Arkadiuszem Pyrką interesują się inne kluby. Fot. Marcin Bulanda/PressFocus


Zmiana nastrojów.

Rozmowa ze Zbigniewem Kałużą, mniejszościowym udziałowcem Piasta Gliwice.

Jeszcze dosłownie kilka godzin temu wydawało się, że Piastem targa potężny kryzys. Rozmawiamy jednak po spotkaniu z władzami miasta i wydaje się, że nastroje są już inne.

- Teraz myślę o przyszłości z nadzieją. Po zmianie władz Gliwic, źle zaczęliśmy współpracę z miastem. Nie rozumiem dlaczego nagle wybuchł kryzys, najważniejsze, że udało się go zażegnać. Rano spotkaliśmy się z władzami miasta, panią prezydent Katarzyną Kuczyńską-Budką. Dla dobra klubu zapominamy więc o nieporozumieniach i mam nadzieję na dobrą współpracę. Jest deklaracja wsparcia, a to jest przecież klub miejski, miasto jest nieodzownym partnerem, a nie przeszkodą w czymkolwiek. W sumie nie wiem, skąd wziął się ten kryzys i pewnie się już nie dowiem. Nie będę zgadywać, może zostanie to tajemnicą, ale powtórzę: może początki naszej współpracy nie były dobre, jednak co się źle zaczyna, może przecież dobrze się skończyć. Deklaruję, że razem z miastem, jako większościowym udziałowcem, będziemy w dalszym ciągu brali odpowiedzialność za ten klub, który jest dla nas ważny. Ja na Piasta nie jestem w stanie się obrazić. Pani prezydent złożyła właśnie deklarację, że chce aktywnie uczestniczyć w sprawach dotyczących Piasta i pomagać klubowi tak, by osiągał lepsze wyniki sportowe i miał lepszą sytuację finansową. Czegóż ja mogę więcej od miasta oczekiwać?! Najważniejsze, że pojawiło się światełko w tunelu, aby ten klub nadal należycie funkcjonował. Jestem pełen nadziei, bo pani prezydent stwierdziła, że jej bardzo na klubie zależy. Jeśli zależy pani prezydent, radnym, nam – wszyscy idziemy w tę samą stronę. A wszelkie dotychczasowe nieporozumienia są do wyjaśnienia. Nie mamy nic do ukrycia, przedstawicie Urzędu Miasta mogą przejrzeć wszystkie dokumenty związane z działalnością klubu. Oczywiście miasto jako większościowy akcjonariusz będzie miało decydujący głos w radzie. Nie wiem, jakie w przyszłości radni będą podejmować decyzje względem klubu, wszystko jest w ich rękach. Ten klub w przyszłym roku obchodzi osiemdziesięciolecie istnienia i chyba czymś najgorszym byłoby, gdyby przestał istnieć, albo spadł szczebel lub dwa niżej. Konkurencja jest ogromna, a nam ciągle udaje się utrzymać ten klub w ekstraklasie.


Mocnym echem odbiła się w Polskę wieść, że w radzie nadzorczej zasiądzie Janusz Szymczyk, były komendant główny policji. Niektórzy kojarzą go z afery z granatnikiem (chodzi o eksplozję broni w gabinecie komendanta - przyp. aut). Skąd wziął się pomysł z komendantem, pamiętając oczywiście po fakcie, że pan jako mniejszościowy akcjonariusz ma prawo powołać na przedstawiciela do Rady Nadzorczej kogo chce.

- Podkreślam, że tu nie chodziło o politykę, ja się polityką nie zajmuję. To bardzo proste. Otóż pan generał jest przy tym klubie już od wielu lat, bardzo mu kibicuje i wspiera. Mieszkał kilkaset metrów od stadionu i od lat bezinteresownie Piastowi pomagał. Jego dziadek tu pracował, jego ojciec przychodził na mecze. Jeśli mu tylko obowiązki zawodowe na to pozwalały – był na każdym meczu Piasta. Pomagał nam nie tylko zresztą w kwestiach związanych z bezpieczeństwem, a w tym wygrywamy wszelkie rankingi i jestem mu za to bardzo wdzięczny. Sposób w jaki ten klub się przeobraził, to jest zasługa również pana generała. Proszę się nie dziwić, że według mnie to była osoba najbardziej wiarygodna do pełnienia funkcji w Radzie Nadzorczej.


Następne zebranie akcjonariuszy zaplanowano na 28 czerwca. Wtedy mają formalnie zapaść decyzje dotyczące zmian w radzie nadzorczej.


Ostatecznie jednak ustaliliście państwo, że Jarosław Szymczyk złoży rezygnację z funkcji członka RN Piasta Gliwice, a jego miejsce w radzie zajmie mecenas Grzegorz Jaworski. To przez nieprzychylne opinie?

- Rzeczywiście, ustaliliśmy, że generał Jarosław Szymczyk złoży rezygnację, ale nieprzychylne opinie nie robią na mnie wrażenia, hejt mnie nie przeraża, cały czas się przecież kogoś obraża. Jedynie atakowanie rodziny to objaw tchórzostwa. A w tej sprawie ostatecznie podjęliśmy taką, a nie inną decyzję, jednak nie chcę zdradzać wszystkich powodów takiego rozwiązania. Tak czy inaczej: pan generał dalej będzie dla mnie i dla klubu wsparciem, bez względu na to, czy będzie w radzie, czy nie.


Klub nie ma obecnie prezesa. Nie ma chętnych?

- To nie tak. Byliśmy poproszeni, żeby w okresie wyborczym wstrzymać się z obsadą tej funkcji i zaczekać do nadzwyczajnego walnego zgromadzenia. Myśmy tę prośbę spełnili.


Pada zarzut, że klub przyniósł ostatnio stratę w wysokości 13 mln złotych.

- To nie jest nic kontrowersyjnego. Przecież wiele klubów ekstraklasy ma zdecydowanie większą stratę. Zapewniam, że my sobie z tym poradzimy – mając takich akcjonariuszy jak miasto, jak moją skromną osobę. Potrafimy udźwignąć budżet klubu. Ja się w każdym razie nie poddam. Żeby był jasne, staramy się prowadzić ten klub bardzo przejrzyście. Z internetowym hejtem nie polemizujemy, stąd mogłoby się wydawać, że sytuacja klubu jest bardzo zła, ale to nieprawda. Raków Częstochowa ma stratę ponad 30 milionów złotych, Pogoń Szczecin czy Śląsk Wrocław – ponad 20 mln zł. Trzeba jednak pamiętać, że klub sportowy nie jest tworzony po to, żeby przynosić zyski. Na pierwszym miejscu jest wynik sportowy, dopiero potem wynik finansowy. Oczywiście klub musi regulować swoje zobowiązania. Nie będziemy na siłę zasypywać tej dziury. W sezonie mistrzowskim mieliśmy 13 mln złotych zysku netto, w statucie jest zapis, że zyski mają być wydatkowane tylko na klub. Żaden z akcjonariuszy nie pobiera dywidendy, nie wyprowadza zysków. Wszystkie pieniądze, które wypracowujemy, idą na to, żeby grali tu dobrzy zawodnicy.


Jaki wynik sportowy pana zadowoli?

- Regularnie zajmowaliśmy miejsce w pierwszej szóstce. Patrząc na nasz budżet - osiągnięcia były adekwatne do możliwości finansowych. W tym roku postawiliśmy na Puchar Polski. Niewiele brakowało, odpadliśmy dopiero w półfinale. Ze sztabem szkoleniowym, z trenerem Aleksandarem Vukoviciem na czele, którego uważam za jednego z najlepszych obecnie trenerów ligowych, przygotowaliśmy strategię dalszego działania. Mamy kilku zawodników topowych w ekstraklasie. Zdecydowaliśmy, że dla nich, jak i dla klubu najlepsze będzie odejście. Jesteśmy na to przygotowani i mam nadzieję pozytywnie państwa zaskoczyć.


Kto miałby zostać sprzedany?

- Na brak ofert nie narzekamy, ale nie chcemy sprzedać oczywiście wszystkich. Transfery to nieodłączny element działalności klubu. Mamy oferty między innymi dla Ariela Mosóra i Arkadiusza Pyrki. Od roku inne kluby oferują za nich bardzo dobre pieniądze. Transfery są przygotowane i trzeba tylko je sfinalizować.


A jeśli nie uda się ich sprzedać?

- Jako współwłaściciel Piasta mogę pożyczyć znaczną sumę pieniędzy… Poza tym rok obrachunkowy kończy się dopiero 30 czerwca, a nie 1 stycznia. Został zmieniony na naszą prośbę dawno temu. Myślę, że zaskoczymy wszystkich wynikiem finansowym.


Mówi pan, że czuje się zmęczony. Czy to oznacza, że chce pan odejść?

- Jeżeli chodzi o dobro Piasta, jestem w stanie wyjść i zabrać własne zabawki. Oczywiście pod warunkiem, że pojawi się ktoś, kto będzie gwarantem jego dalszych dobrych dni. Jeśli tylko pojawią się osoby, które zagwarantują jego rozwój, jego stabilny byt – jestem gotowy odejść.


A jeśli nie?

- Zobaczymy. Może rodzina mnie do tego... zmusi? Tak czy inaczej, klub musi zostać wyprowadzony na prostą.

Rozmawiał Paweł Czado