„Raków musi wygrać". Te słowa powtarzają kibice oraz media od kilku tygodni i niemal za każdym razem doświadczamy Rakowa, który traci punkty, lecz w dalszym ciągu nie wypada z walki o mistrzostwo. Tytuł oraz pozycja w tabeli to jedno, ale wraz z kolejnymi meczami powraca frustracja na szkoleniowca „Medalików", Dawida Szwargę. Czego jest to skutkiem? Mianowicie fatalnej postawy jego podopiecznych na boisku.

Wśród społeczności kibiców wynik na koniec sezonu stał się sprawą drugorzędną, a aspektem, który aktualnie przykuwa największą uwagę jest boiskowa forma zespołu, a w zasadzie jej brak. Piłkarze Rakowa są na boisku powolni, pozbawieni kreatywności oraz zdaje się, że zapomnieli jak skutecznie gra się w piłkę. U sporej części zawodników spektrum boiskowych działań wydaje się coraz mniejsze, a niekiedy widać deficyty w poszczególnych fragmentach gry.

Owszem, zdarzają się takie spotkania jak z Lechem czy z ŁKS-em, gdzie w Łodzi zabrakło szczęścia. W tych pojedynkach Raków prezentował dobry poziom gry. Dwa dobre spotkania na przestrzeni kilku ostatnich tygodni to zdecydowanie za mało. Wymagania wobec piłkarzy Rakowa są wysokie i też nie dotyczą tylko ostatecznego werdyktu.

Raków od początku sezonu zmaga się z trudami w defensywie przy stałych fragmentach gry. Już nieraz czerwono-niebiescy tracili bramki po stałych fragmentach niekiedy w kuriozalnych okolicznościach. Ostatni mecz jest tylko potwierdzeniem. Kiedy wszyscy delektowali się powrotem Iviego Lopeza oraz zwycięstwem, to w ostatniej akcji meczu zawodnicy Ruchu zaskoczyli Raków właśnie po stałym fragmencie gry z okolicy 40 metrów. Błąd w ustawieniu przyczynił się do tego, że „Niebiescy" wyrównali stan meczu, a przy Limanowskiego został tylko punkt.

Najbliższy rywal z Radomia w tym sezonie można powiedzieć, że już nie gra o nic. Utrzymanie to już raczej kwestia pewna, a puchary im „nie grożą". Niemniej jednak Radomiak z pewnością postawi ciężkie warunki na swoim boisku i będzie walczyć o zwycięstwo.

 

Jarosław Kłak