Zmarnowana szansa
Niewykorzystany rzut karny sprawił, że ŁKS tylko zremisował z Polonią Warszawa.
Fabian Piasecki "podcinkami" próbował pokonać bramkarza. Fot. Artur Kraszewski/PressFocus
Warto było moknąć i marznąć w sobotę na stadionie ŁKS-u w jesienny, choć jeszcze sierpniowy wieczór, bo najciekawsze z całego meczu były ostatnie momenty. Goniący ambitnie wynik gospodarze zdobyli wyrównującą bramkę na 2:2 w 89 minucie. Następnie w trzeciej z doliczonych minut Hajdin Salihi sfaulował Fabiana Piaseckiego, a po kolejnych pięciu minutach deliberacji sędziów VAR tenże Piasecki, najskuteczniejszy do tej pory zawodnik ŁKS-u, rzutu karnego nie wykorzystał, strzelając nad poprzeczką. Oszukał zwodem Mateusza Kuchtę, ale z „podcinką” zdecydowanie przesadził. ŁKS stracił w ten sposób pierwsze punkty w Łodzi, Polonia natomiast z wyjazdów przywozi do domu już ósmy punkt (dwa zwycięstwa i dwa remisy), podczas gdy na swojej Konwiktorskiej dołożyła do tego dorobku tylko jeden.
Piasecki i Łukasz Zjawiński z Polonii mieli przed tym meczem po pięć bramek. Ten pierwszy nie tylko nie zdołał zapewnić swojej drużynie zwycięstwa, ale i przegrał indywidualny, prestiżowy pojedynek ze Zjawińskim, który strzelił szóstego gola w sezonie. Ten 24-letni napastnik w ekstraklasie jeszcze nie błysnął (zaledwie dwie bramki w trzech sezonach, w tym jedna w meczu pucharowym), za to w 1. lidze rozkręca się coraz bardziej: ma już razem 43 bramki.
Oba zespoły przystąpiły do gry mocno poturbowane nie tylko ostatnimi wynikami (zwłaszcza 1:6 Polonii z Wieczystą), ale i urazami kilku kluczowych zawodników: w Polonii nie grają Olszewski, Terpiłowski i Grudniewski, a w ŁKS-ie – Głowacki i Mokrzycki. Goście prowadzili już 2:0, ale to oni bardziej cieszyli się z końcowego rezultatu. Już w pierwszej fazie spotkania Aleksander Bobek tak nieszczęśliwie interweniował po dośrodkowaniu Simona Skrabba, że trafił piłką w Oliwiera Wojciechowskiego, a kilka minut później Zjawiński celnym strzałem zakończył akcję rozpoczętą wrzutem z autu. To był dobry przykład, że taki wrzut na wysokości pola karnego może być równie groźny jak dośrodkowanie z rzutu rożnego albo wolnego.
ŁKS przez całą pierwszą połowę nie mógł sobie poradzić z gęstą obroną Polonii – stąd aż trzy zmiany w przerwie. Można się teraz zastanawiać, dlaczego trener Grabowski ma cierpliwość do Miłosza Szczepańskiego, który drugi raz został zmieniony już po 45 minutach, a nie ma zaufania do Mateusza Lewandowskiego (trzecia bramka z ławki) i do Huseina Balicia, którzy tak jak w poprzednich meczach ożywili grę ŁKS w drugiej połowie, o czym świadczy też bilans strzałów 24-10. Dodać warto, że łodzianie strzelili oba gole po rzutach rożnych.
Broniąc się głęboko, Polonia zdołała też kilka razy groźnie zaatakować, ale Bobek był już bardziej skoncentrowany i nie dał się zaskoczyć. Szukanie miejsca do strzału w polu karnym gości przypominało szukanie grzybów w lesie w czasie suszy – czasem się trafiają, ale rzadko. A jak trafił się prawdziwek, czyli rzut karny, to okazał się robaczywy.
Wojciech Filipiak
OCENA MECZU ⭐ ⭐ ⭐
◼ ŁKS Łódź – Polonia Warszawa 2:2 (0:2)
0:1 – Wojciechowski, 13 min. 0:2 – Zjawiński, 20 min. 1:2 – Lewandowski, 72 min., 2:2 – Rudol, 89 min.
ŁKS: Bobek – Leoffelsend (46. Balić), Rudol, Craciun, Książek (46. Fałowski) – Krykun (48. Jurkiewicz), Wysokiński (84. Hinokio), Ernst, Szczepański (46. Lewandowski), Norlin – Piasecki. Trener Szymon GRABOWSKI.
POLONIA: Kuchta – Durmusz, Salihu, Szur, Hoxhallari – Dadok (77. Młyński), Wojciechowski (77. Piotrowski), Poczobut, Skrabb (67. Gnaase), Vega – Zjawiński. Trener Mariusz PAWLAK.
Sędziował Mateusz Piszczelok (Katowice). Widzów 6 484. Żółte kartki: Fałowski – Poczobut.
