Sport

Zadanie wykonane

Legia nie zachwyciła, ale ponownie – tym razem na wyjeździe – wygrała z Aktobe i pewnie awansowała do drugiej rundy eliminacji Ligi Europy.

Bartosz Kapustka w walce z Jayro Jeanem. Kapitan Legii, tak jak jego zespół, wyszedł z tego starcia zwycięsko. Fot. Piotr Nowak / PAP

EUROPEJSKIE PUCHARY 

Na trybunach w położonym w zachodniej części Kazachstanu mieście Aktobe zasiadł komplet 13 tysięcy kibiców, ale zainteresowanie biletami było ponad... 10 razy większe! Ponoć zamówień na wejściówki było aż 160 tysięcy! We wtorek Kajrat Ałmaty wyeliminował w eliminacjach Ligi Mistrzów Olimpiję Lublana, co z pewnością również napędzało koniunkturę. 

Cel był jeden

Kazachskie media podkreślały również, że podwójną motywację może mieć Idrisa Umajew – Rosjanin, który nie mógł zagrać w pierwszym meczu w Warszawie, bo nie otrzymał wizy. Ostatecznie cały czwartkowy  mecz przesiedział jednak na ławce rezerwowych. Teraz sytuacja się odwróciła i to Legia poleciała na daleki wyjazd bez jednego napastnika. Z obawy przed białoruskimi służbami działającymi na terenie Kazachstanu w Warszawie wolał zostać Ilja Szkurin.
–  Analizowaliśmy pierwszy mecz z Aktobe. Rywale pokazali dobrą organizację w obronie, ale też dobrze prezentowali się w ataku. Czujemy do nich respekt, to zespół doświadczony w europejskim graniu. Musimy być w pełni skoncentrowani i podejść do tej rywalizacji odpowiedzialnie – z zachowaniem typowej dla takich spotkań kurtuazji wypowiadał się na przedmeczowej konferencji trener Legii Edward Iordanescu.
Nastawienie przed meczem w Aktobe mogło być jednak tylko jedno.  – Naszym celem jest Europa. Tylko to w tym momencie się liczy – mówił rumuński szkoleniowiec. – Jesteśmy po pierwszym meczu i wiemy, czego mamy się spodziewać – dodawał Kacper Tobiasz, który pod koniec pierwszej połowy wybronił groźnie uderzenie głową Artura Szuszenaczewa. Po zmianie stron również nie można było mieć poważniejszych zastrzeżeń do postawy golkipera Legii, który w kilku sytuacjach wybronił groźne uderzenia gospodarzy.

Elitim załatwił sprawę

Legioniści od początku kontrolowali przebieg wydarzeń na boisku, ale w ofensywie nie mieli wiele ciekawego do zaoferowania. Kazachowie mieli zrywy niezłej gry, ale nie potrafili tego wykorzystać. Po zmianie stron gra Legii wyglądała mniej pewnie, warszawianie mieli problem z wymianą kilku sensownych podań i nie ma się co oszukiwać  –  liczyli na awans najmniejszym nakładem sił. Najbliżej gola byli w 69 minucie, gdy w poprzeczkę z rzutu wolnego trafił strzelec jedynego gola w Warszawie  – Wahan Biczahczjan, a w dobitce jeszcze Kacper Chodyna trafił w słupek po rykoszecie od zawodnika miejscowych. Chwile grozy legioniści przeżyli w 79 minucie, gdy do bramki Legii trafił Orałchan Omirtajew, ale kazachski napastnik był na spalonym. Legia przeżywała w Aktobe trudne chwile, ale w doliczonym czasie przypieczętowała awans. Juergen Elitim przedryblował dwóch rywali w polu karnym, posłał piłkę w długi róg i sprawił, że Legia wygrała takim samym rezultatem jak w Warszawie.

Teraz Czesi

Tej rywalizacji nikt w Warszawie nie będzie długo wspominał. Legia niczym nie zachwyciła, ale wzorowo zrealizowała plan – awansowała, a dzięki dwóm wygranym zapisała kolejne niezwykle cenne punkty dla polskiej piłki w europejskim rankingu. W kolejnej rundzie eliminacji Ligi Europy zagra z silnym Banikiem Ostrawa. Pierwszy mecz tuż za południową granicą w czwartek 24 lipca o godzinie 19.00.

Mariusz Rajek

I runda eliminacji Ligi Europy

◼  FK Aktobe - Legia Warszawa 0:1 (0:0)
0:1 – Elitim, 90+1.

AKTOBE: Vlad - Tanżarikov (46. Skworcow), Korzun, Andżelković - Kairow, Szwiriow (59. Jean), Sosah, Vatajelu - Żukow, Usienow (75. Bajdawletow) - Szuszenaczew (59. Omirtajew). Trener Wiaczesław LEWCZUK.

LEGIA: Tobiasz - Wszołek, Pankov, Kapuadi, Kun - Kapustka (90+3 Urabński), Augustyniak, Elitim - Biczahczjan (74. Alfarela), Moriszita (62. Chodyna) - Gual (62. Nsame). Trener Edward IORDANESCU.
Sędziował Granit Maqedonci (Szwecja). Widzów 13 000 (komplet). Żółte kartki: Usenov, Korzun, Vatajelu

Pierwszy mecz 1:0 dla Legii i jej awans.