Sport

Zmiana przyniosła efekt

Rozmowa z Maciejem Sadlokiem, pełniącym obowiązki kapitana Ruchu Chorzów

– Powinniśmy szybciej zamknąć mecz z Tychami – mówi bez namysłu Maciej Sadlok. Fot. Marcin Bulanda/PressFocus

RUCH CHORZÓW

Kamień spadł z serca, że Ruch potrafi wygrać dwa mecze z rzędu?

Oczywiście, że tak. Zwycięstwa budują i powodują lepszą formę oraz nastroje. Cieszymy się z tego i liczymy, że seria będzie trwała. Sezon jest rzecz jasna długi, będą się działy w nim różne rzeczy. Trzeba jednak cieszyć się tą chwilą i myśleć o następnym meczu, żeby kolejne punkty znowu trafiły do nas.

W Tychach zachowaliście czyste konto po sześciu meczach z rzędu ze straconym golem. To chyba kolejny powód do radości.

Nie da się ukryć. Jeśli chodzi o grę w defensywie, to jest szczególnie ważne. Najważniejsze jednak jest zwycięstwo – to ono cieszy, bo nieważne jak, ważne, żebyśmy wygrywali. Jeśli dodamy do tego zero z tyłu, to nas, obrońców, dodatkowo wspiera i satysfakcjonuje.

Wygrana 1:0 to chyba najniższy wymiar kary dla GKS-u Tychy?

Powiem szczerze, że na pewno powinniśmy zamknąć ten mecz wcześniej. Szkoda sytuacji Somy Novothny'ego, który główkował w poprzeczkę. Potem było jednak jeszcze dużo grania. Wynik mógł ustalić Bartek Barański, ale niestety piłka nie wpadła do siatki, choć fajnie zagrał, mijając bramkarza. Szkoda tej okazji. Wytrzymaliśmy napór do końca, bo tak jak w pierwszej połowie byliśmy bezapelacyjnie lepszą drużyną, która totalnie kontrolowała grę, tak w drugiej części – siłą rzeczy – GKS otworzył się, zostawił obrońców w przodzie, grał długimi piłkami, co przy prowadzeniu 1:0 zawsze jest groźne. Jednak to przetrzymaliśmy. Wszedł „Luki” (Andrej Lukić – przyp. red.), pomógł w defensywie, a to jest bardzo ważne. Fajnie, że nasza drużyna się buduje.

Był pan blisko gola w stylu Filipa Starzyńskiego z meczu z Pogonią Siedlce, bo strzelonego bezpośrednio z rzutu rożnego.

W drugiej połowie faktycznie była taka sytuacja. Nie wiem, jak w ogóle piłka się tam znalazła, bo w polu karnym był wielki gąszcz zawodników, a my mamy swoje rozwiązania. Szkoda, że z tego nie urodziło się nic więcej. Mamy też swoje założenia, ja jestem akurat oddelegowany do wykonywania rożnych, więc staram się to wykonywać jak mogę najlepiej.

Czujecie się lepiej w nowym ustawieniu 1-4-4-2?

Nie wiem, jak inni zawodnicy to odbierają. Ja osobiście lepiej czuję się w tym układzie, ale to nie jest problem, kiedy przechodzimy na trójkę. Było to widoczne w końcówce, gdy zmieniliśmy formacje, związaliśmy się jeszcze bardziej. Czy gramy tak, czy tak – ważne, żeby to przynosiło efekty. Jakie to będzie ustawienie, to już sprawa drugorzędna.

Co się stało, że w dwóch meczach pod wodzą trenera Szulczka wyglądaliście zdecydowanie lepiej niż we wcześniejszych spotkaniach tego sezonu za trenera Niedźwiedzia?

Ciężko jednoznacznie powiedzieć. Na pewno mamy trochę inny bodziec treningowy, zostały nieco zmienione rzeczy, które nam do tej pory doskwierały. Każdy szkoleniowiec pracuje trochę inaczej. Zarówno trener Szulczek, jak i trener Niedźwiedź mają swój określony warsztat. Nastąpiła zmiana i ważne, że ona przyniosła oczekiwany efekt.

Czy w pierwszych meczach byliście „zajechani” i teraz, po przyjściu trenera Szulczka, trochę zostaliście zluzowani, co ma lepszy wpływ na waszą motorykę i świeżość?

Nie chcę się wypowiadać za całą drużynę i nie ma co do tego wracać. To mogło się na nas odbić, bo nie ma co ukrywać, że pracowaliśmy mocno i zaczęliśmy przygotowania jako pierwsi. Trzeba też sobie powiedzieć szczerze, że nasza kadra nie była jeszcze skompletowana, nie było wielu ludzi i może to miało jakiś wpływ. Połączyły się pewne rzeczy i tak to mogło wyglądać. Ważne jest jednak to, co teraz i cieszymy się z tego.

Ile wam dała dwutygodniowa przerwa na kadrę, gdy mogliście w spokoju potrenować z nowym szkoleniowcem bez meczów ligowych?

Po wynikach widać, że klocki lepiej się układają. Nie jest to tak, że my w trakcie tej przerwy nic nie robiliśmy, bo ciężko pracowaliśmy, ale ta praca trochę inaczej wyglądała. Jak widać na boisku, to przyniosło skutki i to jest najważniejsze.

Tracicie dziewięć punktów do lidera z Niecieczy, któremu jako jedyni urwaliście punkty. To dużo czy mało?

Szczerze mówiąc, ani razu nie policzyłem, ile mamy do lidera. Nie patrzyłem w górną część tabeli, bo nie mieliśmy za dużo zwycięstw (śmiech). Na razie też tego nie będę sprawdzał, bo sezon jest długi. My mamy wygrywać, a co będą robili przeciwnicy, to inna sprawa. Nie mamy na to wpływu. Wpływ mamy tylko na siebie i jeśli będzie to wyglądało tak, jak teraz, to będziemy się pięli w tabeli. Daj Bóg, że kiedyś przyjdzie taki czas, kiedy będziemy patrzyli na tabelę z góry.

Macie 13 punktów, ale to nie jest chyba pechowa trzynastka?

Nie wierzę w pechowość trzynastki (śmiech).

Rozmawiał i notował Piotr Tubacki