Gol Bartosza Bidy nie został uznany z powodu spalonego. Taka sytuacja przytrafiła się Podbeskidziu w Łęcznej dwukrotnie. Fot. Łukasz Sobala/Press Focus


Zabrakło chłodnej głowy

Bez punktów wrócili z Łęcznej piłkarze Podbeskidzia. Mecz mógłby się potoczyć inaczej, gdyby Jakub Kisiel... nie dobijał piłki do pustej bramki.

 

Górnik pierwszą groźną okazję do zdobycia bramki stworzył sobie w 17 minucie. Dośrodkowanie z lewej strony minęło linię obrony Podbeskidzia, a piłkę niecelnie uderzył Lukas Klemenz. Obrońca praktycznie zdjął piłkę z nogi wbiegającego w pole karne Pawła Żyry. Dwie minuty później niemal kopia wcześniejszej akcji zakończyła się niecelnym strzałem Marko Roginicia. W 26 minucie gospodarze już mogli cieszyć się z gola. Najpierw piłkarze Górnika egzekwowali rzut rożny, po którym piłka została ponownie dośrodkowana w pole karne z lewej strony. Po zbyt krótkim wybiciu przez Sylwestra Lusiusza jako pierwszy dopadł do futbolówki Damian Zbozień, którego strzał bez przyjęcia wpadł do siatki.

 

Po co ją dotykał?

Podbeskidzie przez moment cieszyło się z wyrównania w 37 minucie. Po dośrodkowaniu z rzutu wolnego piłka została zgrana przez Daniela Mikołajewskiego. Po drodze musnął ją jeszcze Miroslav Ilicić, a do pustej bramki wpakował Jakub Kisiel. Sędzia po analizie VAR gola anulował, bo gdy Chorwat trącił futbolówkę w kierunku bramki, wypożyczony z Legii pomocnik znajdował się na pozycji spalonej. Inna rzecz, że piłka bez problemu wpadłaby do bramki i bez jego pomocy... Kilkadziesiąt sekund później, to gracze Górnika świętowali drugiego gola. Źle futbolówkę wybijał Marko Martinaga, a po przechwycie rozpędzony Marko Roginić wbiegł w pole karne i mocnym uderzeniem nie dał szans na skuteczną obronę Kacprowi Krzepiszowi. Z kolei już w doliczonym czasie bliski podwyższenia był Damian Gąska.

 

Znowu anulowany

Druga połowa mogła zacząć się w najlepszy możliwy sposób dla gości. Ilicić przejął podanie kierowane do Macieja Gostomskiego, ale w sytuacji sam na sam trafił w leżącego bramkarza. Zawodnicy z Bielska-Białej po raz drugi świętowali gola w 74 minucie, ale Bartosz Bida znajdował się na pozycji spalonej i sędzia po analizie VAR gola anulował. Dziesięć minut później podobna okoliczność spotkała piłkarzy Górnika, gdy na spalonym znajdował się Karol Podliński.

 

Przyjechali po punkty

Trener „górali” Jarosław Skrobacz mówił po ostatnim gwizdku: – Często się mówi, że przegrani głosu nie mają... Myślę, że mieliśmy trochę problemów personalnych i to spowodowało, że musieliśmy grać innym ustawieniem. Nie chciałbym, żeby to było jakieś wytłumaczenie, bo ubolewam, zespół także, nad tym, w jaki sposób tracimy bramki. Kolejny raz uważam, że przeciwnik niewiele musiał zrobić, by padł gol. Przyjechaliśmy po punkty i nie bylibyśmy zadowoleni nawet z remisu. W pierwszej połowie nie potrafiliśmy oddać celnego strzału, mimo dobrych momentów. To było naszym dużym problemem. W drugiej atakowaliśmy, ale bez celnych strzałów goli nie da się zdobyć – podkreślił szkoleniowiec Podbeskidzia.

 

(gru)