Zaplecze w rolach głównych
Ruszyła Krajowa Liga Koszykówki. To nowy pomysł władz polskiego basketu.
Wiosną awans do ekstraklasy wywalczył GTK Gdynia. Młode zawodniczki pod wodzą trenerki Anny Talarczyk szalały ze szczęścia po wygranych finałach z krakowską Wisłą. Kilka tygodni później okazało się, że klub się wycofuje. - Czekaliśmy na to, by skonkretyzowały się regulaminy rozgrywek na nowy sezon. Gdy one były znane, zdecydowaliśmy, że najlepsze zawodniczki z naszego zespołu trafią do VBW Gdynia - tłumaczy prezes GTK Bogusław Witkowski. W Gdyni nie był to wielki problem. Tam już był jeden zespół ekstraklasy, młode zawodniczki dostały szansę gry na jej zapleczu.
Ani Wisła (drugi finalista), ani MKS Pruszków (spadkowicz) nie zdecydowały się zająć zwolnionego miejsca. Żadnego z tych klubów nie było stać na extra wydatek konieczny na utrzymanie zespołu rezerw.
Większość klubów ekstraklasy nowy projekt przyjęła z rezerwą. Krajowa Liga Koszykówki oznacza przede wszystkim nowe wydatki. - Liga rezerw jest dla nas dodatkowym obciążeniem, bo teraz na wyjazd jedzie nie 10-12 zawodniczek, tylko musi jechać 18 czy 20. To są dla klubu koszty, musimy wysupłać dodatkowe pieniążki choćby na hotele - tłumaczy Arkadiusz Baliński, szef klubu z Sosnowca.
- To ma być szansa rozwoju dla młodych zawodniczek, natomiast w przypadku Zagłębia my tę młodzież już mamy bardzo zdolną, przypomnę, że w ubiegłym sezonie zawodniczki w kategoriach U17 czy U15 zdobyły trzecie miejsce w Polsce. Teoretycznie projekt ma działać stymulująco na rozwój koszykówki, ale gdy spojrzymy na ekstraklasę, to raczej działa odwrotnie. Taki przykład Pruszkowa, który miał problem ze zorganizowaniem dwunastki meczowej, a teraz musiałby jeszcze znaleźć dziesięć kolejnych zawodniczek do zespołu rezerw - dodaje prezes Baliński.
Drużyny zaplecza skupiono w grupie C pierwszej ligi. Mecze muszą być rozgrywane w tym samym dniu, w którym gra pierwszy zespół, ewentualnie dzień wcześniej.
Pierwsza kolejka za nami. Niektóre wyniki są wręcz przerażające, bo jak inaczej napisać o meczu rezerw drużyn z Gdyni i Gorzowa, gdy te pierwsze wygrywają różnicą prawie 60 punktów (104:46). Albo spotkanie w Toruniu, gdzie miejscowe Katarzynki ulegają koleżankom zPoznania 31:97! Przepaść dzieliła też lublinianki i warszawianki (88:52). W pierwszej kolejce nie było ani jednego meczu, w którym różnica punktowa na koniec wyniosłaby mniej niż dziesięć punktów. Takie jednostronne widowiska na pewno nie służą promocji koszykówki, słabo też pomagają w nauce młodzieży.
Trzeba wspomnieć, że Krajowa Liga Koszykówki nie została przez PZKosz w żaden sposób rozpropagowana. Nazwa pojawia się jedynie w głęboko schowanych regulaminach Orlen Basket Ligi Kobiet.
Kolejna kolejka już w ten weekend.
(pp)