Zatrważająca anemia
Piłkarze GKS-u Jastrzębie przegrali z rezerwami ŁKS-u, grając wyjątkowo chaotycznie i nieskutecznie.
Powiedzmy sobie szczerze - podopieczni trenerów Patryka Szymika i Mateusza Wrany niedzielny mecz przegrali na własne życzenie. Gospodarze razili nieskutecznością, ich wrzutki w pole karne rywali z góry były skazane na niepowodzenie, bo goście wygrali większość pojedynków główkowych. Ich podania i dośrodkowania często były niecelne, właściwie do nikogo, a jeżeli już do kogoś, to tym kimś był piłkarz ŁKS-u. Najsłabszym aktorem tego spektaklu był jednak sędzia Rafał Szydełko i jego „pomagierzy” - Paweł Bałut i Michał Hnatkiewicz. Arbiter z Rzeszowa wyciągał żółte kartki niczym z rogu obfitości albo niczym iluzjonista króliki z kapelusza. Doliczyłem się 12 „żółtek” i 3 czerwonych kartoników, lecz w swoim wykazie nie uwzględniłem kartek pokazanych zasiadającym na ławce rezerwowych GKS-u (poza trenerem bramkarzy Bartoszem Szelongiem) oraz tych po meczu. Kartkę dla Sebastiana Rogali odnotowałem dzięki uprzejmości red. Roberta Krzyżaniaka z Radia90, który po meczu rozmawiał z obrońcą gospodarzy i przyznał się do nałożonej kary. Sędzia Szydełko nie panował nad wydarzeniami na boisku, po meczu doszło do przepychanek pomiędzy zawodnikami i wtedy też posypały się kartki. Chyba tylko rozjemca wie, za co czerwoną kartką ukarał Kacpra Masiaka, skoro ten nawet nie dotknął rywala. Klubowy lekarz GKS-u Justyna Sosnowska skwitowała postawę sędziego krótko, acz dosadnie. „Dramat. To był sędzia z łyżwiarstwa figurowego?”. Odpowiadam jej grzecznie: „Nie, z Rzeszowa”.
Jastrzębianie o wiele korzystniej prezentowali się grając jedenastu na jedenastu. Wtedy też mieli kilka dogodnych okazji, by otworzyć wynik, ale Szymon Kiebzak przegrał pojedynek z Hubertem Idasiakiem. Potem bramkarz gości wygrał też sam na sam z Janem Flakiem (16 min). Problemy gospodarzy zaczęły się w momencie, gdy z boiska wyrzucony został kapitan ŁKS-u, Aleksander Ślezak, który sfaulował przed polem karnym wychodzącego na czystą pozycję Kiebzaka. Jastrzębianie chyba uznali, że mając mecz pod kontrolą, po prostu muszą go rozstrzygnąć na swoją korzyść. Rywale wyprowadzili ich z błędu w 37 min, gdy Kelechukwu Ibe-Torti dośrodkował w pole karne, a Mikołaj Lipień umieścił futbolówkę w bramce .
Bogdan Nather