Zagrał cały zespół
Rozmowa z Henrykiem Wawrowskim, srebrnym medalistą olimpijskim z Montrealu (1976), 25-krotnym reprezentantem Polski
Jak ocenić czwartkowy mecz Szkocja – Polska?
- Wygraliśmy i to jest najważniejsze. Styl pozostawiał jeszcze sporo do życzenia, ale przede wszystkim podoba mi się to, że chłopcy walczyli od początku do końca. Odnieśli cenne zwycięstwo na trudnym terenie. Podjęli walkę i to najważniejsze, a przy tym – jak to w sporcie – trzeba mieć trochę farta. Wykorzystaliśmy te sytuacje, które sobie stworzyliśmy, a do tego dobrze wprowadziła się młodzież, jak Nicola Zalewski, Kacper Urbański... Obrona też nie popełniała wielkich baboli. Szkoci nie zrobili wiele. Zdobyte punkty podbudują drużynę przed kolejnymi grami, które będą jeszcze trudniejsze.
Ofensywne ustawienie naszej reprezentacji bez klasycznej „6” było zaskoczeniem dla pana?
- Tak trzeba grać, trzeba atakować rywala wysoko, na jego połowie, żeby od naszej defensywy był jak najdalej. Dobrze prezentował się Zalewski, który wykonywał dobre pressingowe skoki. Chwała drużynie za grę, a co do mankamentów, to kto będzie pamiętał? Liczy się wynik, to jest najważniejsze.
W bramce w Glasgow wystąpił Marcin Bułka, a nie Łukasz Skorupski, który tak dobrze zaprezentował się w ostatnim meczu Euro z Francją. To niespodzianka?
- Czy ja wiem? Powiedziałbym, że obaj bramkarze to ta sama półka i ta sama klasa. Trener widzi na zajęciach, jak się prezentują, a jak się ma dwóch równorzędnych zawodników, to nie ma problemu. Ten, który gra, będzie zadowolony, a ten, który nie gra, szczęśliwy nie będzie. W kolejnym meczu może się to zmienić. Bułka przy bramkach, które Szkoci zdobyli, nie dał ciała. Podsumowując - taki był wybór selekcjonera i trzeba się z tym pogodzić.
Na plus Zalewski - i kto jeszcze? Może Lewandowski, bo mecz w Glasgow skończył z bramką i asystą?
- Robert już samą swoją osobą stwarza zagrożenie. W czwartkowym spotkaniu nie czekał na okazje, a sam na nie pracował. To był prawdziwy kapitan, a nie ktoś stojący i machający rękami, że nie dostał piłki. Trener Probierz ze składem się wstrzelił. Nie miałem na przykład wcześniej przekonania do Bednarka, a teraz to, co grał, to wręcz niemożliwe! W ogóle jako zespół dobrze się prezentowaliśmy, a że rywal miał sytuacje? Taka jest piłka.
Ktoś na minus? Ktoś do skarcenia?
- Trudno kogoś wskazać. Nie było zawodnika, który odstawał. Jak była jakaś strata, to od razu ktoś dochodził. Krzywdzące byłoby wskazanie kogoś. Zagrał cały zespół, począwszy od Lewandowskiego, a skończywszy na bramkarzu. Jak tak będziemy grali, to nie jesteśmy na straconej pozycji i oby tak było.
Teraz przed nami pojedynek z Chorwacją, trzecią drużyną ostatniego mundialu. Czego się spodziewać w tym starciu?
- Jestem optymistą i liczę, że nie przegramy. Na pewno trzeba będzie zrobić mniej błędów, niż było to w Szkocji, bo, że nie pękniemy, to jestem przekonany. Może być miła niespodzianka. Nie stawiałbym zdecydowanie na Chorwację. Wszystkie mecze są do wygrania, a takie zwycięstwo, jak to ze Szkocją, tylko może pomóc. Powinien być dobry wynik. Jak obstawiam? Będzie remis.
Mecz Chorwacja – Polska w niewielkiej miejscowości Osijek. Z kolei reprezentacja Polski czy to gra mecze w eliminacjach, czy towarzyskie, to zawsze jest to Warszawa. Dlaczego?
- Uważam, że raz można zagrać w Warszawie, raz w Chorzowie czy w moim Szczecinie, gdzie jest nowy stadion, czy we Wrocławiu. Mamy wiele obiektów, nie można mówić, że ten czy inny nie spełnia wymagań, a względy komunikacyjne – czy to Warszawa, czy Poznań – też nie grają roli. Można byłoby iść pod kibica, tak PZPN powinien działać, bo inaczej się ogląda mecz na stadionie, a inaczej w telewizji. Nie wiem dlaczego tak to wygląda i wszystkie spotkania grane są w stolicy.
Rozmawiał Michał Zichlarz
Henryk Wawrowski. Fot. http://karnickie.info/