Zaliczka wystarczająca?
Legia udanie rozpoczęła zmagania w ostatniej rundzie eliminacji Ligi Konferencji Europy.
Pytanie: czy zwycięstwo dwiema bramkami nad Dritą Gnjilane z Kosowa wystarczy warszawianom do awansu? Wydaje się, że tak. Legia uważana była oczywiście za stuprocentowego faworyta, choć pamiętać trzeba, że przed rozpoczęciem rywalizacji jeszcze nikt nie awansował. Niemniej w pierwszym meczu w Warszawie stołeczna drużyna była zdecydowanie lepsza.
Płacz po czerwonej kartce
Gospodarze rozpoczęli spokojnie, z pewnością, że legijna machina zmiele rywala. Zyskali przewagę w polu, prowadzili grę atakiem pozycyjnym. Bramkarz gości Faton Maloku pokazał, że zna się na robocie, broniąc kilka strzałów z dystansu, m.in. Pawła Wszołka i Rafała Augustyniaka.
Ekipa z Kosowa broniła się całą jedenastką na własnej połowie, wydawało się, że gol dla gospodarzy jest jedynie kwestią czasu. Tym bardziej że goście dość szybko pozostali na murawie w dziesiątkę.
W 28 minucie obrońca gości Hasan Gomda faulował tuż przed polem karnym wychodzącego na dogodną pozycję Migouela Alfarelę. Obrońca Drity obejrzał żółty kartonik, a po weryfikacji VAR – czerwony.
To sprawiło, że 20-latek kompletnie się załamał. Ghańczyk uklęknął na murawie i zwyczajnie się popłakał. Koledzy z drużyny starali się pocieszyć młodego stopera, ale nic to nie dało, piłkarz nie potrafił opanować rozpaczy. Po wejściu do stadionowego tunelu ze złością cisnął jeszcze koszulką o podłogę.
Mimo to do przerwy Legia nie potrafiła wcisnąć nawet jednej bramki. Mało tego: Blaż Kramer źle wybijał wrzutkę z wolnego i w ostatniej chwili udało się zablokować strzał Besnika Krasniqiego.
Ciągły atak dał efekt
Z drugiej strony Kacper Tobiasz, stojący w bramce Legii, nie miał nic do roboty. Dlatego w przerwie był intensywnie rozgrzewany – po to, żeby w ewentualnej nieoczekiwanej sytuacji dla Kosowian w drugiej połowie nie był „zardzewiały”.
Legia w końcu wzięła się do roboty. W 52 minucie strzał Luquinhasa zmierzał wprawdzie do bramki, lecz w ostatniej chwili piłkę zdołał wybić zawodnik gości Juan Camilo Mesa. Cztery minuty później obronę gości wreszcie udało się pokonać: Wszołek dośrodkował z prawej strony wprost na głowę Kramera, a ten dał Legii prowadzenie! To piąta bramka Słoweńca w tym sezonie, licząc wszystkie rozgrywki.
Potem legioniści nadal strzelali z dystansu i nadal bez zarzutu spisywał się Maloku. Niby stwarzali kolejne okazje, ale szaleństwa nie było. W 81 minucie Tomas Pekhart miał świetną okazję, lecz z okolic trzynastego metra uderzył nad poprzeczką!
Sprawę załatwili za moment inni rezerwowi. Ryoya Morishita zagrał z pierwszej piłki do Marka Guala, a ten dopełnił formalności. Rzeczywiście, efektowna bramka!
Legioniści mogli wygrać wyżej – w 86 minucie Bartosz Kapustka miał szansę wbić trzeciego gola, ale najlepszy w swojej drużynie Maloku końcami palców skierował piłkę na poprzeczkę.
Przyglądał się temu z boiska Veton Tusha, w przeszłości zawodnik Bruk-Bet Termalica Nieciecza, który pojawił w końcówce w drużynie gości.
Dodajmy na koniec, że nowym piłkarzem Legii został 19-letni pomocnik Maximillian Oyedele. Anglik był ostatnio zawodnikiem rezerw Manchesteru United.
Legia Warszawa – Drita Gnjilane 2:0 (0:0)
1:0 – Kramer, 21 min, 2:0 - Gual, 83 min
LEGIA: Tobiasz – Augustyniak, Jędrzejczyk (63. Pankov), Barcia – Wszołek (80. Chodyna), Kapustka, Goncalves, Luquinhas (63. Gual), Vinagre – Alfarela (73. Morishita), Kramer (73. Pekhart). Trener Goncalo FEIO.
DRITA: Maloku – Bejtulai, Mesa, Gomda – Besnik Krasniqi, Dabiqaj (76. Mustafa), Broja, Ajzeraj, Ovouka – Selmani (66. Tusha), Blerim Krasniqi (76. Manaj). Trener Zekirija RAMADANI.
Sędziował Christopher Kavanagh (Anglia). Widzów 19 316. Żółte kartki: Jędrzejczyk, Vinagre, Pekhart – Dabiqaj, Manaj; czerwona Gomda (28, faul taktyczny).