Bramkarz Polonii Bartosz Lemanowicz nie musiał się szczególnie wysilać w poniedziałkowe popołudnie. Fot. Adam Starszyński/PressFocus


Zemsty nie było

Czwarty z rzędu remis Polonii Warszawa nie pomoże jej w walce o utrzymanie.


Polonia źle rozpoczęła zmagania w 2024 roku. Nie wygrała ani jednego meczu po przerwie zimowej, a w konsekwencji znalazła się w strefie spadkowej. Ostatnie trzy remisy drużyny Rafała Smalca z założenia nie mogły pomóc w polepszeniu jej sytuacji. Kibice Polonii mieli nadzieję, że w starciu ze Zniczem, który nie potrafi ustabilizować swojej formy, ich ulubieńcom uda się w końcu zdobyć 3 punkty.


Pruszkowskim zespołem z ławki rezerwowych dowodził Daniel Kokosiński, na co dzień asystent Mariusza Misiury. Kokosiński musiał się wcielić w jego rolę, gdyż był zmuszony pauzować za kartki. Los chciał, że pełnił obowiązki pierwszego trenera akurat w meczu przeciwko Polonii, z którą łączy go niezwykle burzliwa przeszłość. To właśnie od jego nazwiska wzięła się nazwa „Klubu Kokosa” w Polonii za czasów panowania w tym klubie Józefa Wojciechowskiego. Były właściciel Polonii określił Kokosińskiego słowami „bardzo słaby”, a wokół niego zbudował zespół zawodników niechcianych czy – w jego icenie - „nieudaczników”, czyli właśnie „Klub Kokosa”. Dlatego chwilowy trener Znicza miał dodatkową motywację, aby jego zespół w poniedziałek zwyciężył.


Chęci zwycięstwa nie było jednak widać w poczynaniach gospodarzy. W trakcie pierwszej połowy działo się niewiele zarówno pod jedną, jak i pod drugą bramką. Jedyną akcją, która była warta odnotowania, było dośrodkowanie Tymona Proczka, które nieoczekiwanie sprawiło wiele trudności bramkarzowi Jakubowi Lemanowiczowi. Mimo wszystko golkiper schodził na przerwę do szatni z czystym kontem, podobnie jak Miłosz Mleczko po drugiej stronie boiska.


Po zmianie stron zaczęła zarysowywać się przewaga przyjezdnych. „Czarne koszule” ruszyły do ataku, ale z trudnością przychodziło im tworzenie klarownych akcji. Aktywny w ofensywie starał się być Xabi Auzmendi, który zimą dołączył do zespołu z Żalgirisu Kowno. Ale Hiszpan tylko raz wzbudził strach wśród kibiców gospodarzy, gdy strzałem głową trafił w słupek. Chwilę później został zastąpiony przez Pawła Tomczyka.


Znicz w ostatnich minutach starał się podwyższyć tempo. Chciał przejąć inicjatywę, ale warszawska defensywa była bardzo dobrze zorganizowana. Pruszkowianie nie mieli też pomysłu na to, jak stworzyć zagrożenie. Stąd mecz zakończył się bezbramkowym remisem. Wynik ten najlepiej oddaje obraz tego spotkania, w którym bramkarze nie mieli zbyt wiele do pracy.

Kacper Janoszka