Sport

Zapomnieć o Narodowym

Drużyna trenera Roberta Kolendowicza ma cztery szanse, by przeskoczyć w tabeli Jagiellonię.

Mariusz Malec (z prawej) w Radomiu jeszcze nie zagra, ale z Motorem Lublin... kto wie? Fot. pogonszczecin.pl

POGOŃ SZCZECIN

Radomiak w sobotnim meczu z Dumą Pomorza nie wystawi optymalnego składu, ponieważ z kontuzją wciąż walczy Mateusz Cichocki, a poza tym od pierwszego składu został odsunięty Rahil Mammadov. Natomiast w ekipie z Radomia nie ma żadnych zawodników, którzy musieliby pauzować w najbliższej kolejce z powodu nadmiaru żółtych kartek.

Przetrzebiona defensywa

Za to Portowcy nie będą mogli skorzystać z zawieszonych za żółte kartki Danijela Lonczara i Leonardo Borgesa. Bośniak w ostatnim spotkaniu z Puszczą obejrzał czwarty żółty kartonik w sezonie, natomiast Brazylijczyk w Niepołomicach zobaczył bezpośrednio czerwoną kartkę. W tym tygodniu do pracy z kolegami po urazie powrócił Mariusz Malec. „Mały” pojawił się na boisku po raz ostatni w barwach pierwszego zespołu Pogoni 2 sierpnia ubiegłego roku w meczu ligowym z Górnikiem Zabrze (0:1). Potem na wiele miesięcy z gry wykluczyła go kontuzja. – Mariusz miał duży problem z Achillesem. Dodatkowo doszło do tego naderwanie mięśnia łydki. Walczył więc z dwoma urazami w jednym. Obrońca po wspomnianych problemach zdrowotnych wrócił do treningów z zespołem pod koniec lutego, jednak po kilku tygodniach i trzech rozegranych spotkaniach w drugim zespole w marcu ostatnio znowu zmagał się z urazem. Teraz wreszcie wychodzi na prostą, ale nie wystąpi w Radomiu, tylko w rezerwach, gdzie ma zagrać 45 minut – mówił o sytuacji Malca trener Robert Kolendowicz.

Brąz na celowniku

Szkoleniowiec Dumy Pomorza przed najbliższym meczem stwierdził, że żeby mieć szansę na brąz, zespół musi wygrać w Radomiu. – Sport daje szybko kolejną szansę, ale w życiu nie zawsze tak jest. My chcemy swoją szansę wykorzystać i wygrać. Widzę ogień w zespole i nastawienie na nasz kolejny cel. Mamy mentalność, że lubimy obwiniać za to, co się nie udało. Nie wygraliśmy z Legią, ale jako zespół. Odpowiadam za drużynę, więc na mnie trzeba wskazać palcem. Jestem wdzięczny drużynie za drogę na Stadion Narodowy. Znam wielu, którzy tam nie byli. My byliśmy drugi rok z rzędu. To nie mała rzecz, ale wielki wyczyn. W finale jeden zespół musi przegrać. Jak przegrywać to na własnych zasadach. Widziałem charakter, chęć wygrania dla siebie, klubu i kibiców. Przegraliśmy, ale szukam pozytywów. Analizujemy to, co było dobre i to, co mogło być lepsze. Po ciosach trzeba się podnieść i my to zrobimy.

Czas leczy rany

Pierwsze dni po przegranym finale Pucharu Polski były ciężkie, ale czas leczy rany – powiedział trener Kolendowicz. – W sporcie trzeba być szybko gotowym do działania. Mamy kolejny cel i musimy być maksymalnie przygotowani. Analizowaliśmy różne scenariusze, już jesteśmy gotowi do meczu z Radomiakiem. Duża w tym rola sztabu i liderów. Mamy przegrany finał, ale cztery mecze w lidze i ciekawy cel. Jako całość zebraliśmy się, nastrój zwyciężania jest w szatni obecny. Nasza obrona w ostatnich meczach nie była monolitem. Straciliśmy dużo bramek – to fakt, ale wcześniej graliśmy na wysokim poziomie. Barcelona co prawda straciła dużo bramek, ale grała i gra bardzo dobrze. Zespoły w piłce nożnej będą tracić bramki, bo to naturalne. Analizujemy błędy, ale szukamy też dobrych momentów i powtarzalności. Biegamy dużo więcej niż Radomiak, w sprintach prezentujemy się podobnie. Chcemy być intensywni, ale to tylko jedna ze składowych zwycięstwa.

Bogdan Nather