Ostatnim miejscem pracy Oresta Lenczyka było Zagłębie Lubin. Fot. Tomasz Folta/PressFocus


Zawsze był szefem

Trener Orest Lenczyk zostawił po sobie kilka trofeów, niemal 500 poprowadzonych meczów w ekstraklasie i niezliczoną liczbę wspomnień.


Szkoleniowiec m.in. Wisły Kraków, Śląska Wrocław, Ruchu Chorzów, GKS-u Katowice, GKS-u Bełchatów i Zagłębia Lubin zmarł 11 czerwca w wieku 81 lat. Pogrzeb odbył się w sobotę na krakowskich Bielanach. W ostatnim pożegnaniu oprócz rodziny uczestniczyli m.in. trenerzy Waldemar Fornalik, Jacek Magiera, Marek Motyka, Kazimierz Moskal i Franciszek Smuda, piłkarze, przedstawiciele klubów. – W czasach gry w Bełchatowie tworzyliśmy jedną wielką rodzinę. Trener Lenczyk wraz ze swoimi najbliższymi dał nam całego siebie. Wczoraj wspólnie żegnaliśmy Trenera. Uśmiechy? Żona trenera prosiła, by było to spotkanie pełne rozmów, wspomnień i uśmiechu. Bo tego chciałby Trener – napisał na platformie X (dawniej Twitter) Rafał Grodzicki.

Światło polskiego futbolu

Dziennikarz Canal+ Filip Surma, który u boku Lenczyka pracował jako asystent w ekstraklasowej Cracovii napisał, że „zgasło wyjątkowe światło polskiego futbolu”. – Dla wielu był drogowskazem do zrozumienia podstawowej, jak mówił, roli trenera. Wielokrotnie powtarzał: „Primum non nocere”. Po pierwsze nie szkodzić. Nie szkodzić piłkarzowi treningiem. Prowadzić go w taki sposób, by się rozwijał i mógł uprawiać futbol przez jak najdłuższy czas. Dbał o organizm zawodników jak najlepszy lekarz. Wielu piłkarzy zawdzięcza mu pełne sukcesów, piękne i odpowiednio długie jak na swoje możliwości kariery, choć nie zawsze byli i są do dzisiaj tego świadomi – podkreślił we wspomnieniu opublikowanym na stronie Canal+.

W Cracovii i Śląsku Wrocław z Lenczykiem pracował obrońca Marek Wasiluk. W 2011 roku nestor polskich trenerów stał za jego przenosinami ze stolicy Małopolski na Dolny Śląsk. – Na swojej piłkarskiej drodze spotkałem dwóch trenerów, z którymi nawiązałem dużo ważniejszą relację niż tylko trener-piłkarz. Jednym z nich był Pan Trener Orest Lenczyk. Wierzył we mnie jak mało kto. Kiedy w Krakowie przeżywałem jeden z trudniejszych momentów w karierze, On kazał mi strzelać karnego decydującego o utrzymaniu. Kiedy byłem w rezerwach Cracovii, On wbrew wszystkim ściągnął mnie do wicemistrza Polski, ryzykując mnóstwo, nie wiedząc, co dostanie w zamian. Był fantastycznym, inteligentnym człowiekiem – napisał na platformie X. Wasiluk uważa, że większość trenerów nie lubi inteligentnych zawodników. Inaczej było w przypadku Lenczyka i Michała Probierza, „którzy poza zawodnikiem widzieli też w piłkarzu człowieka, ze swoimi słabościami, życiem prywatnym i wieloma problemami”. – Żegnam Cię mój trenerski Tato i dziękuję za wszystkie lekcje, jakich mi udzieliłeś. Przekazałeś mi tak wiele i dzięki Tobie osiągnąłem rzeczy, o których nie mogłem nawet marzyć, a przede wszystkim stałem się lepszym człowiekiem – pożegnał pięknie swojego mistrza.

Dobrze radził

W Ruchu Chorzów i Wiśle Kraków prowadził reprezentacyjnego obrońcę Marcina Baszczyńskiego. – Na myśl o trenerze od razu się uśmiecham. Przypominam sobie, jak ciekawą i barwną był osobą. Wpłynął na mnie nie tylko jako piłkarza. To od niego uczyłem się zasad savoir-vivre'u – zdradza sześciokrotny mistrz Polski. - Każdy kontakt z trenerem, każde spotkanie uczyło czegoś nowego. Trzeba było być skoncentrowanym, ponieważ potrafił zaskoczyć odpowiedzią. Z zewnątrz można było odnieść wrażenie, że tylko on rządzi, ale pozwalał się wykazać, dawał swobodę wyboru, pobudzał do działania - wspomina Baszczyński.

Lenczyk jest jedynym polskim trenerem, który wyeliminował zespół z Hiszpanii w Pucharze UEFA. Dwumecz z Realem Saragossa miał niezwykły przebieg. Na wyjeździe krakowianie przegrali 1:4, a u siebie do przerwy przegrywali 0:1 po samobójczym trafieniu „Baszcza”. W II połowie strzelili cztery gole i wydarli awans w rzutach karnych. – W przerwie tylko mnie zapytał, czy dam radę dalej grać. Powiedziałem, że tak. Potem zrobił trzy zmiany i wyszedł nic nie mówiąc. To był wstrząs dla drużyny, zrzucił z nas ciężar i odwróciliśmy losy tej rywalizacji – mówi były piłkarz. Gdy już nie współpracowali, Lenczyk często dzwonił do byłych podopiecznych. – Dawał fajne uwagi. Nawet jak były to słowa krytyki, to zawsze wypowiedziane w dobrym tonie. Nie zawsze był wylewny. Czasem rzucił jedno słowo i się rozłączył. Żałuję, że w ostatnim czasie tego kontaktu było mniej. Biorę to na siebie - kończy Baszczyński.

Pół wieku znajomości

Orest Lenczyk grał w pomocy, jednak jako piłkarz nie odniósł wielkich sukcesów. Z powodu kontuzji kolana buty na kołku zawiesił w wieku 28 lat i został trenerem. W 1972 roku poznał go Jacek Zieliński, były szkoleniowiec m.in. Cracovii, Lecha Poznań czy Polonii Warszawa. – Znałem go od 11. roku życia. Mój tata był kierownikiem drużyny w Siarce Tarnobrzeg, którą trener Lenczyk wprowadził do II ligi, a ja się tam kręciłem. Pierwszy sukces osiągnął jako 30-latek. Był świetnym człowiekiem i trenerem, bardzo inteligentnym – mówi Zieliński. Później ich drogi przecinały się w pracy. Z danych serwisu Transfermarkt wynika, że prowadzone przez nich zespoły spotykały się siedem razy. Bilans spotkań jest równy: trzy zwycięstwa Lenczyka, trzy Zielińskiego i jeden remis. – Zawsze przesyłaliśmy sobie życzenia świąteczne. Odwiedzałem trenera w szpitalu, gdy po raz pierwszy prowadziłem Cracovię. Często wspominał swój pobyt w Tarnobrzegu – podkreśla Zieliński.

Bardzo dobrze szkoleniowca poznał Stanisław Malec, redaktor naczelny serwisu TerazPasy.pl, który nie opuścił żadnego ligowego spotkania Cracovii od 8 września 2003 roku.– Z trenerem nie było łatwo, w każdej sytuacji on był szefem. Zwyczajowe spotkania z dziennikarzami po treningu mogły być czasem traumatycznym doświadczeniem – uśmiecha się Malec. - Nie można było być tylko statywem do dyktafonu, bo to trener Lenczyk wyznaczał osobę, która mogła zadać pytanie i sam decydował o zakończeniu wywiadu. Gdy powtarzało się pytanie o zawodnika, który nie gra, standardową odpowiedzią było: - A co, to rodzina? – wspomina redaktor. Wyzwaniem było spisywanie wypowiedzi szkoleniowca, który miał wiele dygresji.

Odpowiedział po łacinie

Kilkanaście lat temu Malec często wracał jednym autokarem z zespołem, znajdowało się także miejsce dla innych dziennikarzy. – Trener był troskliwy, traktował mnie jak członka drużyny - zaznacza. - W czasie meczu z Polonią Warszawa w Krakowie, Łukasz Skrzyński starł się z Mateuszem Klichem na granicy faulu. Łukasz wygrał walkę o piłkę, podbiegł kilka metrów i lewą nogą puścił „rogala”, a Polonia zdobyła bramkę. W relacjach nikt nie odnotował, że mógł być faul, więc trener zrobił jednemu dziennikarzowi awanturę, że zapytał o coś innego, a o możliwym przewinieniu nawet się nie zająknął. Mnie zaś po konferencji zaciągnął do swojego pokoju, gdzie asystent Filip Surma siedem razy pokazał powtórkę tej sytuacji, aż przyznałem, że był faul. Przypuszczam, że jeszcze długo bym tam siedział, gdybym tego nie stwierdził - śmieje się Malec.

Innym razem dziennikarz chciał uzyskać informacje o kontuzji jednego z zawodników Cracovii. - Trener Lenczyk odpowiedział łacińską nazwą tego schorzenia. I redaktor został z ołówkiem przy kartce, nie wiedząc, co ma przekazać - wspomina nasz rozmówca. Lenczyk miał swoje zasady, do których trzeba było się stosować. Od czasu do czasu piłkarze mogli jednak liczyć na taryfę ulgową. – Wracaliśmy pociągiem z Gdańska z ostatniego meczu wyjazdowego w 2009 roku. Zawodnicy zabezpieczyli sobie materiał do świętowania w drodze do Krakowa. Gdy wszyscy zajęli swoje miejsca, trener przechadzał się od przedziału do przedziału, dziękował za rundę jesienną i życzył dobrego wypoczynku. I bardzo wyraźnie dwukrotnie powiedział, że on już tutaj nie będzie wracał i nikomu przeszkadzał. To była zaszyfrowana zgoda na odstępstwo od regulaminu - mówi Malec.

Michał Knura


Utytułowany szkoleniowiec lubił pracować z zawodnikami. Fot. Tomasz Folta/PresFocus