Sport

Zaczęły z grubej rury

Efektowne zwycięstwo ze Słowaczkami zanotowały Biało-czerwone na inaugurację EHF Euro Cup 2026, choć trener Arne Senstad nie tańczył z radości.

Kończąca wczoraj 26. urodziny Paulina Uścinowicz walczyła zaciekle zarówno w obronie, jak i w ataku. Fot. PAP/Darek Delmanowicz

EHF EURO CUP 2026

W grudniu przyszłego roku na Słowacji, w Czechach, w Rumunii, w Turcji i w Polsce odbędą się mistrzostwa Europy. Ich współgospodarze udział mają zagwarantowany, ale żeby za bardzo się nie nudzili i nie grali tylko sparingów bez stawki, wymyślono dla nich EHF Euro Cup 2026, dokooptowując medalistki poprzednich ME, Norwegię, Danię i Węgry. Polki trafiły do grupy A ze Słowaczkami, Rumunkami i Norweżkami, z którymi rozegrają po dwa mecze. 

Żelazna obrona

Na pierwszy ogień poszły południowe sąsiadki, które przyjechały do Mielca z zamiarem poprawienia bilansu. Na 36 spotkań wygrały raptem sześć i dwa zremisowały, a w pozostałych górą były Polki. Z planów Słowaczek niewiele wyszło, bo Biało-czerwone chciały pokazać, że w ostatnich dniach nie skupiały się tylko na nagrywaniu filmików, ale też solidnie trenowały. Bardzo szybko wypracowały bezpieczną przewagę, a większość akcji ofensywnych mogło się podobać. Stare porzekadło szczypiornistów mówi, że mecze wygrywa się obroną i ten wczorajszy to potwierdził. Tak skupionego i zdeterminowanego w defensywie polskiego zespołu dawno nie widzieliśmy. 

Karny to jeszcze nie gol!

Owszem, zdarzało się, że raz po raz którejś przeciwniczce udało się przedrzeć na 6 metr i oddać rzut, ale musiała pamiętać, że między słupkami stoi Adrianna Płaczek. To, co bramkarka klubu z Debreczyna wyczyniała w pierwszej połowie, zasługiwało na ogromne brawa. W pierwszej połowie pani Ada obroniła 6 z 14 rzutów, w tym jedną „siódemkę”, a przy dwóch tak „zaczarowała” egzekutorki, że spudłowały. Po drugiej stronie szalała Magda Balsam, rzucająca z prawego skrzydła - umiejętnie obsługiwana przez Paulinę Uścinowicz oraz Monikę Kobylińską, które zaliczyły po 4 asysty - i z 7 metrów.

Norweg krzyczy głośno

Trzeba się mocno zagłębić w historię, żeby znaleźć mecz, w którym nasz zespół w pierwszej połowie dał sobie rzucić ledwie 8 bramek. Mimo to na drugą odsłonę wyszedł w pełni zmobilizowany i z Płaczek w bramce. Doświadczona zawodniczka utrzymała poziom, kończąc spotkanie z 41-procentową skutecznością i w pełni zasłużonym tytułem MVP. Ale gdy z 24:14 w 4 minuty zrobiło się 25:18, Arne Senstad nie wytrzymał. - Nie taka była umowa. Mecz trwa 60 minut. Musi być koncentracja w każdym momencie! - apelował krzykiem selekcjoner, a jego wybranki go posłuchały. Co prawda Barbara Zima nie znalazła sposobu na zatrzymanie prawoskrzydłowej Natalii Dmytrenko z Sośnicy Gliwice, ale i tak obroniła dwie „setki”, zaś kropkę nad „i” dwiema cudownymi „wkrętkami” postawiła świetnie dysponowana Balsam. 

W niedzielę o 18.00 Biało-czerwone zagrają na wyjeździe z Rumunkami, które postawiły się Norweżkom, przegrywając tylko 27:29 (11:16). Więc pewnie będzie trudniej...

Marek Hajkowski

◼ Polska - Słowacja 28:20 (15:8)

POLSKA: Płaczek, Wdowiak, Zima - Balsam 10/5, Kobylińska 3/1, Kochaniak 1, Głębocka, Cygan, Michalak 2, Uścinowicz 1, Pankowska 2, Janas, Olek, Rosiak 4, Nocuń 3, Nosek 2. Kary: 10 min. Trener Arne SENSTAD.

SŁOWACJA: Jabłońska, Furgalakova - Ratvajska 2, Lancz 5/2, Dvorszczakova, Pastorkova 1, Vargova 1, Scípova, Holejova 4, Gyoriova, Hudak, Penzes 1, Dmytrenko 3, Baczenkova 1, Bujnochova 1, Lengyel 1. Kary: 8 min. Trener Jan BENADIK.

Sędziowały Marina Duplii i Olena Pobedrina (Ukraina). Widzów 1534.

Przebieg meczu: 1:0 (1), 3:1 (5), 6:2 (10), 7:3 (15), 9:3 (19), 12:5 (24), 13:6 (28), 15:8 (30), 16:9 (32), 19:11 (38), 20:13 (45), 24:14 (50), 25:17 (53), 26:20 (58), 28:20 (60).