Zawiedliśmy siebie i kibiców
Rozmowa z Dawidem Pędziałkiem, trenerem drugoligowego GKS-u Jastrzębie.
- Oczywiście. Grając w liczebnej przewadze, mieliśmy 45 minut, by odrobić dwubramkową stratę. Zmieniliśmy ustawienie, wprowadziliśmy drugiego napastnika, chcieliśmy bocznymi sektorami przedostawać się pod pole karne Polonii i tam szukać konkretów, mam na myśli dośrodkowania i uderzenia na bramkę z pola karnego. Chcieliśmy zagrać wysoko, agresywnie, a mecz się tak układa, że można mówić w szatni, nakreślać plan, a przychodzi 46 minuta, w której po stałym fragmencie przeciwnika prokurujemy rzut karny. Skrajna nieodpowiedzialność z naszej strony. Mając szansę na odwrócenie wyniku, zaprzepaściliśmy ją już w 2 minucie drugiej połowy. W tym momencie nasza wiara w taką możliwość - nie chcę powiedzieć, że umarła, bo to zbyt duże słowo - ale na pewno podcięła nam skrzydła. Dopiero po stracie czwartego gola drużyna zareagowała prawidłowo, ale już było za późno. Od momentu, gdy pracuję w Jastrzębiu, nigdy nie miałem pretensji do zespołu, lecz po meczu z Polonią mam żal, że byliśmy nieodpowiedzialni. Zawiedliśmy kibiców, ale przede wszystkim siebie, bo temu zespołowi nie przystoi grać tak nieodpowiedzialnie.
Wie pan już, dlaczego na boisku nie było widać waszej przewagi liczebnej? Ja przynajmniej tego nie zauważyłem...
- Jeżeli chodzi o pierwszą połowę, to rzeczywiście tak było. Zgadzam się z panem, że nie było widać naszej przewagi jednego zawodnika. Byliśmy zbyt nerwowi, zbyt krótko utrzymywaliśmy się przy piłce. Trzeba było „przegrać” ją przez bramkarza, zmienić stronę i starać się budować akcje. Zaraz po czerwonej kartce wydawało nam się, że nic złego nie może nas spotkać. W drugiej połowie tę przewagę było widać. Tworzyliśmy sytuacje, jakie zakładaliśmy, jednak nasza nieodpowiedzialność z tyłu spowodowała, że szybko straciliśmy kolejne dwie bramki i to już był duży kamyk w naszym ogródku. Musimy zrobić wszystko, by drugi raz taka sytuacja nie miała miejsca.
W składzie zabrakło Michała Bednarskiego. Jego uraz jest poważny?
- Michał ma problem ze ścięgnem Achillesa- w końcówce poprzedniego sezonu z jedną nogą, teraz z drugą. Wdało się zapalenie, ale nie jestem specjalistą, więc nie chcę wypowiadać się, jak poważny jest to uraz. Na pewno wypadł nam na jakiś czas i w niedzielnym meczu ze Świtem Szczecin na 100 procent nie zagra.
W meczu z Polonią tylko jeden zawodnik pańskiej drużyny, Przemysław Lech, został upomniany żółtą kartką. To sugerowałoby, że była mniejsza agresja na boisku. Liczba „żółtek” nie jest oczywiście miernikiem zaangażowania, ale gdyby ktoś zadał panu takie pytanie, to jakiej udzieliłby pan odpowiedzi?
- Ciężko byłoby mi się z tym zgodzić z tego względu, że tak jak pan powiedział, liczba kartek nie jest wyznacznikiem, czy zespół jest agresywny. Mogę się wypowiedzieć na ten temat, kiedy będę znał raport statystyczny. Z boku było widać, że ze strony przeciwnika tej agresywności było więcej, szczególnie w pierwszej połowie. Jak mamy tak sobie gdybać... Muszę najpierw poznać fakty, a potem o tym dyskutować. W zeszłym sezonie żółtych kartek łapaliśmy aż nadto - za głupie faule, za dyskusje - i tego chcielibyśmy unikać. Nie może to jednak być kosztem tego, żeby zespół był nieagresywny. W poprzednich meczach tego nie było, a z Polonią mogło być zauważalne i widoczne, że fauli i prób odbioru piłki było mniej.
Czy to był najsłabszy mecz za pana kadencji w GKS-ie Jastrzębie?
- Nie. Uważam, że najsłabszym meczem, który drużyna rozegrała za mojej kadencji, był ten z Olimpią Elbląg, który przegraliśmy u siebie 1:2. Mecz z Polonią był słaby w naszym wykonaniu, ale Olimpia była na naszym poziomie, w naszym zasięgu, na dodatek byliśmy wtedy faworytem. Jeżeli Polonia w tym sezonie nie wywalczy awansu z 1. lub 2. miejsca, to będzie to dla mnie duże zaskoczenie. I nie mówię tego przez pryzmat naszego ostatniego meczu z bytomianami.