Zbędny balast
PODWÓJNY NELSON
Wprawdzie we wtorkowym „Ligowcu” zawiesiłem oko na gdańskiej Lechii, ale okazuje się, że o beniaminku z Trójmiasta nigdy za wiele. Teraz na „tapecie” znalazła się sprawa napastnika Luisa Fernandeza. Prawie 31-letni (skończy je 27 września) Hiszpan był pierwszym transferem nowego właściciela biało-zielonych, Paolo Urfera. Przeprowadzka piłkarza z Krakowa do Gdańska wywołała prawdziwą burzę medialną, bo do opinii publicznej wyciekła informacja, że Fernandez będzie zarabiał miesięcznie aż 160 tysięcy złotych! I to nie w klubie ekstraklasy, tylko na jej zapleczu!
Piłkarz efektownie przywitał się z kibicami swojego nowego klubu, bo w inauguracyjnym spotkaniu sezonu 2023/24 z Chrobrym Głogów (4:2) trzykrotnie wpisał się na listę zdobywców bramek, czyli mógł się pochwalić hat-trickiem. Potem już nie było tak różowo, bo Hiszpan zaczął zmagać się z problemami zdrowotnymi i sezon zamknął z dorobkiem sześciu goli w 13. potyczkach ligowych.
Hiszpańskiego łowcę bramek „załatwiło”... kolano, przez które pauzował w lwiej części poprzedniego sezonu. Od października ubiegłego roku trudno go było zobaczyć na boiskach i dlatego przylgnęła do niego etykietka „znikający punkt”. Na chwilę powrócił w kwietniu tego roku, ale zdążył rozegrać tylko dwa mecze i znowu zaczęło dokuczać mu kolano. Po raz ostatni kibice Lechii mieli okazję obejrzeć go w akcji 7 kwietnia w potyczce z GKS-em Katowice (0:1), gdy wszedł na boisko na... pięć minut!
Zespół trenera Szymona Grabowskiego wprawdzie awansował do ekstraklasy, ale z Fernandeza nie było żadnego pożytku. Z perspektywy czasu nie popełnię błędu, stawiając tezę, że - zważywszy na wszystkie okoliczności - była to chybiona i bardzo kosztowna inwestycja.
O plany wobec Hiszpana przed kilkoma dniami zapytał Jakuba Chodorowskiego, członka zarządu klubu i dyrektora do spraw sportu w Lechii, dziennikarz Paweł Stankiewicz z „Dziennika Bałtyckiego”. Niespełna 44-letni działacz, piastujący tę funkcję od 19 lipca ubiegłego roku, powiedział, że w grę wchodzi kilka wariantów i żadnego z nich nie wyklucza. W tych rozważaniach jest również brana pod uwagę opcja rozwiązania kontraktu z piłkarzem za porozumieniem stron.
Dotychczasowe wyniki Lechii w ekstraklasie są rozczarowujące, no bo kto może być „happy”, gdy zespół zaksięgował raptem dwa punkty w pięciu meczach, a na dodatek stracił najwięcej goli (aż 11) z całej stawki? Dyrektor Chodorowski zaklina się jednak na wszystkie świętości, że posada trenera Grabowskiego nie jest zagrożona. Przyjmuję jego deklarację za dobrą monetę, ale co będzie, gdy biało-zieloni przegrają najbliższy mecz z Rakowem Częstochowa albo, nie daj Bóg, kolejny wyjazdowy z Górnikiem Zabrze? Czy wtedy włodarzom gdańskiego klubu nie przyjdzie do głowy, żeby szukać ratunku u innego szkoleniowca? Nie potrafię czytać w myślach działaczy Lechii, ale już nie raz zetknąłem się z sytuacjami, gdy trener był zapewniany o swojej „nietykalności”, a w ciągu doby był zastępowany przez kogoś innego, zazwyczaj o bardziej znanym nazwisku. I czy remedium, czyli środkiem zaradczym na wszystkie problemy beniaminka ekstraklasy, byłby angaż nowego napastnika?
Bogdan Nather