Florian Wirtz został pierwszym zdobywcą bramki na mistrzostwach Europy 2024. Fot. PAP/EPA

GRUPA A

Zmiażdżeni do przerwy

Na inaugurację mistrzostw gospodarze nie dali Szkotom żadnych szans.

Jeśli ktoś liczył, że szkocka dyscyplina i hardość sprostają niemieckiej jakości, srogo się pomylił. „Die Mannschaft” książkowo wszedł w spotkanie. Wyspiarze... solidnie mu w tym pomagali, z jednej strony chcąc bronić ciasno, z drugiej – wychodząc dość wysoko. Już w 5 min otwierające podanie za linię defensywy otrzymał Florian Wirtz, lecz był na minimalnym spalonym.

„Wusiala” się bawi

Gwiazdor Bayeru Leverkusen zrobił jednak swoje chwilę później. Joshua Kimmich „wystawił” mu piłkę na linii „szesnastki”, a urodzony w 2003 roku ofensywny pomocnik trafił do siatki – po rękach bramkarza i słupku. Kroku postanowił mu dotrzymać jego rówieśnik z Bayernu, który grał na swoim stadionie w Monachium, Jamal Musiala. Wybitnym podaniem akcję napędził Toni Kroos, asystował Kai Havertz, a niemiecki numer 10 podwyższył. Nie minęło nawet 20 minut, a młodziutki duet „Wusiala”, po którym gospodarze mistrzostw wiele sobie obiecują, miał już po golu! Szkocja nie istniała. Na przerwę zeszła bez choćby zalążka jakiejkolwiek akcji. Zeszła też... bez Ryana Porteousa. Stoper Watfordu nakładką „ostemplował” nogę kapitana Niemców Ilkaya Guendogana, co poskutkowało nie tylko „czerwienią”, ale też karnym, którego w doliczonym czasie wykorzystał Havertz. Szkoci zresztą otarli się o „jedenastkę” także kwadrans wcześniej, ale wówczas duet Christie – Tierney faulował Musialę minimalnie przed „szesnastką”.

To nie miało sensu

Mecz praktycznie dobiegł końca. Selekcjoner Julian Nagelsmann zdjął już w przerwie Roberta Andricha, który obejrzał pierwszą żółtą kartkę w turnieju. Niemcy mieli totalną kontrolę nad wydarzeniami i spokojnie kreowali kolejne okazje. Także trener Szkotów widział, że to wszystko nie ma już sensu. W 67 min zdjął kluczowych pomocników Johna McGinna i Calluma McGregora, by niepotrzebnie ich nie męczyć. Chwilę później gospodarze strzelili na 4:0 – kropnął rezerwowy Niclas Fuellkrug. Napastnik Dortmundu skompletował nawet dublet, tyle że anulowany, bo był na spalonym. Wyspiarze mieli tylko jeden powód do radości, a był nim niespodziewany samobój Antonio Ruedigera z samej końcówki. Formalnie więc Szkocja gola strzeliła, ale... nie oddała żadnego uderzenia w całym spotkaniu. Skończyło się 5:1. Tuż przed końcowym gwizdkiem wynik ustalił Emre Can, który na kadrę przyjechał ledwie kilka dni temu, zastępując chorego Aleksandara Pavlovicia.

Piotr Tubacki