Sport

Zatrzymać falowanie

Rozmowa z Dawidem Szulczkiem, nowym trenerem Ruchu Chorzów.

Dawid Szulczek (z prawej) odpowiadał na pytania dziennikarzy. Z lewej Tomasz Ferens, rzecznik prasowy chorzowskiego klubu. Fot. Norbert Barczyk/Pressfocus.pl

Od kiedy zaczął pan przyglądać się Ruchowi już nie jako jego sympatyk, ale także przyszły trener?

- W ostatnich tygodniach byłem ekspertem TVP Sport, więc miałem okazje oglądać pierwszoligowe mecze. Niektóre komentowałem, więc siłą rzeczy mecze Ruchu również oglądałem. I zawsze coś sobie notowałem. Takie notatki mam z meczów wielu drużyn, natomiast pod kątem już stricte trenerskim - wszystko zaczęło się rozgrywać po meczu z Arką w Gdyni. W sobotę już na sto procent powiedzieliśmy sobie z dyrektorem sportowym Tomaszem Foszmańczykiem „tak”. Tu się nie mogło już nic zmienić, więc trzy ostatnie wyjazdowe mecze - z Termalicą, Arką i Wisłą Płock oglądałem już jako osoba, która z klubem jest dogadana. Nie było podpisów, ale wszystko zostało ustalone. I te trzy spotkania najbardziej mi zobrazowały jak wygląda drużyna.

Żeby wdrożyć leczenie, trzeba najpierw postawić diagnozę. Pan już może wystawić receptę?

- Moja opinia jest taka, że... trudno jest po spadku. Najpierw była ekscytacja ekstraklasą, a potem nagle doszło do zderzenia ze ścianą. Trzeba się szybko przygotować mentalnie do występów na niższym poziomie. Wiem po spadku z Wartą, jak to u mnie wyglądało w czerwcu, lipcu, ale z każdym tygodniem było lepiej. Natomiast Ruch osiągając progres sportowy nie miał czasu okrzepnąć w ekstraklasie. Zobaczyć jak to wygląda na najwyższym poziomie pod kątem organizacyjnym, sportowym, budowania drużyny. Ruch tego komfortu zwyczajnie nie miał. Po awansie z drugiej ligi nie był typowany do awansu. Pamiętam, że rozmawialiśmy z ludźmi sympatyzującymi z Ruchem i mówiliśmy, że w tym pierwszym sezonie w pierwszej lidze, dobry będzie środek tabeli, a jeśliby wiatry sprzyjały - to nawet szóste miejsce. Tymczasem zdarzył się awans do elity! Potem, gdy w ekstraklasie zabrakło zwycięstw, aspekt mentalny stał się trudny do uniesienia.

I ta lekcja skończyła się niestety dla „Niebieskich” spadkiem.

- Ruch miał falowanie – trzy spadki z rzędu, potem trzy awanse, więc na razie trzeba dojść do momentu, w którym zatrzyma się spadanie, a potem znowu się odbić. Nie od dna, ale od miejsca w jakim teraz jesteśmy. Najlepiej, żeby to było... już w sobotę! Chciałbym, by Ruch był drużyną z energią. Nie jesteśmy w stanie tego osiągnąć po kilku treningach, ale strona mentalna będzie przez mnie mocno uwzględniana. ŁKS wiedział najwcześniej o spadku, Ruch był drugi, a ostatnia Warta i pewnie dlatego Ruch ma teraz więcej punktów od Warty. Dlatego jestem przekonany, że teraz z każdym tygodniem będzie działo się lepiej u spadkowiczów. Uważam, że kiedy drużyna dostaje nowy bodziec, zmienia się też praca zespołu. Naturalnie będzie inna niż za trenera Niedźwiedzia, w efekcie zobaczymy też inny Ruch.

Kiedy będzie można powiedzieć, że drużyna Ruchu gra według zaleceń trenera Szulczka?

- Jestem przekonany, że już po najbliższej przerwie na mecze reprezentacji będzie widać efekty mojej pracy, czyli gdzieś od połowy października. Oczywiście pierwsze efekty będą widoczne już w najbliższym spotkaniu. Zmiany będą jeszcze delikatne, jednak z każdym kolejnym meczem będzie ich więcej. Na pewno kluczowy będzie okres zimowy. Jestem przekonany, że po dobrze przepracowanym obozie Ruch wiosną będzie już punktował i wygrywał regularnie. Ten klub i ludzie tu funkcjonujących stać na to, żeby taką dobrą drużynę zmontować. Najpierw jednak zmienimy wszystko, co się ostatnio niedobrego działo.

Przygotowanie fizyczne jest  jednym z głównych problemów? Jak długo trzeba będzie wychodzić z tego dołka?

- Aspekt fizyczny zawsze jest powiązany z mentalnością. Jeżeli po spadku wygrywa się pierwszy mecz, potem dwa remisuje, a później jest porażka, to oczekiwania i rozczarowanie związane z tym, co miało być, a nie jest - ma przełożenie na grę. Okazuje się, że adaptacja do nowych warunków nie jest wcale łatwa. Kiedy skonsolidujemy się  jako zespół, to i fizycznie będziemy lepiej wyglądać. Ale nic od razu. Zawodnicy spotkali się w lipcu, niektórzy później dochodzili, a taki Mateusz Szwoch - ledwie  przed chwilą. Z tych jednostek dopiero musi być stworzyć drużyna. Będziemy potrzebowali kilku tygodni, by oglądać prawdziwy Ruch.

Dobrym startem byłoby zwycięstwo z Górnikiem Łęczna.

- W poprzednich meczach przeciwnicy Ruchu wcale nie zjadali. Zawsze jednak czegoś brakowało w ostatnich sześciu meczach, a Ruch, nawet gdy tracił punkty, był stroną dominującą. Także wyjazdy na mecze do silnych drużyn i występy co trzy dni nie pomagały... Trener Pavol Stano ma drużynę poukładaną. Miałem okazję być na stażu w Zilinie, gdzie trener Stano był jednym z asystentów. Kilka razy zjedliśmy razem obiad, dużo rozmawialiśmy o piłce. Muszę podkreślić, że trudno będzie grać przeciwko tak dobremu trenerowi i drużynie, która jest rozpędzona. Ale będziemy mieć plan na spotkanie z Górnikiem Łęczna i zrobimy dużo, by zgarnąć trzy punkty.

Kocioł Czarownic” pomoże?

- Stadion Śląski to legendarny stadion. Jest magnesem dla zawodników innych drużyn, oni w związku z występem na tej arenie dokładają 10-20 procent więcej z siebie. Tam można poczuć, że jest się prawdziwym trenerem, piłkarzem. Przy takiej publice, z takim dopingiem i fantastyczną otoczką można wiele zdziałać. Natomiast ja się skupiam stricte na tym, co dzieje się na murawie. Kluczowe jest dla mnie boisko. Mam jednak szczerą nadzieję, że kibice poniosą nas na Stadionie Śląskim do zwycięstw.

Zmieni pan taktykę na bardziej ofensywną?

- Wszyscy w ekstraklasie widzieli, że Soma Novothny i Daniel Szczepan dobrze grali na tym poziomie. Wiosną też to pokazywali, więc jeżeli Ruch ma takich zawodników w pierwszej lidze, to muszą pokazwyać się z przodu. Nie wiem jeszcze czy zagramy jednym czy dwoma napastnikami... Jeśli obaj będą dobrze wyglądali, to zagramy na dwóch napastników.

Sztab szkoleniowy zostaje?

- Z mojej strony przesłanie jest jedno – przyszedłem do Ruchu, bo chciałem tutaj pracować. Jeżeli ktoś ze sztabu nie chce być w Ruchu, to niech odejdzie, a jeżeli chce pracować, to będzie - chyba, że nie znajdziemy nici współpracy. Wtedy trzeba się będzie rozstać. Tak więc czy dojdzie do zmian jeszcze nie wiem. Niczego więc nie wykluczam.

Przychodząc na Cichą poprosił pan jeszcze o wzmocnienia składu?

- Uważam, że umiejętności ci piłkarze mają, chociażby pamiętając o tym, gdzie przez ostatnie dwa lata grali. Wielu z nich funkcjonowało w dobrych klubach, widać u nich jakość. Trzeba tylko wrócić do odpowiedniej mentalności - tak żeby drużyna była jednością. Może być tak, że ktoś, kto nie był wcześniej brany pod uwagę przy ustalaniu składu, od pierwszego treningu zaprezentuje się tak dobrze, że dostanie szanse i już w tym składzie zostanie.

Wzmocnienia? Wpisuję się w politykę klubu, jeśli chodzi o wybór zawodników, nie wyobrażam sobie, że przychodzę jako trener i wywracam wszystko do góry nogami. Są prezes, dyrektor sportowy, są ludzie odpowiedzialni za skauting, za obserwacje zawodników. Oni mają większą wiedzę na ten temat niż ja, choć naturalnie będę wszystko wspierał. Mam tu kilku zawodników, których znam. Mam też swojego pupilka, uważam, że jest on w stanie wejść z buta w zespół i dobrze się pokazać, ale to wszystko musi być zweryfikowane i zaakceptowane przez ludzi, którzy za to odpowiadają w klubie. Natomiast w Ruchu jest jedna kapitalna rzecz – mój pokój jest tuż obok gabinetów dyrektora sportowego, ludzi odpowiadających za skauting i prezesa klubu. Jak trzeba jakąś decyzję podjąć wystarczy otworzyć drzwi, siadamy w jednym pokoju i w 2-3 minuty to załatwiamy. Jestem w szoku, jak to szybko może przebiegać, bo do tej pory moje doświadczenia w tej materii były inne.

Co zdecydowało, że wybrał pan Ruch mając propozycje z Kielc i Mielca?

- Rzeczywiście było zainteresowanie innych klubów. Odbyłem kilka spotkań, natomiast czerwiec i lipiec nie były miesiącami, w których chciałem podejmować pracę. Skupiałem się raczej na podsumowaniach, chciałem też trochę odpocząć. I nie myślę tutaj o ostatnich dwóch latach, ale jeszcze o czasach, gdy zaczynałem pracę w trzeciej lidze. Od Rozwoju Katowice przez 10 lat w okresie przygotowawczym - czy latem, czy zimą - byłem zawsze przy jakiejś drużynie, albo jako asystent albo pierwszy trener. To był ciekawy czas, ale potrzebowałem teraz chwili wytchnienia. Natomiast w sierpniu zaczęło mi już trochę brakować pracy z zawodnikami. Telefon z Ruchu przywołał sentyment do tego klubu. Brałem też pod uwagę fakt, że dzisiaj Ruch jest bardziej stabilnym klubem niż wiele innych w Polsce. Nie mam na myśli wyników, tylko jak fakt jak wygląda od strony miasta, kibiców, jacy ludzie pracują w klubie. To było dla mnie bardzo ważne.

Uważam, że Ruch to klub na wielu polach ekstraklasowy, a jedynie tymczasowo w tej ekstraklasie nie występuje.Patrzę na wszystko optymistycznie. Jestem przekonany, że wszystko wróci na właściwe tory.

Zbigniew Cieńciała