To Adam Deja zanotował jedyną – jak się okazało – asystę w meczu Górnik – Odra. Fot. Piotr Matusewicz/Press Focus.


Złota główka

W Łęcznej i Górnik, i Odra zagrali po jednej dobrej połowie, ale tylko gospodarze potrafili strzelić gola.


W spotkaniu drużyn, które chcą się włączyć do walki o ekstraklasę w barażach, Górnik Łęczna pokonał na swoim boisku Odrę Opole. Stało się to dzięki celnej główce Damiana Warchoła, który pierwszy raz pojawił się w wyjściowej jedenastce, zastępując Damiana Gąskę pauzującego za nadmiar żółtych kartek. Dla 28-letniego skrzydłowego, mającego w swoim piłkarskim życiorysie tytuł mistrza Polski zdobyty w 2020 roku z Legią Warszawa oraz w sumie 39 występów i 10 goli w ekstraklasie, było to dopiero pierwsze trafienie w zespole, do którego przeniósł się na początku roku.


Z pomocą poprzeczki

Wprawdzie bramka została zdobyta w doliczonym czasie pierwszej połowy, po rzucie rożnym wykonanym przez Adama Deję i wygranym przez strzelca pojedynku główkowym z Jirzim Pirochem, ale ta część spotkania przebiegała pod dyktando gospodarzy. Natomiast po zmianie stron role się odwróciły, lecz Maciej Gostomski – z pomocą poprzeczki po strzale Jakuba Antczaka z 59 minuty – zatrzymał wszystkie uderzenia gości. Najwięcej braw otrzymał jednak za interwencję w 3 minucie doliczonego czasu, gdy Borja Galan dośrodkował z rzutu rożnego, a Marcel Sluga główkował z bliska!


Bardzo nieskuteczni

– Liczy się to, co w sieci, tak można spuentować cały ten mecz – stwierdził trener opolan Adam Nocoń. – Straciliśmy bramkę praktycznie w ostatniej sekundzie pierwszej polowy, a w drugiej cały czas parliśmy do przodu. Bardzo dużo było stałych fragmentów gry. Mieliśmy sporo sytuacji, ale niestety byliśmy bardzo nieskuteczni. Myślę, że to zaważyło na wyniku. Górnik lepiej wykonał ten jeden stały fragment gry i o tę jedną bramkę okazał się lepszy. My w tym elemencie okazaliśmy się słabsi od przeciwnika i to zadecydowało – ocenił szkoleniowiec. Na 3 kolejki przed końcem opolanie znaleźli się więc poza strefą barażową, natomiast zespół z Łęcznej ciągle jest w grze.


Mieli też farta

– To był ciężki mecz, bo wiedzieliśmy, że przeciwnik bazuje po pierwsze na kontrataku, a po drugie ma bardzo groźne stałe fragmenty gry – podkreślił Pavel Stano, szkoleniowiec łęcznian. – Potwierdził to w meczu z nami. W niektórych momentach dobrze reagowaliśmy, a w niektórych... mieliśmy farta. W grze piłką mieliśmy jednak dobre momenty i udowodniliśmy to zdobyciem bramki. Damian Warchoł został ściągnięty dlatego, że ja wiem, że potrafi się znaleźć w polu karnym i zakończyć akcję. W Sosnowcu po faulu na nim był rzut karny, miał też swoje okazje w poprzednich występach. Jako drużyna potrafiliśmy też utrzymać się przy piłce. Zabrakło nam jednak jeszcze w drugiej połowie wyjścia za plecy rywali. Z tym jeszcze mamy problem i dlatego nie „zamknęliśmy” tego meczu, bo okazje do kontrataku były, ale nic z tego nie wyszło. Jestem jednak szczęśliwy, że udało się wygrać i możemy patrzeć do przodu. Przed nami 3 mecze i mamy o co walczyć.

Jerzy Dusik