ZAPRASZAMY NA STADIONY

Piotr Tubacki

Syndrom hamburski

Z tego co mi wiadomo, w psychologii takie pojęcie nie występuje, ale może warto się nad nim pochylić. Na początek kontekst. W 2018 roku słynne HSV spadło z Bundesligi jako ostatni klub-założyciel trwający w niej nieustannie od początku. Na zapleczu było uważane za giganta, potęgę, zespół z pieniędzmi i możliwościami, który od razu powinien wrócić do elity. Sęk w tym, że to „od razu” trwa do dzisiaj, a Hamburg jak grał w 2. Bundeslidze, tak nadal gra. Co sezon doznawał kompromitacji na samym finiszu. Czy to nagle łapał zadyszkę i wypadał poza miejsca dające awans bezpośredni, czy przegrywał w barażach, czy w ogóle do tych baraży nie awansował. W efekcie dzisiaj HSV jest postrzegane jako silny, ale jednak bardziej drugoligowiec niż pierwszoligowiec na banicji.

Podobna wizja grozi Wiśle Kraków. Przecież w skali I ligi jest to tak samo wielki klub, jak ten z Hamburga. Różnica jest taka, że tamten ma w herbie romb, a ten białą gwiazdę. No i jeszcze jedna ważna rzecz. Wisła na razie się na zapleczu nie zakopała. Występuje tam „dopiero” drugi sezon, w poprzednim „robiąc HSV” i niespodziewanie wywracając się w barażach. Jak będzie tym razem? Na razie krakowianie robią wiele, aby powtórzyć ten scenariusz. Znajdują się w środku serii trzech spotkań z ekipami ze strefy spadkowej i... drżą o rozstrzygnięcia. Porażka z Podbeskidziem będzie stricte „wiślackim” rezultatem i idealnym fundamentem pod zaszczepienie syndromu hamburskiego. A jeśli jednakuda się wygrać, to potem jest jeszcze mecz z Zagłębiem Sosnowiec...