Znowu ci Anglicy!
Po raz drugi z rzędu „Synowie Albionu” awansowali do finału mistrzostw Europy.
Rywalizacja w drugim półfinale rozpoczęła się tak naprawdę... dzień wcześniej. Trzeba przyznać, że Holendrzy byli postawieni w gorszej pozycji, bo z powodu blokady linii kolejowej nie byli w stanie dotrzeć ze swojej bazy w Wolfsburgu do Dortmundu zgodnie z planem. Na szybko musieli organizować samolot i do Zagłębia Ruhry dotarli z 4-godzinnym opóźnieniem. Na swoje szczęście i tak nie zamierzali trenować na Westfalenstadion, ale musieli odwołać przedmeczową konferencję. Z kolei już w dniu spotkania pełne ręce roboty miała niemiecka policja. Na mieście dochodziło bowiem do chuligańskich starć, zdewastowano kilka knajp, a prym w tym wiedli właśnie pseudokibice „Oranje”, z których część została aresztowana.
Rekordy Kane'a
Mecz lepiej zaczęła jednak Holandia. Już w 7 minucie fatalną stratę na własnej połowie zanotował Declane Rice, a piłkę przejął Xavi Simons. 21-latek postanowił uderzyć z dystansu i choć poślizgnął się, efektownie trafił do siatki. Piłka co prawda nie poleciała maksymalnie w bok. Jordan Pickford musnął ją rękawicą, co każe sądzić, że jakiś lepszy bramkarz mógłby obronić ten strzał. Simons zdobył tym samym najszybszą bramę w półfinale Euro od 1996 roku, kiedy w 3 minucie gola w meczu z Niemcami strzelił Anglik – słynny Alan Shearer. Wyspiarze musieli wziąć się do roboty i jak w ćwierćfinale ze Szwajcarią... udało im się to już po chwili! Denzel Dumfries nakładką zaatakował w polu karnym Harry'ego Kane'a i po interwencji VAR-u sędzia podyktował karnego. Bart Verbruggen wyczuł intencje kapitana Anglików, ale ten i tak zaliczył swoje 6. trafienie w fazie pucharowej mistrzostw Europy, stając się tym samym rekordzistą. Kane strzelił także 9. gola w fazie play off jakiegokolwiek wielkiego turnieju (tj. wliczając mundial), co uczyniło go rekordzistą pośród piłkarzy europejskich.
Foden jak Gueler
Można było przecierać oczy ze zdumienia, patrząc na grę Anglii. „Synowie Albionu” zupełnie nie przypominali miałkiej i nudnej drużyny, jaką byli przez całe Euro. Grali z polotem, fantazją, lekkością. W końcu „dojechał” Phil Foden, który w 23 min omal nie wbiegł z piłką do bramki, ale na linii bramkowej zatrzymał ją... Dumfries. Winowajca karnego odpokutował swoje winy, a chwilę potem trafił jeszcze w poprzeczkę, na co Foden odpowiedział efektownym rogalem w spojenie – w stylu Ardy Guelera z meczu z Gruzją. Turek jednak trafił do siatki, Anglik obszedł się smakiem. „Oranje” byli apatyczni, a to przecież Brytyjczycy w obu wcześniejszych spotkaniach awans musieli wywalczyć po dogrywkach i karnych. Holendrzy sprawy załatwiali w 90 minut.
Bez strzału do 88 minuty
Pierwsza połowa zdawała się jednak tylko wyskokiem Anglików, bo ci po przerwie wrócili do swojej szarości (metaforycznie zniknął Jude Bellingham). Szybko piłkę przejęli „Pomarańczowi”, ale nie byli tak płynni w operowaniu nią jak wcześniej rywale. Zrobiło się mało ciekawie i dopiero w 65 minucie Virgil van Dijk po dośrodkowaniu nieco przypadkowo sprawdził czujność Pickforda, który uratował Wyspiarzy. Poza tym jednak za mało było z ich strony konkretów i to zaczęło się mścić. W 79 min sygnał ostrzegawczy dał Bukayo Saka, strzelając gola, którego sędzia anulował z powodu minimalnego spalonego Kyle'a Walkera. Formalnie więc Anglia... ciągle pozostawała bez uderzenia po przerwie, a finalnie oddała takowe dwa. W 88 min spróbował Cole Palmer, a chwilę potem Olllie Watkins. Obaj zameldowali się na murawie w tej samej chwili i w 90 min ten pierwszy podał temu drugiemu. Stefan de Vrij zbyt ostrożnie podszedł do napastnika Aston Villi, co ten wykorzystał książkowo, oddając precyzyjny strzał w dalszy róg. Verbruggen skapitulował po raz drugi, a Holandia już tego nie odrobiła. Anglia drugi raz z rzędu awansowała do finału Euro i chyba po raz pierwszy na tym turnieju wygrała mecz zasłużenie.
Piotr Tubacki