Pomocnik Jagiellonii Dominik Marczuk (z prawej) miał duży wkład w efektowne zwycięstwo z Koroną Kielce. Fot. Artur Reszko/PAP


Żądło z Angoli

Jagiellonia dzięki efektownej wygranej z Koroną powróciła na fotel lidera.


Statystyki były przeciwko Koronie. Przed sobotnim meczem w Białymstoku Jagiellonia na własnym boisku w bezpośrednich potyczkach z kielczanami odniosła 6 zwycięstw, tyle samo było remisów i tylko dwa razy górą byli goście. Po ostatnim spotkaniu bilans został skorygowany na korzyść podopiecznych trenera Adriana Siemieńca i tym samym powrócili oni na fotel lidera, który zwolnili na niecałe 24 godziny na rzecz Śląska Wrocław.

Od pierwszego gwizdka sędziego Tomasza Musiała gospodarze ruszyli do frontalnego ataku i już w 3 min byli bliscy zdobycia gola. Nene kapitalnie obsłużył Jose Naranjo, lecz Hiszpan „ostemplował” piłką słupek. Minutę później w doskonałej sytuacji znalazł się Afimico Pululu, lecz piłkę po jego uderzeniu odbił Xavier Dziekoński. Był to jedyny celny strzał obroniony przez bramkarza Korony, ponieważ po trzech kolejnych niespełna 21-latek wyciągał futbolówkę z siatki.

Dwukrotnie zmusił go do kapitulacji Pululu. Napastnik rodem z Angoli (legitymujący się również francuskim paszportem) najpierw zrobił to strzałem głową po zegarmistrzowskim dośrodkowaniu Dominika Marczuka z prawej flanki, a potem wyegzekwował rzut karny podyktowany za zagranie ręką Miłosza Trojaka.

W poprzednich 5 meczach Korona nie straciła gola w II połowie i zastanawiano się, czy podobnie będzie w Białymstoku. W 72 minucie gościom dopisało szczęście, bo Jesus Imaz w sytuacji sam an sam z Dziekońskim posłał futbolówkę obok słupka. W doliczonym czasie gry akcja rezerwowych przyniosła Jagiellonii trzeciego gola. Kaan Caliskaner podał piłkę do Kristoffera Hansena, Norweg uwolnił się spod opieki obrońców i pewnym strzałem pokonał Dziekońskiego.

- Wiedzieliśmy, z jakim przeciwnikiem będziemy się mierzyć i że nie możemy się odkryć - powiedział trener Korony, Kamil Kuzera. - Jeżeli w takim meczu, o taką stawkę popełniamy tak proste, indywidualne błędy, to ciężko jest szukać czegoś dobrego. Oczywiście, mieliśmy swoje momenty, wydawało się, że zdobyliśmy prawidłowego gola i ten mecz mógł inaczej wyglądać. Za chwilę jest rzut karny w drugą stronę i było już 0:2. Mieliśmy sytuacje do tego, żeby wrócić do meczu, ale dwóch stuprocentowych nie wykorzystaliśmy, w końcówce popełniliśmy błąd, którego nie powinniśmy popełnić i skończyło się, jak się skończyło.

- Cieszę się, bo widziałem na boisku bardzo dużo poświęcenia, determinacji, wyszarpaliśmy to zwycięstwo - stwierdził trener Jagiellonii, Adrian Siemieniec. - Pierwsza połowa była taka, do jakiej przyzwyczailiśmy kibiców, szczególnie jej początek. Druga połowa była bardziej zarządzaniem wynikiem i zabezpieczeniem własnej bramki, ale jesteśmy na takim etapie, że tak czasami trzeba zagrać - bardziej pragmatycznie, bardziej dojrzale. Cieszę się, że zagraliśmy na zero z tyłu.

Na zakończenie ciekawostka: mecz obejrzało 19 tysięcy 850 widzów, w tym 4456 kobiet oraz 3812 dzieci.

Bogdan Nather