Zazdroszcząc gnijącemu Zachodowi. I nie tylko
Tabela medalowa to jedna z najciekawszych lektur, jakie towarzyszą śledzeniu igrzysk olimpijskich.
Z DRUGIEJ STRONY
Tabela medalowa to jedna z najciekawszych lektur, jakie towarzyszą śledzeniu igrzysk olimpijskich. Świadczy ona bowiem o sportowym potencjale jednych krajów i nacisku, jaki kładzie się w nich na tę dziedzinę życia. Ciekawe jest to, że najczęściej - przynajmniej w jej czołowej części - odzwierciedla ona poziom życia w danym kraju. Im jest on wyższy, tym więcej sukcesów w sporcie.
Zerkam na tę po poniedziałkowej rywalizacji, a tam od góry USA, Chiny, Francja, Australia, Wielka Brytania, Korea Płd., Japonia, Włochy, Holandia, Niemcy, Kanada, Nowa Zelandia, Szwecja... Może i Chiny nie do końca są państwem dobrobytu - pewnie są tam jeszcze obszary biedy - ale któż zaprzeczy, że technologicznie, gospodarczo i politycznie Państwo Środka to gracz globalny?
A wydawałoby się, że im wyższy poziom życia, tym więcej skłonności do wylegiwania się na kanapie, picia, jedzenia i popuszczania pasa... No, może chwilowo kiedyś i tak było, ale rzeczywiście tylko chwilowo, bo szybko się zorientowano, że sport to sława, chwała i pieniądze, i że warto weń inwestować, myśląc nie tylko zaszczytach, lecz także zdrowiu poszczególnych narodów.
Na zasadzie dygresji można się zaśmiać z tez niektórych polityków, którzy wmawiają nam, że Zachód się psuje, gnije, a w sumie ginie... Jakby się słuchało niejakiego towarzysza Wiesława z lat 60.
Jak my - kwitnący, młodzieńczy, moralnie czyści - wyglądamy na tym tle? Znów sięgam do wspomnianej tabeli. Przypada nam 51. miejsce, a przed nami m.in. Węgry, Rumunia, Ukraina, Chorwacja, Słowenia, Kazachstan, Gruzja, Uzbekistan, RPA, Tajwan... Może trochę w tym przypadku, bo w myśl zasad, którymi kierujemy się sporządzając taką tabelę, wystarczy jeden złoty medal, by być przed tymi, którzy mają na przykład 3 srebra i 2 brązy.
Ale tak czy owak mamy przybliżony obraz tego, jaką wagę w danym kraju przykłada się do sportu. Jaka jest odpowiedź? Z zasady pachnie ona nudą, bo sam wyżej podpisany zwracał na to uwagę dziesiątki bądź setki razy. Bo pozornie owa waga jest wielka, a w praktyce tkwimy w chaosie i niekompetencji, a generalnie w przypadku. Trudno też odrzucić taką tezę, że sukces ma swoje źródła w nieokiełznanej pasji dzieciaka, będącej pochodną pasji rodziców. Dobrze jeszcze, jeżeli rodzice mają dość czasu, woli i pieniędzy, by dziecko w tej pasji utwierdzać. Dowodzą tego losy wielu naszych mistrzów, którzy doszli do zaszczytów nie dzięki fantastycznie zorganizowanemu systemowi (w tym mądrej – od wczesnego dzieciństwa – selekcji, poświęcającym się nauczycielom czy dobrze opłacanym trenerom), tylko ich własnemu zapałowi i mądremu otoczeniu.
Gada się o tym i pisze od wielu lat. Po próżnicy... A tylu mądrych ministrów sportu mieliśmy, a tyle mądrych słów z ich strony padało, a tyle szczerych zapewnień i zachęt. I co, i to: wczoraj mniej więcej co godzinę wszystkie rodzime serwisy informowały: ten odpadł, ta wyeliminowana, ten przegrał, ta uległa. I tak codziennie, od początku igrzysk. To wyłączna wina zawodników? To byłoby za proste. Oni spełnili jakieś tam kryteria (wypełnili minima) i po prostu byli najlepsi w naszym kraju; lepsi się nie znaleźli.
Czy w bliższej i dalszej przyszłości tacy się znajdą i będą na tyle dobrzy, by jak równy z równym ścigać się z rywalami nie tylko z gnijącego Zachodu? I czy widok medalowej tabeli dalej będzie przyprawiał o trwogę? Może dożyjemy innych czasów...
Andrzej Grygierczyk