Katowicko-jastrzębska rywalizacja o awans do finału dopiero się rozkręca... Fot. PAP/Michał Meissner


Zgodnie z oczekiwaniami

Zespołom chyba łatwiej gra się na wyjazdach, bo towarzyszy im mniejsza presja. 

 

Nie ma żadnego zaskoczenia. Wszystko toczy się wedle przewidywanego scenariusza, a oba półfinały są wyrównane. W obu jest 1-1 i jutro rywalizacja przenosi się do Jastrzębia-Zdroju oraz Tychów. I tak będzie do samego końca, bo o wszystkim decydują drobne potknięcia raz jednych, raz drugich. - Czekają nas długie serie - twierdzą obiektywnie obserwatorzy. I oby się nie mylili.

 

Krata w kasku

Na początku 25 minuty rewanżowego meczu Jewgienij Kamieniew, obrońca JKH GKS-u, ze swojej tercji wybijał krążek w stronę niebieskiej linii. Bartosz Fraszko, nadjeżdżający w jego stronę, nadział się na kij i rozciął policzek. Napastnik gospodarzy padł i na tafli pojawiła się krew. Wydawało się, że kara dla obrońcy gości będzie nieunikniona. Okazuje się jednak, że dwa lata temu zmieniły się przepisy. Jeżeli zawodnik wybija krążek ruchem ciągłym, to nie można tego zakwalifikować jako grę wysokim kijem, a w takim przypadku kary nie ma. Fraszko udał się do szatni, gdzie założono mu szwy i do końca meczu nie wystąpił, zaś wczoraj do kasku przymocowano mu kratę ochraniającą twarz. Lewoskrzydłowy pierwszego ataku GieKSy będzie przygotowany do kolejnych spotkań.

 

Coś wyrwać

Obaj bramkarze są w centrum uwagi, bo w dużej mierze od ich postawy zależą końcowe rezultaty. John Murray w obu meczach obronił 55 (26 i 29) strzałów i przepuścił 3 gole (bronił z 92,6% i 96,7% skutecznością), ale przy trafieniu Roberta Arraka nie ustrzegł się błędu, a przy pierwszym golu Macieja Urbanowicza w inauguracyjnym meczu mógł zachować się lepiej. Jakub Lacković, bramkarz JKH GKS-u, pozostawił po sobie dobre wrażenie i też przepuścił trzy bramki. W dwumeczu obronił 69 uderzeń (40 i 29) i był bardziej efektywny między słupkami (97,6% i 93,3% skuteczności). W sumie trudno do nich mieć pretensje, choć lepsze wrażenie pozostawił czeski golkiper.

- Oczywiście, że bramkarze dokładają cegiełki do końcowych wyników, ale musimy dać nieco więcej w ataku - twierdzi solidny obrońca GKS-u, Jakub Wanacki. - Mamy remis i żeby myśleć o grze w finale, trzeba coś wyrwać na tafli rywala. Umiejętności oraz siły obu zespołów są podobne i o awansie zadecyduje to, kto kogo przełamie w nieco większym wymiarze.

Wczoraj hokeiści z Katowic, zgodnie z pomeczowym zwyczajem, zebrali się w szatni i zaczęli od jajecznicy serwowanej przez kierownika drużyny, Kamila Berggruena. Potem był trening opcjonalny, czyli każdy ćwiczył wedle własnego uznania (rower, rozciąganie itp.). Dziś natomiast są już normalne zajęcia i przygotowania do kolejnego dwumeczu.

 

Decydują detale

Diabeł tkwi w szczegółach - to powiedzenie pasuje jak ulał do tego, co zaprezentowali hokeiści Jastrzębia w Satelicie. W rewanżu goście grali odważniej i starali być równorzędnym rywalem dla miejscowych. Tymczasem z wygranej - ku radości swoich fanów - cieszyli się ci drudzy.

- Bo o wszystkim decydują detale. W rewanżu popełniliśmy kilka błędów i GKS wygrał w pełni zasłużenie - podkreśla stanowczo trener JKH GKS-u, Robert Kalaber. - Byłoby pewnie inaczej, gdyby Dominik Jarosz wykorzystał sam na sam (43 min w rewanżu - przyp. red.). Siły obu drużyn są podobne i o miejsce w finale będziemy rywalizowali do samego końca. Większego zaangażowania oczekuje się od zawodników najbardziej doświadczonych, a miałem wrażenie, że w rewanżu znikali z pola widzenia. Tylko gra zespołowa może przynieść wymierny efekt. Tego oczekuję od hokeistów i o tym będę im przypominał podczas odpraw.          

- Pewnie, że czuję się mocno rozczarowany, bo miałem okazję i mogliśmy prowadzić 2:1 - mówił doświadczony i najbardziej uniwersalny hokeista w naszym kraju, Marcin Kolusz. - W serii mamy 1-1 i przed wizytą w Katowicach brałbym ten wynik w ciemno. Teraz mam uczucie niedosytu, bo mogliśmy „wycisnąć” nieco więcej. To spotkania typowo playoffowe. Każdy pilnuje, by w najmniej oczekiwanym momencie przypadkiem nie stracić gola. Zobaczymy, co nam przyniesie kolejny dwumecz i do jakich wniosków będziemy dochodzili.  

Pierwsza odsłona półfinałowych derbów Śląska za nami i jesteśmy nią mocno zbudowani. Oglądaliśmy bowiem dwa ciekawe i stojące na dobrym poziomie widowiska, które dostarczyły wielu emocji.


Włodzimierz Sowiński