Sport

Zagrali na zero

W meczu Górnika z Lechem zabrakło jednego – dobrej gry. Tutaj starcie Alana Czerwińskiego z Lawrencem Ennalim. Fot. Michał Meissner/PAP 

 

Zagrali na zero

Komplet widzów na stadionie w Zabrzu nie zobaczył ani jednego gola.

 

Na zapełnionym Stadionie im. Ernesta Pohla oba zespoły zaczęły spokojnie, z respektem dla siebie. Nie licząc strzałów ponad bramką w wykonaniu Lawrence’a Ennaliego i reprezentanta Iranu Ali Gholizadeha, to na murawie niewiele się działo. To były zresztą jedyne uderzenia na bramkę w pierwszej połowie. Było dużo gry w środku pola, a mało, żeby nie napisać zero, konkretów pod jedną czy drugą bramką.    

O fajerwerki postarała się „Torcida”. Najbardziej zaangażowana część widowni odpaliła takie racowisko, że prowadzący mecz Tomasz Musiał aż dwa razy przerywał grę, a pierwsza połowa została przedłużona o cztery minuty. Miał w niej niezłą okazję Kryspin Szcześniak, który ponownie grał w wyjściowym składzie „górników”, ale piłkę sprzed nóg wybili mu obrońcy „Kolejorza”.   

Po przerwie ponad 21 tys. kibiców liczyło, że w końcu zobaczy jakiś ofensywny futbol. Dopiero w 51 minucie zobaczyliśmy pierwszy celny strzał. Na bramkę gospodarzy wypalił Kristoffer Velde, ale Daniel Bielica nie dał się zaskoczyć. Cztery minuty później interwencja VAR. Wydawało się, że prowadzący mecz arbiter wskaże na jedenastkę dla zabrzan po tym, jak Velde zaatakował w swoim polu karnym Szcześniaka. Skończyło się na… wolnym dla Lecha. Na boisku przynajmniej coś się wreszcie działo. Zaraz potem huknął Erik Janża, ale na linii strzału stał Alan Czerwiński. Kolejne minuty to szanse Lukasa Podolskiego, ale bez bramkowego efektu. Górnik atakował i widać było, że chce zdobyć rozstrzygającego gola. W 79 minucie dobrą okazję miał Lawrence Ennali, ale piłka po jego strzale została zablokowana. Goście? Za komentarz do gry pretendenta do tytułu mistrza Polski niech posłużą słowa dużej grupy kibiców z Poznania (ok. 1000) z końcówki. „Lechu grać, ku… mać!”. W ostatniej minucie szansę miał Filip Szymczak, ale z kilku metrów trafił w słupek.        

- Każdy remis traktujemy jak porażkę, tym bardziej w naszej sytuacji, kiedy chcemy i musimy wygrywać. Szukaliśmy takiego przełamania w Zabrzu. Niestety nie udało się tego zrobić – mówił po meczu Radosław Murawski, pomocnik gości.  

Michał Zichlarz

 


450

MINUT

trwa strzelecka indolencja piłkarzy Lecha. Ostatnim który trafił do siatki był Filip Szymczak. Młodzieżowiec zdobył bramkę z karnego w ligowym meczu z Jagiellonią na 2:0 z karnego. Było to 17 lutego w 30 minucie spotkania. Od tego czasu „Kolejorz” się zaciął. Zero goli w lidze w kolejnych trzech grach ze Śląskiem, Rakowem i Górnikiem i 120 minut w pucharowym starciu z Pogonią. – Tak nie może być, musimy to zmienić pracą na treningach. Nie kreujemy tych sytuacji i nad tym trzeba popracować – mówił trener Mariusz Rumak.   


300

MECZÓW

w ekstraklasie ma na swoim koncie Jan Urban jako szkoleniowiec! Na tą liczbę składa się 131 spotkań w roli trenera w Legii, 67 w Górniku, 40 w Śląsku, 33 w Lechu, 24 w Zagłębiu Lubin i 5 w Polonii Bytom. Jako piłkarz w najwyższej klasie rozgrywkowej w naszym kraju rozegrał 248 gier, w których zdobył 78 bramek. 




GŁOS TRENERÓW

Mariusz RUMAK: - Wiedzieliśmy, że przyjeżdżamy na bardzo trudny teren, gdzie gospodarze wygrali sześć spotkań z rzędu. Udało się nam wyłączyć większość długich podań rywali, ale sami zdecydowanie za mało stworzyliśmy sytuacji podbramkowych. Musimy ich kreować więcej. Byliśmy trochę niecierpliwi, popełniliśmy dużo niewymuszonych błędów. Jeśli chodzi o cechy wolicjonalne, zespół zagrał lepiej niż ostatnio.


Jan URBAN: - W pierwszej połowie podeszliśmy do Lecha ze zbyt dużym respektem. Goście nie stworzyli sobie sytuacji. Ta pierwsza połowa była smutna. Szkoda, że nie padła bramka, bo wtedy widowisko byłoby zupełnie inne. Druga część była lepsza. Były nawet dość klarowne sytuacje, ale nasze strzały zostały zablokowane, albo zabrakło wykończenia. Szanujemy ten punkt. To jest Lech, drużyna, w której jest mnóstwo jakości, która bez wątpienia będzie się do końca bić o tytuł mistrzowski. Szkoda, bo był pełny stadion, znakomita atmosfera, a goli zabrakło, choć zwykle w Zabrzu padają.