Zabrzański rollercoaster
Największy lunapark w Polsce podobno jest w Zatorze, ale to nic przy rollercoasterze, jaki przeżywa zabrzański kibic. Po bęckach z Legią wróciliśmy do gry w Lubinie, a terminarz jest taki, że swój los znów mamy we własnych rękach. Przede wszystkim cieszy, że drużyna Jana Urbana pokazała, że potrafi szybko złapać pewność siebie po porażce. Tym bardziej że łatwo nie było, bo trzeba było gonić wynik po w sumie głupio straconej bramce. Łatwych meczów już nie ma, ale o to chodzi w tej zabawie, żeby grać o coś więcej niż bezpieczny środek tabeli.
Oczywiście, teraz oczy skierowane są nie tylko na boiska i ligową tabelę, ale również, a może przede wszystkim, na to, co dzieje się wokół ratusza i w lokalnej polityce. Górnik z jasnych względów jest jednym z gorętszych tematów kampanii wyborczej i jak widać po aktywności Małgorzaty Mańki-Szulik ta próbuje grać prywatyzacją do ostatniego gwizdka. Trochę to zabawnie wygląda, bo temat przewijał się od dawna, a w ratuszu nabrali chęci do działań dopiero gdy dotarło do nich, że mogą przerżnąć wybory, co będzie się wiązało z utratą wielu intratnych stanowisk dla całej świty carycy.
Gdyby nie przyspawanie do stołków i przerośnięte ego takich ludzi jak Masoń czy Gogolińska, to teraz druga tura wyborów byłaby formalnością albo by jej wcale nie było.
Tyle się mówiło o tym, że zmiany trzeba przeprowadzić w sposób transparentny i przemyślany, a zrobiono z tego szopkę budowaną na zapalenie płuc. Już jedna uchwała spadła z sesji rady miasta, a teraz, po wyborach, kiedy już wiadomo o sromotnej porażce list Mańki-Szulik, pisanie na Facebooku o determinacji do sprzedaży Górnika jeszcze w tej kadencji zakrawa na groteskę.
Posiadając tak wielką markę jak Górnik i możliwość skorzystania z pomocy Lukasa Podolskiego, trzeba było się wykazać niebywałym talentem do obrócenia tak mocnych kart przeciwko sobie, a jednak się udało.
Mówi się, że pycha kroczy przed upadkiem i dokładnie tak wygląda koniec władania Carycy w Zabrzu. Całkiem nieźle zaczęła, ale kończy fatalnie.