Sport

Znakomite zakończenie

Chorzowianom wreszcie udało się wygrać spotkanie, w którym jako pierwsi stracili bramkę.

Martin Konczkowski to pewny punkt w defensywie Ruchu. Fot. Artur Kraszewski/PressFocus

RUCH CHORZÓW

„Niebiescy” tracili pierwszą bramkę z Polonią Warszawa, Stalą Stalowa Wola oraz Miedzią Legnica i potem już sami nie strzelali. Kiedy stracili gola z Wisłą Płock, odpowiedzieli, ale też przegrali. Żeby znaleźć mecz, w którym Ruch przegrywał 0:1, ale odwrócił losy rywalizacji i wygrał, trzeba cofnąć się aż o ponad dwa lata - do 2 października 2022 roku i pierwszoligowego spotkania przy Cichej z Sandecją Nowy Sącz. Goście prowadzili do przerwy po uderzeniu z karnego Michała Walskiego, ale potem Ruch strzelił dwa gole – autorstwa Konrada Kasolika i Tomasza Foszmańczyka - i zainkasował 3 punkty.

Szalony mecz

Ze Zniczem zadanie było tym trudniejsze, że pruszkowianie na prowadzenie wychodzili dwa razy po golach doświadczonego Radosława Majewskiego. – To był szalony mecz. Od początku wiedzieliśmy, że to będzie trudne spotkanie. Przyjechaliśmy do Pruszkowa z zamiarem zwycięstwa. Co na duży plus, to w końcu udało nam się odwrócić losy meczu, bo dwukrotnie w nim przegrywaliśmy, ale wyrównywaliśmy i potem postawiliśmy kropkę nad „i”. Chyba już dawno tak nie było – mówił uśmiechnięty obrońca „Niebieskich” Martin Konczkowski.

Pruszkowianie bardzo zawzięcie bronili prowadzenia. – Zwłaszcza w drugiej połowie rywale bardzo nisko stanęli. W pierwszej połowie Znicz trzykrotnie podjechał pod nasze pole karne i zdobył dwie bramki, więc to na pewno na minus. Nie grało się łatwo. Boisko nie pomagało, ale najważniejsze, że jako drużyna pokazaliśmy charakter i za to duży szacunek dla wszystkich – podkreślił „Konczi”.

Wreszcie złapali rytm

Wiara we własne możliwości i założony plan to duże atuty Ruchu. – Konsekwentnie staraliśmy się grać swoje. Dostaliśmy kilka wskazówek od trenera, co mamy zmienić w drugiej połowie. Wydawało mi się, że zbliżamy się do celu, bo oprócz goli mieliśmy jedną czy dwie dobre sytuacje – mówił pochodzący z Rudy Śląskiej defensor, jak zawsze aktywny w ofensywie.

31-latek to jeden z liderów 14-krotnych mistrzów Polski, ważny i pewny punkt obrony, która nie zawsze tą pewnością grzeszy. Początek sezonu nie był jednak dla Konczkowskiego najlepszy, ale... tyczyło się to całego Ruchu. Z czasem – po przyjściu trenera Szulczka – zespół się rozkręcił, a razem z nim „Konczi”. „Niebiescy” skończyli 2024 rok z niewielką stratą do podium, finiszując tuż za nim. – Trzeba podsumować, że ta runda była naprawdę dobra. Patrząc na jej początek, gdzie nie mogliśmy złapać swojego rytmu, nie punktowaliśmy, trzeba uznać, że to znakomity wynik – ocenił Konczkowski.

Pochwała Foszmańczyka

Teraz spojrzenia wszystkich zarządzających Ruchem przeniosą się z boiska na ekrany i programy skautingowe, bo za parę tygodni wystartuje okienko transferowe i zapewne trzeba będzie przeprowadzić – nomen omen – ruchy. Na pierwszy plan ponownie wysuną się dyrektor sportowy Tomasz Foszmańczyk, prezes Seweryn Siemianowski oraz szef skautingu Jakub Komander.

Swój wkład w te procesy będzie miał również trener Dawid Szulczek, który poruszył ten wątek na konferencji prasowej w odniesieniu do wyssanych z palca plotek, jakoby „Fosa” miał wkrótce stracić pracę. – Zdecydowanie jestem zadowolony z tego, jak współpracuje się z Tomkiem Foszmańczykiem czy Kubą Komanderem. Już to mówiłem w przeszłości. Moje wypowiedzi, które się pojawiały, dotyczyły tego, jak chciałbym, aby wyglądała współpraca z dyrektorem sportowym w przyszłości i mówiłem to w sierpniu. Dlatego właśnie podpisałem kontrakt z Ruchem, bo Tomek jest właśnie takim dyrektorem, jakiego sobie wyobrażałem – pochwalił szkoleniowiec. Wszystko zweryfikuje jednak okienko transferowe.

Piotr Tubacki