Szymon Sobczak (z lewej) nie szczędzi sobie i kolegom słów krytyki. Fot. Krzysztof Porębski/PressFocus.pl


Zboczyli z trasy

Wisła znalazła się w trudnej sytuacji. Po dwóch porażkach z rzędu czekają ją teraz trzy mecze wyjazdowe.


WISŁA KRAKÓW

Zespół Alberta Rude zafundował kibicom, którzy w ciągu kilku dni odwiedzili stadion przy ulicy Reymonta w liczbie ponad 54 tysięcy (33 tys. na meczu z Widzewem, ponad 21 tys. z Motorem), huśtawkę nastrojów. W środę wieczorem wszyscy świętowali awans do finału Pucharu Polski, a cztery dni później, w ciepłe niedzielne popołudnie, zawodnicy Motoru wylali na nich wiadro lodowatej wody, które wiślacy sami im podali.

 

Pod górkę

Krakowianie po raz drugi w sezonie przegrali dwa ligowe mecze z rzędu i spadli na siódme miejsce, czyli poza strefę gwarantującą udział w barażach o ekstraklasę. Po porażce z lublinianami toczy się dyskusja o czerwonej kartce dla Bartosza Jarocha, bo po dokładnej analizie trzeba przyznać, że to rywal był spóźniony i obrońca, który go nadepnął, rzeczywiście nie miał jak zatrzymać nogi. O tym, że mecze w osłabieniu można wygrać lub co najmniej zremisować, pokazują jednak inne drużyny. A Wisła – poza wyjazdową rywalizacją z Motorem, gdy jej zawodnik został wykluczony w końcówce – trzy pozostałe spotkania rozgrywane w dziesiątkę przegrała. Teraz przed nią wojaże po Polsce. Czekają ją wyjazdowe mecze z Wisłą Płock, Zniczem Pruszków i Resovią.

Igor Łasicki wszedł na murawę w 37 min, gdy Dawid Szot, napomniany już kartką, miał problemy z rywalami i trenerzy zmienili go, by za chwilę nie grać w jeszcze większej niedowadze. Środkowy obrońca nie uniknął błędów. Przy drugim z goli źle obliczył lot piłki dośrodkowanej z prawej strony, a za nim Miki Villar źle krył strzelca. – Trudno po takim meczu cokolwiek powiedzieć. Szybko pokazana czerwona kartka wpłynęła na to spotkanie. Musimy się otrząsnąć, bo mieliśmy w tygodniu trzy mecze, w tym dwie bardzo ważne w lidze. Wygraliśmy w pucharze, ale wiadomo, że to dla nas dodatek, a liga powinna być najważniejsza. Każdy wie, że musimy wywalczyć awans. Niestety, trochę zboczyliśmy z tej trasy i zaczyna się robić trudno. O bezpośredni awans to już na pewno będzie bardzo ciężko, a musimy walczyć o baraże, bo w grze będzie 9-10 drużyn – zauważa.

 

Kardynale błędy

W pierwszej połowie wiślacy nie grali źle. Na początku drugiej szybko stracili gola na 1:2 i po tym już niewiele mogli zdziałać. Niewiele wskórał w tym meczu Szymon Sobczak, który nie mógł liczyć na podania od kolegów. Wisła zagrała też źle w obronie. Wszyscy wiedzieli, że Motor dośrodkowuje z bocznych sektorów, a dopuszczali do takich zagrań. – Mogliśmy doskoczyć do góry tabeli, a sami utrudniamy sobie sytuację. Wynika to z braku mądrości. Nie lubię komentować zachowań kolegów, bo wszyscy pracowaliśmy na ten wynik, ale przeciwnik zbyt łatwo dochodził do sytuacji. Lubimy się czasami tak, brzydko mówiąc, podniecać, że ktoś zagra jeden czy drugi dobry mecz, a tutaj trzeba albo solidności, albo mądrości – a najlepiej jednego i drugiego, bo błędy są praktycznie te same. Gdybyśmy zremisowali, to inaczej patrzylibyśmy na to za kilka dni, ale na dobrą sprawę mogliśmy też przegrać 1:5. Popełnialiśmy tak kardynalne błędy, że niektórzy chyba przecierali oczy po tym, co wydarzyło się w ciągu czterech dni. Naszym wielkim problemem jest to, że nie potrafimy seryjnie wygrywać, tak jak drużyny z czuba tabeli. Regularność innych, GKS-u Katowice czy Lechii Gdańsk wynika z tego, że czasami potrafią przepchać mecz – analizuje napastnik Wisły.

Michał Knura