Zatrzymali koronę
Real dokonał czegoś, czego nie osiągnął w Pucharze Europy nikt. Pokonując Borussię na Wembley, zebrał komplet triumfów na brytyjskim terenie, wygrywając w Szkocji, Walii i teraz Anglii.
Kazimierz Mochliński z Londynu
Zatrzymali koronę
Real dokonał czegoś, czego nie osiągnął w Pucharze Europy nikt. Pokonując Borussię na Wembley, zebrał komplet triumfów na brytyjskim terenie, wygrywając w Szkocji, Walii i teraz Anglii.
Po zwycięstwie na Hampden Park w Glasgow w 1960 i 2002 roku, plus na Millennium Stadium w Cardiff w 2017, Real tym razem dostąpił zaszczytu zostania pierwszym klubem, który sięgnął po tytuł w trzech krajach Wielkiej Brytanii. Tylko hiszpański gigant mógł tego dokonać.
Zawsze znajdowali sposób
Z każdym dotarciem Realu Madryt do końcowego meczu LM padają historyczne rekordy. Był to jego 18. finał, kolejne w zestawieniu A.C. Milan i Bayern Monachium mają po 11. Zwycięstwo było numerem 15, a Milan na drugim miejscu zdobył Puchar 7 razy. Niesamowici „Los Blancos” przedłużyli liczbę wygranych finałów do 9 z rzędu. Nie przegrali żadnego w klubowej konkurencji UEFA od 1983, gdy Alex Ferguson doprowadził Aberdeen do niewiarygodnego sukcesu w dawnym Pucharze Zdobywców Pucharów, wygrywając 2:1 w Goeteborgu. W finałach PEMK/LM, „Królewscy” są niepokonani od 43 lat, bo ostatni raz stało się to w 1981 roku w starciu z Liverpoolem (0:1 w Paryżu). Wymazanie z pamięci tamtych porażek ze szkocką i angielską drużyną daje dodatkową przyjemność tegorocznemu triumfowi na Wyspach Brytyjskich. Był to 6. wygrany finał Ligi Mistrzów Realu w 11 ostatnich sezonach. W tym czasie potrzebowali dogrywki i nawet rzutów karnych, ale zawsze znajdowali sposób na dotarcie do celu.
Niesamowita powtarzalność
Wielki trener Realu Carlo Ancelotti stwierdził: – To prawda, dzieje się to niezwykle często. Bez kwestii jest coś specjalnego w tym klubie. Powinniśmy zrobić dochodzenie, co do powodów tej wyjątkowości. Przyznam się, że ich nie znam. Może historia, tradycja, poziom piłkarzy, mocny charakter graczy? Powtarzalność jest niesamowita – powiedział. Przy tej okazji na Wembley Real nie musiał dokonywać niczego niewiarygodnego, żeby pobić Dortmund. Nie potrzebował niemożliwych bramek w ostatniej chwili, tak jak w półfinale z Bayernem w ubiegłym miesiącu. „London 24 Final” był wyrównany aż do 16 ostatnich minut. Gole w 74 i 83 minucie zadecydowały o wyniku tego chmurnego sobotniego wieczoru. Strzelcy Realu nie mogli bardziej się od siebie różnić. Vinícius Junior dostąpił zaszczytu zapewnienia zwycięstwa, tak samo jak zrobił to 2 lata temu, gdy Real pokonał 1:0 Liverpool w Paryżu (rewanżując się za wielki smutek odwrotnego wyniku z 1981 roku).
Najbardziej nielubiany
Podczas gdy „Viní” ma 2 bramki w 2 jego finałach LM z Realem w ostatnich 3 sezonach, to strzelec kluczowego, pierwszego gola był znacznie trudniejszy do przewidzenia. Dani Carvajal stał się pierwszym obrońcą, który dokonał tego w finale od czasu Sergio Ramosa w 2016 roku – oczywiście też trafił dla Realu. To podobna sytuacja, bo w obecnej drużynie Carvajal kontynuuje waleczny styl swojego byłego kapitana. Po pożegnaniu Ramosa Carvajal jest bez wątpienia najbardziej nielubianym przez kibiców przeciwników piłkarzem Realu. Jednak nikt nie będzie go pamiętać z takim żalem, jak fani Borussii, przed których sektorem strzelił główką z rożnego – rzecz jasna po podaniu Niemca, Toniego Kroosa. Była to ledwie druga bramka Carvajala zdobyta kiedykolwiek w Champions League, i pierwsza od 2015 roku!
Zrównał się z Gento
Finały na ogół wygrywa ten, kto zdobędzie pierwszego gola. Tak stało się 10 razy z rzędu. Był to też 6. finał, w którym zwycięzcy nie stracili bramki. Real ponownie skorzystał ze swojego bramkarza pierwszego wyboru, wracającego po kontuzjach Thibauta Courtoisa, który zatrzymał rywali, tak jak zrobił to dwa lata temu przeciwko Liverpoolowi.
Carvajal jest jedynym piłkarzem Realu, który wyszedł w podstawowym składzie we wszystkich 6 finałach „Los Blancos” pomiędzy 2014 a 2024 rokiem. Dorównał tym samym Francisco „Paco” Gento z lat 1956-1966. Co prawda Luka Modrić również wystąpił w każdym z tych 6 wygranych Realu – w Lizbonie, Mediolanie, Cardiff, Kijowie, Paryżu i teraz Londynie – ale tym razem wszedł z ławki rezerwowych, będąc podstawowym wyborem w poprzednich 5. Dodatkowo Nacho Fernandez zdobył 6 medali z „Królewskimi”, lecz zagrał tylko w dwóch decydujących meczach. Poprzedni raz wszedł z ławki, na której znalazł się jeszcze 4 razy. Tak jak Gento, tak teraz Nacho miał zaszczyt podniesienia pucharu jako kapitan. Modrić z kolei przekonał Kroosa, żeby zapozował z 6 palcami do pomeczowej fotografii, choć ten zgodził się niechętnie.
Czekał 11 lat
Na Wembley w finale Ligi Mistrzów Kroos był w podstawowym składzie Realu po raz 5. Ma jednak jeszcze jeden medal mistrzowski, z Bayernem – za finał, w którym nie uczestniczył. Doznał kontuzji w ćwierćfinale, przez co ominęła go końcówka sezonu, w której klub z Monachium zdołał wygrać LM w 2013 roku – właśnie w Londynie, z Borussią Dortmund. Mimo tamtego medalu Kroos w mniejszym stopniu zwraca uwagę na niego niż na 5 z Realem, w których uczestniczył. Po 11 latach wyczekiwania nadrobił finał na Wembley i... znów pokonał BVB, niemieckiego przeciwnika w meczu wieńczącym jego klubową karierę. Z kolei nadal - od 2013 roku - smutek czują wszyscy związani z Borussią. Najbardziej przeżywali Mats Hummels i Marco Reus, którzy doświadczyli obu porażek. Hummels, w wieku 35 lat, był wg. wielu widzów najlepszym piłkarzem tegorocznego finału. Reus dołożył mniej po wejściu z ławki w swoim ostatnim występie dla Dortmundu.
Firma produkująca armaty
Kroos i Reus objęli się po meczu, długo rozmawiając o swych pożegnaniach. Na pewno gracz Realu współczuł koledze z BVB, bo niemiecki klub wyraźnie dołożył się do widowiska na Wembley. Zdominował pierwszą połowę do tego stopnia, że Real nie oddał ani jednego celnego strzału, co w finale nie miało miejsca od Tottenhamu w 2019 roku. Borussia czuła dodatkowy żal z powodu niewykorzystanych szans. To ironiczne, że tydzień przed przyjazdem do Londynu klub podpisał kontrowersyjną umowę z nowym sponsorem, Rheinmetall, firmą produkującą... armaty wojskowe. Na Wembley brakowało BVB tylko umiejętności strzelania celnego i skutecznego – oczywiście w piłkarskim sensie.
Wielkie szczęście Ancelottiego
Kibice z Dortmundu wnieśli wielki wkład w emocjonalność finału, przenosząc „Żółtą ścianę” ze swojego stadionu. Przed finałem podnieśli wielką sektorówkę z symbolem w stylu brytyjskiej rodziny królewskiej i napisem: “We’re back in town – to steal the crown”, czyli: “Wróciliśmy do miasta, aby ukraść koronę”. Chcieli oczywiście korony „Królewskich”, ale po meczu było tylko sporo płaczu. Borussia została pokonana przez geniusza Ancelottiego, który potrafi znaleźć sposoby na zwycięstwa w Lidze Mistrzów. „London 24 Final” to jego 5. wygrana jako trenera, ma też 2 jako piłkarz, co daje w sumie 7 triumfów. Zwyciężył dodatkowo w dwóch różnych miastach Anglii, bo w 2003 roku zrobił to z Milanem na Old Trafford w Manchesterze, teraz na Wembley w Londynie. Nikt inny nie może się pochwalić czymś podobnym, tak jak klub z Madrytu swoją potrójną koroną ze Szkocji, Walii i Anglii. Jednak Carlo pozostaje skromny. – Moim celem jest wykonywanie mojej pracy tak dobrze, jak potrafię. Cały czas robię wszystko aż po szczyt swoich możliwości. Ta konkurencja dała mi fantastyczną radość, zarówno jako piłkarzowi, jak i trenerowi. Chciałbym powtarzać to uczucie, którym będę żył przez nadchodzący tydzień. To moje wielkie szczęście być trenerem najlepszego klubu na świecie - podkreślił.
Dani Carvajal (z prawej) uprzedził Niclasa Fuellkruga i wyprowadził Real na prowadzenie w finale! Fot. PAP/EPA