Antoni Kozubal w najbliższym meczu nie będzie mógł liczyć na wsparcie Oskara Repki. Fot. Łukasz Sobala/PressFocus


Zacięta walka o baraże

GKS Katowice odnotował bolesną stratę punktów w weekend, a czasu na regenerację nie ma wiele.


GKS KATOWICE

Podopieczni Rafała Góraka pojechali do Niecieczy z myślą o tym, aby wymazać z pamięci niedawną porażkę z Odrą Opole u siebie. Plan na mecz był prosty – wygrać z Bruk-Bet Termalicą, która w 8 wcześniejszych spotkaniach, czyli we wszystkich rozegranych po przerwie zimowej, nie była w stanie zdobyć kompletu punktów.  Po nieco ponad 20 minutach wydawało się, że cel bezproblemowo zostanie zrealizowany. W końcu Grzegorz Janiszewski – występujący w meczu z powodu urazu Aleksandra Komora i zawieszenia Martena Kuuska – szybko wyprowadził GieKSę na prowadzenie, a Sebastian Bergier zdołał zdobyć drugą bramkę. Wtedy wydawało się, że wygrana stoi przed katowiczanami otworem.

Rzeczywistość okazała się jednak brutalna. Cały plan na mecz legł w gruzach, gdy w ostatnich minutach pierwszej połowy Oskar Repka zobaczył czerwoną kartkę za atak łokciem na przeciwnika. Po zmianie stron GKS musiał skupić się na obronie. W 62 minucie stracił pierwszą bramkę, a „rzutem na taśmę” Adam Radwański doprowadził do wyrównania. – Czerwona kartka to błąd naszego zawodnika. Cóż zrobić? Nie jestem od tego, aby go ganić. Wręcz przeciwnie. Zawsze zawodników będę podnosił na duchu i w pewnym sensie rozumiał ich emocje – zaznaczył Rafał Górak. Szkoleniowiec dodał, że gdyby nie osłabienie zespołu, GieKSa najprawdopodobniej wróciłaby na Górny Śląsk z trzema punktami.

- Wydaje mi się, że grę mieliśmy pod kontrolą. Prowadziliśmy przecież 2:0 do przerwy. Jeżeli utrzymalibyśmy równowagę osobową, sądzę, że rywalom nie udałoby się zdobyć dwóch bramek. My natomiast dążylibyśmy do tego, żeby strzelić kolejnego gola. Czy to jest zdobyty punkt, czy stracone dwa? Po prostu przyjmuję punkt, bo zdaję sobie sprawę z tego, że statystyki leciały na łeb, na szyję, gdy mieliśmy zawodnika mniej – zaznaczył 50-letni trener. Mimo remisu katowiczanie dalej utrzymują się na 3. miejscu w I lidze. Nie jest to jednak wielkie pocieszenie.

Wszystko przez to, że po atomowym starcie rundy wiosennej GieKSa nieoczekiwanie znalazła się za plecami Lechii Gdańsk i Arki Gdynia, z malejącymi szansami na bezpośredni awans do ekstraklasy. Pomorskie zespoły w minionej kolejce zanotowały zwycięstwa, dzięki czemu na ostatniej prostej przed zakończeniem rozgrywek mają sporą przewagę nad resztą stawki. Katowiczanie do 2. miejsca tracą już 9 punktów, a do liderujących gdańszczan 10 „oczek”. GKS będzie musiał skupić się jedynie na utrzymaniu lokaty w strefie barażowej. To nie będzie proste, ponieważ różnice punktowe pomiędzy zespołami są marginalne. GKS Tychy, który znajduje się na 7. miejscu i wierzy w baraże, ma dokładnie tyle samo punktów co Wisła Kraków, Górnik Łęczna i Motor Lublin, które zajmują odpowiednio lokaty nr 4, 5 oraz 6. GieKSa ma natomiast nad nimi delikatną przewagę, wywalczoną ostatnim remisem. To oznacza, że finisz sezonu i walka o awans z ostatniego możliwego miejsca będzie niezwykle zacięta. Oo tym przekonamy się najpewniej już jutro, gdy na stadion przy Bukowej przyjedzie drużyna z Łęcznej.

Kacper Janoszka