniu. Chackiewicz już dwa tygodnie temu zaprezentował swoje możliwości oratorskie, gdy stwierdził, że jego podopiecznych... przytłoczył stadion w Gdańsku. W poniedziałek po raz kolejny zaskoczył dziennikarzy. - Po spotkaniu z Lechią rozmawiałem z zespołem, że nie tylko ja jako trener odpowiadam za wyniki. Dzisiaj przed meczem wstępnie omówiliśmy skład, ale piłkarze sami wyznaczyli sobie strategię na grę. Szczerze, nie wiem, jaki był ich plan. Wszystko wymyślił zespół, a ja zostałem za zamkniętymi drzwiami – stwierdził białoruski szkoleniowiec Zagłębia, czym wywołał konsternację wśród słuchających go dziennikarzy. Jeden z nich, nie mogąc uwierzyć w to, co usłyszał, zapytał czy bierze właśnie udział w kabarecie? W końcu jak to jest możliwe, że szkoleniowiec, który otrzymuje wypłatę za swoją pracę, zwala ją na swoich podopiecznych. On wybrał skład – jak sam podkreślił także w swojej późniejszej wypowiedzi – ale taktykę na mecz pozostawił w rękach zawodników. Cel zapewne był prosty – udowodnienie swoim graczom, że praca trenera nie jest taka łatwa. Jest to jednak eksperyment rodem z meczów okręgówki, a nie zespołu z zaplecza ekstraklasy (choć to niedługo ulegnie zmianie). Eksperyment powiódł się, bo piłkarze rzeczywiście przekonali się, że wybranie założeń taktycznych i trzymanie się ich nie jest prostą sprawą. Co więcej, Chackiewicz po spotkaniu miał czyste ręce, o czym głośno powiedział na konferencji prasowej. - Za dzisiejszy mecz, za taką grę, odpowiedzialność ponoszą piłkarze – stwierdził.


To nie mieści się w głowie. Jeszcze niedawno, pod koniec stycznia, współwłaściciel klubu (0,74 proc. udziałów) oraz główny zarządzający pionem sportowym w Zagłębiu Rafał Collins przekonywał w wywiadzie dla portalu „Weszło”, że Chackiewicz to trener idealny. „Czy uważa pan, ale szczerze: tego typu trener znalazł się tu przypadkiem?” – odpowiedział pytaniem na pytanie dziennikarza celebryta. Określenie „tego typu” w tym kontekście jest oczywiście pochwałą zasług Białorusina, który w przeszłości przez wiele lat prowadził Dynamo Kijów, a także był selekcjonerem reprezentacji swojego kraju. Człowiek z takim CV w teorii powinien wnieść wiele pożytecznego w grę Zagłębia. Tymczasem wystawia klub na pośmiewisko, z uśmiechem na ustach opowiadając głupoty. Chyba każdemu kibicowi sosnowieckiego klubu oczy zrobią się kwadratowe, gdy okaże się, że Chackiewicz wytrwa na stanowisku do końca sezonu.


Co więcej, jak poinformowała strona „100% Zagłębie Sosnowiec” w wpisie na portalu X skontaktowało się z nią kilku zawodników Zagłębia, którzy zaprzeczają narracji trenera. Ponadto w tym samym medium społecznościowym uaktywnił się napastnik Kamil Biliński, który w dość enigmatyczny sposób dawał do zrozumienia swoim obserwującym, że w klubie „wiele rzeczy się nie zgadza”.

Kacper Janoszka