Zjawisko, jedyny taki!
Mistrzostwo Polski osiągnięte przez jednego człowieka jedenaście razy?! Trudno sobie wyobrazić, by ktoś mógł dziś choćby zbliżyć się do wyczynu Huberta Kostki.
Hubert Kostka na Stadionie Śląskim. Przeżył w tym miejscu wiele wspaniałych chwil, zarówno jako piłkarz, jak i trener. Fot. Marcin Bulanda / PressFocus
1961
Pierwsze mistrzostwo w Górniku. Mało kto pamięta, że zanim pojawił się w Zabrzu, był – jako piłkarz Unii z macierzystego Raciborza - dożywotnio... zdyskwalifikowany w wieku 17 lat. Przechodził dwie rozprawy sądowe jeszcze jako… napastnik. Ta historia pokazuje jak trzeba uważać, gdy się kogoś oskarża. Arbiter napisał, że po meczu pobił go Kostka, a potem wyszło, że się pomylił. Tych nieprzespanych nocy nikt jednak chłopcu nie odda… Górnik rozgrywał sparingowe mecze z Unią i młodziutki bramkarz wpadł w oko. – Do Górnika nawet boso bym poszedł. Od razu się zgodziłem – wspominał. Za transfer nie dostał ani grosza, za to od razu stał się ważnym ogniwem Górnika, zaraz zrobił pierwszego mistrza. Zawsze podkreślał, że miał szczęście, trafiając na trenera Augustyna Dziwisza. Studiował na Politechnice Śląskiej w Gliwicach w trybie dziennym, a szkoleniowiec się zgadzał, żeby… nie trenował z drużyną, dojeżdżał do klubu i dbał o formę w okienkach między wykładami i ćwiczeniami. Pracowali z trenerem Dziwiszem we dwójkę. Zaufanie szkoleniowca zaowocowało. Dziś trudno w to uwierzyć, ale właśnie w 1961 roku dostał pierwsze rękawice. To był rarytas. – Dostałem je po towarzyskim meczu z Dynamem Kijów w Zabrzu od bramkarza rywali. Były skórzane, ale miały naklejane wykładziny z rakietek do tenisa stołowego – wspomina Kostka.
1963
Drugi tytuł w Górniku. Kostka jest coraz lepszy. Wiele dają mu wspólne treningi ze słynnym Gyulą Grosicsem, wicemistrzem świata z 1954 roku, członkiem słynnej węgierskiej „Złotej Jedenastki”. Po zakończeniu kariery Grosics znajduje zatrudnienie w firmie specjalizującej się pozyskiwaniem węgla z odpadów węglowych, powstałej na mocy umowy rządów Polski i Węgier. Dlatego pod koniec 1962 roku przyjeżdża na Śląsk, a kiedy działacze Górnika dowiadują się o tym, proponują mu współpracę. Grosics zgadza się i organizuje treningi kilka razy w tygodniu dla śląskich bramkarzy. – Uczył nas wszystkiego. Chwytu, poruszania się, sposobu reagowania. Te treningi mnóstwo mi dały – przyznaje Kostka. Widać to było w lidze.
1964
Trzeci tytuł w Górniku. Uzyskuje dyplom magistra inżyniera górnictwa na Politechnice Śląskiej. Mówi: - Forma się ustabilizowała. Mogłem poświęcić się tylko treningom i grze. Zygfryd Szołtysik: - Hubert bardzo myślał podczas gry. Był też nienagannie wyszkolony technicznie.
1965
Czwarty tytuł w Górniku. Rozpoczyna się słynna rywalizacja o miejsce w bramce między Kostką a Janem Gomolą. W trakcie tamtego sezonu zmieniają się między słupami dziesięciokrotnie. Zdarzało się, że kiedy jeden miał miejsce w pierwszym składzie reprezentacji Polski, w Górniku siedział na ławce. Obaj są znakomici. Kostka broni w lidze 222 razy, Gomola – 116. – Uważam, że taka rywalizacja zawsze jest dobra dla zespołu, bo rozwija. Między nami nie było złej krwi, dobrze Jasiowi życzyłem – komentuje tamten stan rzeczy Kostka, na którego prośbę obowiązuje w klubie niecodzienny układ: obaj bramkarze mają dokładnie takie samo wynagrodzenie i premie za zwycięstwa, bez względu na to, kto akurat gra. Wielka rywalizacja trwa osiem lat. Obaj odchodzą po sezonie 1973/74.
1966
Piąty tytuł w Górniku. Najtrudniejszy okres. Gra jedynie w sześciu meczach ligowych sezonu 1965/66. W trzeciej kolejce Górnik sensacyjnie przegrywa we Wrocławiu ze Śląskiem, Kostka doznaje kontuzji, do bramki wskakuje więc Gomola, a węgierski trener Ferenc Farsang, stawia na niego. Jego następca, Władysław Giergiel – również. – Hubert był dla niego za mądry. Giergiel mu powiedział: „Ty masz ręce do pianina, nie do bronienia” – opowiadał ówczesny zabrzański obrońca Rainer Kuchta. Kostka przetrwał ten trudny okres. W kolejnym sezonie bronił już więcej niż Gomola (20 meczów, wobec 10 konkurenta).
1967
Szósty tytuł w Górniku. Tamten rok będzie się już zawsze kojarzył ze wspaniałym występem Huberta Kostki w Kijowie, w drugiej rundzie Pucharu Europy Mistrzów Krajowych Górnik trafia na Dynamo, najsilniejszą wówczas drużynę ZSRR. Ukraińcy są pewni zwycięstwa, bardzo gościnni, w przeddzień meczu organizują dla zabrzan wizytę w... cyrku. Do przerwy prowadzą 1:0, ale potem Górnik gra fantastycznie i wygrywa 2:1. W dodatku Kostka pięć minut przed końcem broni karnego słynnego Jozefa Szabo, niezawodnego dotąd w takich sytuacjach. – Nie miałem żadnych informacji na temat sposobu w jaki je wykonywał. Sam nigdy nie zakładałem wcześniej,w który róg się rzucę. Zawsze czekałem do końca.
1971
Siódmy tytuł. Drużyna Górnika w ciągu dekady się zmienia, ale ciągle może liczyć na Kostkę. Na kolejne mistrzostwo trzeba było poczekać cztery lata, ale przecież wtedy polska piłka klubowa jest bodaj najsilniejsza w historii, tytuły w tym czasie zdobywają najpierw Ruch (dziesiąty) i Legia (trzeci i czwarty). Sam Kostka budzi wcześniej zachwyt w Manchesterze. Na Old Trafford Górnik przegrywa z United , ale Kostka jest fenomenalny. – W trakcie meczu angielscy kibice zza bramki rzucali we mnie monetami. Po meczu zacząłem je wybierać z trawy, nazbierało się jakieś pięćdziesiąt. Zbierając uniosłem głowę i okazało się, że przeciwnicy czekają aż zejdę z boiska! Gospodarze poszli przed nami i utworzyli szpaler przed wejściem do szatni, żeby nagrodzić nas brawami. Brawo bili nam Bobby Charlton, George Best i Nobby Stiles. To było niezwykłe – wspominał znakomity bramkarz. Rainer Kuchta: - Hubert zagrał wtedy życiowy mecz. Był boski!
1972
Ósmy tytuł. Wielki sezon. Nie tylko w Górniku. Z reprezentacją Polski jako pierwszy bramkarz zdobywa mistrzostwo olimpijskie w Monachium. Zacięta rywalizacja z Janem Gomolą trwa (20 meczów Kostki, 10 – Gomoli). W ostatnim meczu ligowym Górnik bije Wisłę Kraków na wyjeździe aż 5:1. Kronika klubowa podkreślała jednak, że „pod koniec meczu kilka razy mógł wykazać się natomiast Hubert Kostka, interweniował jak za swoich najlepszych czasów”.
1980
Dziewiąty tytuł. Niezwykły, bo jedyny w tym zestawieniu - osiągnięty z innym klubem niż Górnik. Pierwszy jako trener. Mistrzostwo z Szombierkami Bytom jest wręcz legendarne, zasługuje na osobną książkę, którą zresztą napisałem. Młody, czterdziestoletni szkoleniowiec tworzy drużynę, która niesłusznie uważana jest za najsłabszego mistrza Polski - dyletanci mylą pojęcia „najsłabszy” z „najbardziej sensacyjny”. To czas przełomu, wszystko w PRL-u opiera się na... donoszeniu. Kostka donoszenia nie znosi. Mierzi go, bo lubi grać w otwarte karty. Zapowiada współpracownikom i piłkarzom, że nie przyjmuje braku lojalności. Działaczom mówi: - Jeśli chcecie czego dowiedzieć się o drużynie, pytajcie mnie. Ja wam wszystko powiem, nie mam nic do ukrycia, ale nie chcę, żeby ktoś wam donosił i przedstawiał sprawy po swojemu – zapowiada. Dbał, żeby piłkarze skupiali się na piłce. Sprawiał, że klub w tamtych trudnych czasach miał dla nich lodówki, pralki, meble. Szombierki idą jak burza, ale nie dzięki pralkom. Dzięki Kostce.
1985
Nowa, zupełnie inna epoka w Górniku. Hubert Kostka jest już uznanym szkoleniowcem, sposób jego pracy przechodzi do legendy. Niektórzy do dziś nazywają go „zamordystą”. Nie lubi tego określenia. – To bzdura i kłamstwo. Żadnego zamordyzmu u mnie nie było. Fakt, że zawsze miałem swój punkt widzenia na to jak należy trenować zespół i traktować piłkarzy. Każdy trening omawiałem i wyjaśniałem piłkarzom, po co różne rzeczy robią. Był czas na dyskusję, ale i czas na robotę. Zawsze wierzyłem w ciężką pracę, ale nigdy nikogo do niczego nie zmuszałem. Ktoś nie chciał się wysilać, wcale nie musiał. Żegnaliśmy się. Proszę mi wskazać choć jednego piłkarza, który nie chciał się poddać moim metodom, a potem zrobił karierę – pytał Hubert Kostka. Nie wskazałem.
Kiedy trener dostaje pod koniec 1983 roku propozycję od Górnika, zgadza się pod jednym warunkiem. – Ja nie wtrącam się do spraw organizacyjnych, działacze nie wtrącają się do spraw sportowych – brzmi ten postulat. Górnik na tym dobrze wychodzi. Na finiszu zabrzanie wyprzedzają bardzo silne wówczas Legię i Widzew. To początek nowej złotej ery klubu.
1986
Jedenasty tytuł. Legia i Widzew znów wyprzedzone na finiszu. Ówczesny pomocnik Ryszard Komornicki: - Hubert Kostka był bardzo inteligentnym trenerem. Doskonale wiedział, co chce osiągnąć i kto do kogo pasuje, że ten piłkarz z tym zagra świetnie, ale z tamtym – już niekoniecznie. Nie każdy potrafi to wychwycić. Waldemar Matysik: - Odpowiadał mi jego styl pracy. Zawsze lubiłem ciężko pracować, a u Kostki praca rzeczywiście była bardzo ciężka. Można porównać go trochę do niemieckiego trenera Feliksa Magatha, który też cenił sumienną robotę. Najważniejsze, że pod twardą ręką wszystko dobrze funkcjonowało.
***
Hubert Kostka to jedna z symbolicznych postaci najlepszych czasów naszej piłki. Dziś mieszka w rodzinnych Markowicach, dzielnicy Raciborza.
Ad multos annos, Panie Trenerze!
Paweł Czado