Zarobku na razie nie będzie
Ściągając Martina Turka, Ruch liczył na wypromowanie i solidne spieniężenie Słoweńca. Na razie na taki scenariusz się nie zapowiada.
Martin Turk (z tyłu) od dłuższego czasu widywany jest tylko w dresie rezerwowego. Fot. PressFocus
Kapitan młodzieżowej reprezentacji Słowenii przyszedł na Cichą po promocyjnej cenie ok. 150 tys. euro. Jak na bramkarza, który ma za sobą przetarcia w Serie A i urodził się w 2003 roku, to naprawdę nieduże pieniądze. Parma, która sprzedała Turka, zapewniła sobie wysoki procent od kolejnej sprzedaży. Na razie jednak nie może na nią liczyć.
Stabilizacji brak
„Niebiescy” grają drugi z rzędu sezonu bez stabilizacji między słupkami. W ekstraklasie szansę dostało aż czterech bramkarzy i to bynajmniej nie w formie awaryjnej, lecz każdy z nich wywalczał sobie miejsce w pierwszym składzie – najpierw Jakub Bielecki, potem Michał Buchalik, następnie Krzysztof Kamiński, aż w końcu Dante Stipica. Po spadku w składzie chorzowian... nie został żaden z nich. Sezon zaczął Jakub Szymański, który od początku był w Ruchu traktowany jako zmiennik – tyle że w pierwszych tygodniach zespół nie miał „jedynki”. W końcu przyszedłTurk i gdy Szymański zaliczył pierwszy wyraźnie słabszy występ (z Wisłą w Krakowie), Słoweniec wskoczył do bramki, a Polak bronił już tylko w Pucharze Polski (no i raz w Stalowej Woli, jednorazowo wygrywając rywalizację). W 2025 roku Turkowi przybył nowy rywal w postaci powracającego „Biela”. W pierwszych tygodniach fatalnej rundy wiosennej Słoweniec trzymał miejsce, ale jako że nie jest w Chorzowie szczególnie przekonujący, nową-starą jedynką został Bielecki. Pochodzący z Bytomia golkiper bronił w 6 ostatnich ligowych meczach, w Kołobrzegu będąc nawet kapitanem. Ze Stalą Rzeszów i ostatnio z Wartą Poznań zachował czyste konta. Trener Dawid Szulczek nie posadził go na ławce nawet mimo słabej postawy w starciach ze Stalą Stalowa Wola i Kotwicą.
Spore rozczarowanie
– Lepiej jest wygrać niż przegrać i tego się trzymajmy – powiedział „Bielu” po Warcie, nawiązując do tego, że chorzowianie o nic już w tym sezonie raczej nie grają. – Styl może pozostawia trochę do życzenia, bo druga połowa nie wyglądała tak, jakby każdy sobie życzył. Udało się jednak zamknąć mecz w pierwszej połowie, więc siłą rzeczy tak to się potoczyło. Jest trochę ulgi, bo brakowało nam zwycięstw i głowa zdecydowanie może teraz odpocząć. To dobry prognostyk na przyszłość, nawet jeszcze na koniec tej rundy, aby zakończyć ją w dobrych nastrojach – ocenił bramkarz.
Ruch traci do miejsca barażowego 6 punktów na 3 kolejki przed końcem. Na 6. lokacie jest obecnie Polonia Warszawa, z którą „Niebiescy” zagrają u siebie w ostatniej kolejce. – Mamy minimalne szanse i zrobimy wszystko, aby wygrać pozostałe spotkania. A nuż się uda. Jesteśmy świadomi tego, jak ta runda się potoczyła i jak ją zawaliliśmy. Nie pozostaje nam nic innego jak walczyć do końca – dodał Bielecki. Gdy zimą wracał do Ruchu, klub podpisał z nim dość bezpieczny kontrakt, bez wygórowanej pensji. Mówiło się, że może być zarówno bramkarzem numer 3, jak i numer 1. Dość niespodziewanie wygrała ta ostatnia opcja, bo Turk w skali całego sezonu rzadko wychodzi ponad przeciętność. Niewiele wskazuje na to, aby Słoweniec wrócił na boisko, co z kolei oznacza... że „Niebiescy” prędko na nim nie zarobią. Biorąc pod uwagę skalę oczekiwań i inwestycji oraz to, jak 21-latek prezentuje się w rzeczywistości, można mówić o sporym rozczarowaniu.
Piotr Tubacki