Zaskoczyło ich... boisko
Zaskoczyło ich... boisko
Warta chciała wygrać w Chorzowie, ale Ruch ją zahamował. Poznaniacy narzekali na stan murawy.
Można odnieść wrażenie, że Warcie łatwiej gra się z mocnymi niż z drużynami będącymi na podobnym poziomie. Mecz z Ruchem potwierdził te dociekania, bo „Zieloni” na pewno nie zasłużyli na więcej niż remis. - Nie przyjechaliśmy po punkt, chcieliśmy wygrać. Jednak z przebiegu spotkania w końcówce jasne stało się, że jeśli nie da się zwyciężyć, to trzeba zremisować i nie stracić głupio punktów - ocenił pełniący obowiązki kapitana „Dumy Wildy” Dawid Szymonowicz.
Podzielone zdania
- Chorzów to bardzo trudny teren. Wiedzieliśmy, że dla Ruchu to mecz o życie. Gdyby z nami przegrał, jego sytuacja byłaby naprawdę trudna. Wiedzieliśmy też, że gospodarze będą atakować, naciskać, ale nie spodziewaliśmy się tak fatalnego boiska, jak „powchodziło” w nogi, ile mieliśmy problemów z przyczepnością i później z bieganiem. To nas zaskoczyło - powiedział 28-letni obrońca. Uwagę na murawę zwrócił również tydzień wcześniej Yuri Ribeiro, obrońca Legii Warszawa, podkreślając, że spotkanie odbyło się na „trudnym boisku”. - Byliśmy zaskoczeni, że na takiej murawie rozgrywa się spotkania w ekstraklasie. Dawno się z taką nie spotkaliśmy - dodał Szymonowicz. Tych opinii nie podzielają chorzowianie. Po spotkaniu z Legią Patryk Stępiński przyznał, że jemu na boisku grało się dobrze, a po starciu z Wartą trener Janusz Niedźwiedź był zdziwiony przytoczonymi przez „Sport” słowami kapitana „Zielonych”. - Nam ta murawa nie przeszkadzała. Pokazywaliśmy niezły futbol i jeśli kapitan Warty zobaczy mecz jeszcze raz, to zauważy też, że na takim boisku można grać dobrą piłkę - skwitował szkoleniowiec Ruchu. Inna sprawa, że temat murawy na Stadionie Śląskim nie pojawił się po raz pierwszy. Właściwie przez całe zmagania jesienią w „Kotle czarownic” były problemy z nawierzchnią. Została poddana zabiegowi piaskowania, co wyraźnie wpłynęło na jakość spotkań.
Docenił przeciwnika
- Mieliśmy bardzo mało konkretów z przodu - nie owijał w bawełnę Szymonowicz. - Oddaliśmy jeden celny strzał. Myślę jednak, że to także zasługa tego, że Ruch za trenera Janusza Niedźwiedzia poprawił organizację gry. Wydaje mi się, że „Niebiescy” będą w tej rundzie trudnym rywalem - pochwalił chorzowian 28-latek. Co ciekawe, już w pierwszej połowie zawodnicy poznańskiej drużyny starali się urywać sekundy. Natomiast przede wszystkim w drugiej części notorycznym widokiem byli „Zieloni” leżący na murawie z powodu skurczy, co oczywiście nie podobało się głodnym zwycięstwa kibicom Ruchu. - To nie było wcześniej ustalone. W trakcie tygodnia mieliśmy sporo problemów zdrowotnych. Jak widać, dopadły też naszego trenera, który nie był w stanie pojawić się na meczu. Kilku zawodników miało podobne kłopoty. W dodatku boisko jest tutaj fatalne. Te problemy się nam nawarstwiły, a mecz był naprawdę trudny. Ruch miał swoje sytuacje i widać było, że grał bardzo agresywnie, zależało mu, żeby nas ciągle atakować. Dlatego z przebiegu meczu musimy szanować ten remis - powiedział nam były piłkarz m.in. Cracovii czy Jagiellonii.
Oglądał w telewizji
Szkoleniowca Warty, pochodzący ze Świętochłowic Dawid Szulczek, nie mógł zjawić się w Chorzowie przez chorobę. Zastąpił go asystent Arkadiusz Szczerbowski, który 25 listopada skończył... 27 lat! Prowadząc „Zielonych” z Ruchem, zapisał się na kartach historii, ponieważ tak młodego trenera nie było w najwyższej polskiej lidze od 1931 roku. Wtedy to 21-letni Kazimierz Śmiglak poprowadził... Wartę Poznań! - Będąc w sztabie, musimy być na to gotowi. Musimy pomagać pierwszemu trenerowi - powiedział Szczerbowski. Jak dodał, sztab ciągle pozostawał na łączach z Szulczkiem. Trener-analityk Bartłomiej Babiarz komunikował się z głównym szkoleniowcem, który oglądał mecz w telewizji.
Piotr Tubacki