Zarzucona Kotwica
Sezon I ligi rusza już w piątek, a beniaminek z Kołobrzegu ma problemy z wypłacalnością. Dziwne sytuacje w tej części Pomorza Zachodniego to... w ostatnich latach standard.
KOTWICA KOŁOBRZEG
W ostatnich dniach o Kotwicy zrobiło się głośno, bo piłkarze chcieli opóźnić wyjście na sparing z Pogonią Szczecin, sprzeciwiając się tym samym opóźnieniom w wypłatach. Nie mają zapłacone za czerwiec, ledwo wywalczyli pieniądze za maj. Dodatkowo wciąż w sferze marzeń pozostaje pół miliona premii, jaką mieli obiecaną za wywalczenie awansu, oraz dodatki za wyjazdowe wygrane. Najnowszą informację w tej sprawie podał portal Meczyki, a zawodnicy Kotwicy... wydali nawet w tej sprawie oświadczenie. Zaznaczyli w nim, że zespół nie otrzymuje wynagrodzeń na czas, co negatywnie wpływa na „morale drużyny oraz jej funkcjonowanie”. Zresztą identycznie doniesienia o poślizgach można było usłyszeć już... w maju.
Lokalny przedsiębiorca
Nie może więc dziwić, że tego lata Kotwica nie jest zbyt aktywna na rynku transferowym. Wzmocnili ją tylko 24-letni bramkarz Kacper Krzepisz i 23-letni Aleksander Biegański (wychowanek GKS-u Tychy), a sprawdzana jest grupka anonimowych graczy portugalskojęzycznych. Bardziej uznane nazwiska omijają Kołobrzeg szerokim łukiem, ponieważ za klubem ciągnie się zła sława, która swoje początki ma ładne parę lat temu. Kluczowe w tym wszystkim jest nazwisko prezesa Adama Dzika, lokalnego przedsiębiorcy, głównego sponsora miejskiego klubu. Stanowisko piastuje od 2018 roku, a już w 2020 roku zaczęły pojawiać się dziwne głosy płynące z Kotwicy...
Przykra codzienność
Norbert Skórzewski to zachodniopomorski dziennikarz, który swego czasu był związany z Weszło. To on jako pierwszy przekazał ogólnopolskiej opinii publicznej o dziwotach, jakie dzieją się przy Śliwińskiego nad Bałtykiem. Już wtedy standardem zaczęły być opóźnienia w wypłatach, często sięgające kilku miesięcy, dotyczące nie tylko piłkarzy, ale też innych pracowników klubu. Skórzewski pisał oregulowaniu płatności tylko graczom podstawowego składu; motywowaniu ligowych rywali przed meczem z Kotwicą, by znaleźć sobie wymówkę; podsuwaniu do kontraktów aneksów umożliwiających rozwiązanie ich przy dowolnej kontuzji; wmawianiu zdrowemu zawodnikowi kontuzji, jeżdżąc z nim od kliniki do kliniki, by ktoś w końcu potwierdził widzimisię prezesa; nieopłacanie ZUS-u; nieopłacanie przewoźników; wpływanie na decyzje trenera; ignorowanie kontuzjowanych piłkarzy... Przykładów czy smutnych anegdot nie brakowało. Przez lata wielu zawodników skarżyło się na Kotwicę – czy bardziej na prezesa Dzika. Zła atmosfera, opóźnianie lub brak wypłat i skrajnie przedmiotowe traktowanie ludzi należało do przykrej codzienności.
Sprawa Rzeźniczaka
Mimo tego klub z Kołobrzegu starał się działać z rozmachem. Dzik przejął go w III lidze i – jak widać – doprowadził do zaplecza ekstraklasy. Już jakiś czas temu zaczął ściągać uznane nazwiska, a najgłośniejszym był Jakub Rzeźniczak, którego transfer rok temu prezentował się – jak na warunki II ligi – hitowo. Po kilku miesiącach ten jednak dostał wolną rękę w poszukiwaniu nowego pracodawcy. Z jednej strony chodziło o jego wątpliwie etycznie wypowiedzi dotyczące własnego życia prywatnego w programie Dzień Dobry TVN, z drugiej... prezesowi nie podobały się jego wysokie zarobki. Zresztą od zespołu odsunięto wtedy innych solidnie zarabiających – Jakuba Żubrowskiego ściągniętego prosto z ekstraklasy i Josipa Soljicia. Dziwne sytuacje w Kołobrzegu nie są więc niczym nowym, ale jak widać Kotwica cały czas swobodnie dryfuje z prądem i nie ma zamiaru iść na dno. Pytanie tylko brzmi, czy w I lidzie nadal będzie przechodzić wszystko to, co udawało się robić na niższych szczeblach?
Piotr Tubacki