Kontuzja Mouctara Diakhaby’ego wstrząsnęła wszystkimi uczestnikami meczu. Fot. PAP/E

 

Zadecydował sędzia

Mecz Valencii z Realem Madryt wzbudził mnóstwo emocji.


HISZPANIA


Do dramatycznych scen doszło w sobotni wieczór na stadionie Mestalla. Miejscowa Valencia podejmowała Real Madryt. W drugiej połowie spotkania potwornie wyglądającej kontuzji nabawił się pomocnik gospodarzy, Mouctar Diakhaby. Gwinejczyk miał pecha – Aurelien Tchouameni upadał na ziemię i nie mógł w żaden sposób kontrolować tego, w jaki sposób „wylądować”. Nieszczęśliwie spadł na wyprostowaną nogę Diakhaby’ego całym ciężarem ciała. Kończyna nienaturalnie się wygięła, przez co zawodnik musiał zostać odwieziony karetką do szpitala. W niedzielę rano klub poinformował, że zawodnik doznał poważnego złamania nogi. Według hiszpańskiej prasy Diakhaby może pauzować nawet rok.


Kontrowersji nie brakuje

Ta sytuacja zdecydowanie odwróciła uwagę widzów od sportowego aspektu spotkania. Jednak jest o czym mówić. Valencia w pierwszej połowie wyszła na dwubramkowe prowadzenie i to lider Primera Division musiał odrabiać straty. Poszło mu to całkiem nieźle, a główną rolę odgrywał Vinicius. Brazylijczyk zdobył dwie bramki i dał nadzieję „Królewskim” na 3 punkty. Te miały w końcu nadejść i zapewne podopiecznym Carlo Ancelottiego udałoby się je zdobyć, gdyby nie… decyzja sędziowska. W doliczonym czasie Real wykonywał rzut rożny. Arbiter pozwolił na dośrodkowanie z rogu boiska i piłka po małym zamieszaniu trafiła na prawe skrzydło do Brahima Diaza. Hiszpan wrzucił w „16”, a tam piłkę do bramki skierował Jude Bellingham. Problem w tym, że w trakcie ostatniego podania, sędzia Jesus Gil Manzano zakończył pojedynek. Nic dziwnego, że piłkarze Realu mieli ogromne pretensje do sędziego. Strzelec nieuznanego gola podbiegł do Manzano i zaczął demonstrować swoją wściekłość, nie unikając przekleństw. Co prawda nie wyzywał arbitra, a w gorzkich słowach próbował wytłumaczyć mu, że bramkę należy zaliczyć. Nie przekonał jednak sędziego, który na odchodne ukarał Anglika czerwoną kartką. – Jesteśmy wściekli, ale musimy wrócić do normalności przed środowym starciem w Lidze Mistrzów. Zdecydowanie musimy ochłonąć, bo w szatni było gorąco – mówił po spotkaniu opiekun Realu. Wydaje się, że po raz kolejny mieliśmy w Hiszpanii do czynienia z błędem sędziego. Z jednej strony gol rzeczywiście padł już po wstępnie doliczonych 7 minutach, ale chwilę wcześniej sędzia bardzo długo przeprowadzał analizę VAR. Wydaje się, że powinien „puścić” ostatnią akcję, biorąc pod uwagę „ducha gry” oraz właśnie fakt, że powinien do doliczonego czasu dodać kolejne minuty.


Demolka

Równie niepocieszeni co piłkarze Realu muszą czuć się zawodnicy Granady. W niedzielę szansę gry od pierwszej minuty otrzymał Kamil Piątkowski, ale gdyby polski defensor miał możliwość przewidywania przeszłości, chyba wolałby oglądać spotkanie z Villarrealem z pozycji obserwatora. Wszystko przez to, że „Żółta łódź podwodna” strzeliła Granadzie aż 5 bramek. Podopieczni trenera Marcelino zdemolowali przeciwników, którzy osiedli w strefie spadkowej ligi hiszpańskiej. Ostatecznie zakończyło się porażką zawodników z południa Hiszpanii 1:5. Taki wynik zdecydowanie nie pomoże im w zyskaniu pewności podczas walki o utrzymanie. Zresztą przeciwnicy coraz bardziej się oddalają, przez co najprawdopodobniej Piątkowski chwilę po transferze do La Ligi zaliczy swój pierwszy spadek. To samo zresztą dotyczy Kamila Jóźwiaka, który w niedzielnym starciu zameldował się na murawie w drugiej połowie.


Ucieszony Simeone

Ważne punkty straciła Girona. Fenomen w tym sezonie ligi hiszpańskiej nie wykorzystał potknięcia Realu i przegrał 0:1 na Majorce. Drużyna z Balearów po raz kolejny udowodniła, że w ważnych momentach potrafi się zmobilizować. W ten sposób dotarła do finału Pucharu Króla, wygrywając w środku tygodnia z Realem Sociedad. Tym razem ofiarą zespołu Javiera Aguirre była właśnie Girona, która po słabym lutym, podczas którego wygrała tylko jeden mecz, źle rozpoczęła także marzec.

Z takich rezultatów przeciwników cieszy się z pewnością Diego Simeone. Jego Atletico w niedzielne popołudnie pewnie zwyciężyło z Betisem. Madrytczykom sprzyjało jednak szczęście. Objęli prowadzenie już w 8 minucie, ale nie musieli się specjalnie wysilać, żeby zdobyć gola. W tym wyręczyli ich przeciwnicy, bo swojego bramkarza pokonał Rui Silva. Później „Los Colchoneros” zdobyli jeszcze jednego gola, dzięki czemu w drugiej połowie mogli skupić się na obronie wyniku. Kacper Janoszka 


Celta – Almeria 1:0 (0:0)

1:0 – Mingueza (73)


Sevilla – Real Sociedad 3:2 (2:1)

1:0 – En-Nesyri (11), 2:0 – En-Nesyri (13), 2:1 – A. Silva (45+5, karny), 3:1 – S. Ramos (66), 3:2 – Mendez (90+2)


Rayo – Cadiz 1:1 (0:0)

1:0 – Lejeune (78), 1:1 – J. Hernandez (90+1)


Getafe – Las Palmas 3:3 (3:1)

1:0 – J. Mata (11), 2:0 – Greenwood (14), 2:1 – S. Ramirez (35), 3:1 – Maksimović (45), 3:2 – Cardona (50), 3:3 – El Haddadi (57)


Valencia – Real Madryt 2:2 (2:1)

1:0 – Duro (27), 2:0 – Jaremczuk (30), 2:1 – Vinicius (35+5), 2:2 – Vinicius (76)


Villarreal – Granada 5:1 (3:0)

1:0 – Sorloth (7), 2:0 – Sorloth (19), 3:0 – Capoue (32), 4:0 – Guedes (47), 5:0 – Sorloth (66), 5:1 – Corbeanu (90+1)


Atletico – Betis 2:1 (2:0)

1:0 – Silva (8, samobójcza), 2:0 – Morata (44), 2:1 – Carvalho (62)


Mallorca – Girona 1:0 (1:0)

1:0 – Copete (33)


Mecz Athletic – Barcelona zakończył się po zamknięciu numeru.

 

1-4 - LM, 5 - LE, 6 - LKE, 18-20 - spadek


Strzelcy

16 - Bellingham (Real M.),

15 – Mayoral (Getafe),

14 - Dowbyk (Girona), Morata (Atletico),

13 – Budimir (Osasuna).