Zepsuty „Młynek”
Oczekiwania były ogromne, ale ani Wisła, ani Mateusz Młyński nie mogą być ani trochę zadowoleni.
Latem, gdy drużynę objął Kazimierz Moskal, wydawało się, że „Młynek” w końcu może się odrodzić. Nic z tego – zagrał w trzech meczach, a potem trafił do rezerw. Do swoich obowiązków podchodził zawsze profesjonalnie, ale krakowianie w 2021 roku nie ściągali go, by strzelał gole w III lidze. Jego nowym klubem będzie Polonia Warszawa, z którą związał się kontraktem do końca 2026 roku.
Miał być gwiazdą
To pierwsze odejście z zespołu „Białej gwiazdy”. Umowa Młyńskiego została rozwiązana za porozumieniem stron pół roku przed końcem obowiązywania. Wisła chce wzmocnić skrzydła i w pierwszej kolejności rozstała się z graczem z tej pozycji, który ostatnio nie mieścił się w pierwszoligowej kadrze, choć inni skrzydłowi też przeważnie nie spełniali oczekiwań. Następnym w kolejce jest Piotr Starzyński, który ma ważną umowę do połowy 2026 roku.
24-latni Młyński reprezentował krakowski klub 59 razy, sześć razy trafił do siatki i miał dwie asysty. W poprzednim sezonie był wypożyczony do Górnika Łęczna (18/2/3). Jego liczby w Wiśle nie rzucają na kolana, mając na uwadze fakt, że trafił do niej w lipcu 2021 roku. Tak naprawdę nigdy nie pokazał pełni możliwości, a z jego przenosinami wiązano ogromne nadzieje. Był bowiem zawodnikiem nie tylko z łatką dużego talentu, ale już udanymi występami w Arce Gdynia, z którą nie przedłużył umowy. Był pierwszym zawodnikiem urodzonym w XXI wieku, który zagrał w ekstraklasie. Już w debiucie pokazał to, za co najbardziej nie lubią go rywale – drybling! – i odesłał gracza Górnika Zabrze do szatni. Być może wpływ na to, że w Wiśle nie rozwinął skrzydeł, była półroczna przerwa w grze. Rundę wiosenną sezonu 2020/21 spędził na trybunach, bo nie udało się go wcześniej sprowadzić do Krakowa. Arka nie chciała go wcześniej puścić za kwotę, którą oferowali krakowianie. Za kulisami mówiło się, że nie chodzi o pieniądze, a o „ukaranie” zawodnika, który nie przystał na warunki nowej umowy nad morzem. Gdynianie nie byli pierwszym, ani też pewnie nie są ostatnim klubem, który podjął taką decyzję. Zapewnili mu warunki do treningu, ale gry nie musieli gwarantować.
Najlepszy strzelec
„Młynek” miał długą przerwę, ale potem wiele miesięcy i kilku trenerów, że by się odbudować. Nie udało się i został pożegnany bez żalu, kibice wręcz oczekiwali tego komunikatu. Piłkarz jest w takim wieku, że może się odrodzić w innym środowisku i klubie, gdzie nie ma tak dużej presji. Pewne jest za to, że w 2025 roku wszyscy widzieli go w innym miejscu, być może poza granicami Polski. Po powrocie z Łęcznej wystąpił w jednym meczu ligowym i dwóch eliminacji Ligi Europy. Od sierpnia wspierał rezerwy, beniaminka III ligi, w których prezentował się bardzo profesjonalnie, co nie zawsze udaje się zawodnikom przesuniętym z „jedynki”. Bardzo pomógł zespołowi – z ośmioma trafieniami (trzy z karnych) był najlepszym strzelcem, dołożył też trzy asysty. Choć jest nominalnym skrzydłowym, na czwartym poziomie grał w ataku.
Michał Knura