Sport

Zabójcze „Medaliki”

LIGOWIEC - Bogdan Nather

Umarł król, niech żyje król! Raków Częstochowa po mozolnej wspinaczce (pięć zwycięstw z rzędu) wdrapał się w końcu na sam szczyt ligowej tabeli, zrzucając z tego eksponowanego miejsca poznańskiego Lecha, którego już jesienią niektórzy namaścili na nowego mistrza kraju. Trener nowego lidera Marek Papszun po wiktorii z Legią Warszawa cały był w skowronkach. - Piąte z rzędu zwycięstwo musi cieszyć, tym bardziej nad tak prestiżowym przeciwnikiem, jak Legia. I to po raz drugi w tym sezonie - cieszył się szkoleniowiec drużyny spod Jasnej Góry. Nie ulega wątpliwości, że jego zespół ostatnimi czasy doprowadza do rozpaczy przeciwników, którzy muszą czuć się tak, jak by spacerowali na ostrzu brzytwy.

Nie zwalnia tempa „Duma Pomorza”. Zespół Roberta Kolendowicza na początku ostatniego meczu z Cracovią został brutalnie rzucony na ziemię, lecz nie skopany, chociaż wydawało się, że zostanie zmasakrowany. Tymczasem szczecinianie dosyć szybko wstali z kolan i odrobili straty z nawiązką. Nie twierdzę, że byliśmy świadkami cudu nad Odrą, ale odwrócenie losów rywalizacji z „Pasami” było czymś spektakularnym, niesamowitym, wręcz fenomenalnym. Widocznie „Granatowo-bordowi" wzięli sobie do serca maksymę, że strach przed porażką jest gorszy niż ona sama.

Po meczu w Szczecinie autentycznie żal mi było szkoleniowca gości Dawida Kroczka. To w końcu duża sztuka prowadzić 2:0 i odjechać do domu z bagażem pięciu bramek. Po końcowym gwizdku arbitra 36-letni trener wyglądał na wstrząśniętego. - Jesteśmy wściekli na siebie i musimy zrobić wszystko, by coś takiego się nie powtórzyło - powiedział roztrzęsiony.

Bardzo efektowne zwycięstwo odniósł Górnik Zabrze, który rozłożył na łopatki zbierający pochlebne recenzje Motor Lublin. Czy to jest zapowiedź zdecydowanego marszu w górę tabeli zespołu trenera Jana Urbana? Trudno wyczuć, ale ostatni mecz pokazał, że w ekipie z Roosevelta drzemią ogromne możliwości. Trener beniaminka z Lublina Mateusz Stolarski z trudem pogodził się z tak wysoką porażką swojego zespołu i wyglądał tak, jak by połknął szerszenia. Nic dziwnego, skoro w takich rozmiarach jego zespół nie przegrał nawet z Jagiellonią (0:3).

A skoro o aktualnym mistrzu mowa, to zapewne nie powiedział jeszcze ostatniego słowa. Wygrana z Lechem sprawiła, że „Duma Podlasia” przeskoczyła w tabeli dotychczasowego lidera i ma tylko punkt straty do „Medalików”. Pojedynek tych drużyn, zaplanowany na 10-11 maja, może być momentem rozstrzygającym o mistrzowskiej koronie. - Kluczem do zwycięstwa z Lechem było to, że weszliśmy na bardzo wysoki poziom mentalności. Wydaje mi się, że nawet trochę oszukując fizjologię, racjonalizm, oszukując to, co wydaje się niemożliwe. Kolejny raz moja drużyna pokazała, że jednak jest możliwe - stwierdził trener Adrian Siemieniec. 

Z porażką w Białymstoku nie mógł pogodzić się trener „Kolejorza” Niels Frederiksen, który przekonywał, że jego zespół nie powinien zejść z boiska pokonany, bo mający w nogach wiele meczów rywal grał „na oparach”. W pewnym sensie miał rację, więc nie dziwię się, że Duńczyk po spotkaniu drżał jak kangurzyca po napadzie kieszonkowca.