Zadra pozostała
W niedzielę w Bytomiu mecz sezonu Polonii z Wieczystą, który może przybliżyć gospodarzy do awansu. Jesienią w kontrowersyjnych okolicznościach wygrali krakowianie.
Sędzia Szymon Łężny z Kluczborka zapadł bytomskiej ekipie w pamięć. Fot. Krzysztof Porębski / Press Focus
POLONIA BYTOM
Niebiesko-czerwoni już czują zapach zaplecza ekstraklasy, bo po ostatniej kolejce zajmują pozycję wicelidera – gwarantującą bezpośredni awans – i mają sześć punktów zapasu nad trzecią w tabeli jedenastką spod Wawelu. Milionerzy z Wieczystej, jak nazywani są piłkarze sponsorowani przez „króla aptek” Wojciecha Kwietnia, mają fatalną wiosnę, w której przegrali już cztery razy, za co posadą zapłacił trener Sławomir Peszko. Zastąpił go Przemysław Cecherz, ale na razie Wieczysta nie może wyjść z marazmu. Po drugiej stronie jest Polonia, która przed niedzielną potyczką i na pięć kolejek przed końcem sezonu jest w komfortowej sytuacji.
Sędzia i kataklizm
Podobnie było przed jesiennym meczem obu drużyn, ale wydarzenia z 23 października na stadionie Wieczystej przy ulicy Chałupnika były jeszcze długo komentowane. Bytomianie przystępowali do spotkania w Krakowie w roli lidera z nieprzerwaną serią 12 zwycięstw na koncie i sześciopunktową przewagą nad rywalem, który także wówczas był trzeci.
Poloniści objęli prowadzenie już w 8 minucie po strzale Daniela Ściślaka, po kwadransie wyrównał Tomasz Swędrowski. A potem drużynę z Bytomia spotkał kataklizm, który przyniósł sędzia Szymon Łężny z Kluczborka, który w odstępie 6 minut wyrzucił z boiska – w kontrowersyjnych okolicznościach – dwóch obrońców gości: Szymona Michalskiego i Adriana Piekarskiego. Grająca w „dziewiątkę” ekipa Łukasza Tomczyka wytrwała bez dalszych strat do 59 minuty, ale w końcu Wieczysta strzeliła dwa gole i wygrała 3:1.
Po meczu szkoleniowiec Polonii z trudem hamował wzburzenie. – Chyba nie ma co komentować. Do 30 minuty mecz był wyrównany, nawet z naszą lekką optyczną przewagą. Pracowaliśmy bardzo długo na serię 12 zwycięstw, ale przyjeżdża sędzia… Ciekawe, czy w drugą stronę też byłaby odgwizdana taka sama kartka, czy sędzia po prostu by się odważył – nawiązywał do drugiej „czerwieni” trener Tomczyk.
Jak siądą Pazdan z Góralskim…
Będący oazą spokoju dyrektor sportowy Polonii Tomasz Stefankiewicz wspomina, że po październikowym meczu musiał rozładować nabrzmiałe emocje i „na gorąco” rozmawiał z trójką sędziowską. – Ale szli w zaparte, że ich decyzje były słuszne. Nie mam jednak pretensji osobiście do pana Łężnego i trójki sędziowskiej o błędy, bo te zdarzają się wszystkim, ale samo ich podejście do tego meczu i jak trudno było sobie im z pewnymi sytuacjami poradzić – to ich przerosło. Mam żal do wydziału sędziowskiego PZPN. Mecz był przełożony na środę, do dyspozycji byli wszyscy najlepsi sędziowie, cała Polska oglądała ten mecz, a został wyznaczony sędzia bez doświadczenia i można było założyć, że jak Michał Pazdan i Jacek Góralski siądą na takiego arbitra, to go „zahukają” – przekonuje Stefankiewicz.
Cztery dni później Polonia przegrała po raz kolejny – 0:1 w Chojnicach, ale działacz Polonii wskazuje, jak różne było podejście sędziego. – Przed meczem pan sędzia (Grzegorz Kawałko z Olsztyna – przyp. red.) wziął nas na słowo i powiedział: „Wiem, że ostatnio zostaliście skrzywdzeni, że były kontrowersje, może były błędy, ale zapomnijmy o tym. Dzisiaj jest nowy mecz, a ja zrobię wszystko, żeby po prostu był dobry”. Po meczu podszedłem podziękować całej trójce za dobrą pracę – kontynuuje Stefankiewicz – a oni poprosili, żebym poczekał 15 minut, bo coś chcą sprawdzić. Wrócili i pokazali mi na laptopie akcję z golem Chojniczanki. Jego strzelec, Beniamin Czajka, w ostatniej chwili pomógł sobie ręką. I sędzia mówi: „Skrzywdziliśmy was, ale bez VAR-u nie mieliśmy szans tego wychwycić”. I choć znów przegraliśmy w kontrowersyjnych okolicznościach, nasz odbiór był zupełnie inny, bo sędzia okazał się człowiekiem – dodaje dyrektor Polonii.
Zachwiało na dłużej
Najbardziej doświadczony polonista Patryk Stefański, przyznaje, że w niedzielę on i jego koledzy będą chcieli wyrównać niektóre rachunki.
– Jeszcze z jednym wykluczeniem byliśmy w stanie na Wieczystej powalczyć, bo wygrywaliśmy już mecze w dziesięciu i mamy takie sytuacje przetrenowane, ale w dziewięciu to było już za wiele, żebyśmy utrzymali korzystny wynik. Tamten mecz zachwiał nami na dłużej, wypadło nam dwóch podstawowych defensorów, trenerzy musieli kombinować z linią obrony. Było, minęło, ale mała zadra została, bo nie czuliśmy się sprawiedliwie potraktowani – podkreśla Stefański.
Tomasz Mucha