Rumuni ofiarnie się bronili, walcząc o awans do ćwierćfinału. Fot. Pro Shots Photo Agency/SIPA USA/PressFocus


Zabójcza końcówka

Holandia miała problem ze skutecznością, ale nie dała Rumunii cienia nadziei na awans.

Mecz w Monachium zaczął się od szybkiej przerwy w grze. Problemy z krwawiąca głową po kopnięciu przez rywala miał Ianis Hagi i spotkanie na dobre rozkręciło się dopiero po interwencji medyków. Koledzy skrzydłowego Rumunii przez chwilę grali w dziesiątkę, ale po chwili 25-latek wrócił na boisko z rzucającym się w oczy opatrunkiem i od razu ruszył do pressingu. Wcześniej pierwszy celny strzał oddał Xavi Simons, ale nie sprawił problemów Florinowi Nicie. Początek był wyrównany, jednak z czasem Holendrzy zaczęli osiągać przewagę. Udokumentowali ją już trzecim golem na tym turnieju Cody'ego Gakpo. Zagrali przez środek, przenieśli grę na lewą stronę, gdzie skrzydłowemu Liverpoolu dał się ograć Andrei Ratiu, z asekuracją nie zdążył Marius Marin, a Nita nie dał rady zatrzymać piłki lecącej przy bliższym słupku. Zbyt dużo błędów w jednej akcji popełnili podopieczni Edwarda Iordanescu, by „Oranje” nie wykorzystali szansy.

Holandia w natarciu

Pierwsze na Euro 2024 prowadzenie w meczu uskrzydliło faworytów, którzy zamierzali iść po kolejne trafienia. Rywale często ich blokowali, co zaowocowało aż 10 rzutami rożnymi do przerwy. „Trójkolorowi” byli jak zamroczeni i od gola Gakpo holenderski bramkarz był bezrobotny. W podniesieniu się nie pomogła Rumunom kontuzja lewego obrońcy. Jeszcze przed przerwą boisko musiał opuścić rozgrywający pierwsze spotkanie w turnieju Vasile Mogos. Zastępował pauzującego za kartki Nicusora Bancu, ale nie zaliczył nawet jednej połowy po bolesnym zderzeniu z Danzelem Dumfriesem. Rumuni długo grali w dziesiątkę, ale uchronili się przed stratą kolejnej bramki. Przed przerwą z ławki wszedł środkowy obrońca Rakowa Częstochowa, Bogdan Racovitan. Po niespodziewanej dla niego zmianie miał trudny początek. W 44 min stracił piłkę przy linii i kamień spadł mu z serca, gdy Xavi Simons nie wykorzystał świetnej szansy na podwyższenie. W doliczonym czasie o ofensywie przypomnieli sobie Rumuni, jednak nie zdołali wyrównać.

Rezerwowy zamknął mecz

Na początku drugiej połowy „trójkolorowi” szybko mieli rzut wolny, po którym dobrze w pole karne dośrodkował poszkodowany Nicolae Stanciu. Odważną i skuteczną interwencję zaliczył Bart Verbruggen i wybił futbolówkę. Po chwili mogło być 2:0. Środkiem boiska szarżował Tijjani Reijnders i rozpaczliwą interwencją zatrzymał go dopiero Racovitan. Rzucił się pod piłkę, która po strzale trafiła w jego rękę, ale nie było mowy o rzucie karnym, bo obrońca cofał ją. Sporą ochotę na indywidualne popisy wykazywał też Gakpo. Po jego rajdzie „Oranje” mieli rzut rożny, obrońcy oddalili zagrożenie, ale Holendrzy dośrodkowali z drugiej strony i skrzydłowy po raz drugi trafił do siatki. Nie cieszył się zbyt mocno, przeczuwając, że był na pozycji spalonej i VAR to potwierdził, cofając gola. Pula szczęścia najniżej wycenionego zespołu mistrzostw zdawała się niewyczerpana, bo mógł liczyć także na pomoc słupka. Jego rywale marnowali kolejne okazje i jeden dobry wypad Rumunów mógł im pokrzyżować plany. Mieli taką okazję, ale odebrał im ją niemiecki sędzia, który odgwizdał na wyrost niebezpieczne zagranie ich zawodnika. Protesty nic nie dały, decyzji nie można było cofnąć. Niedługo później wszystko było już jasne, bo dubletem mecz zamknął Donyell Malen. Wpierw spod linii piłkę wyłożył mu niestrudzony Gakpo, a wisienką na torcie była bramka po rajdzie rezerwowego.

Michał Knura