Maciej Kikolski pozostawał skoncentrowany do ostatnich chwil meczu. Fot. Łukasz Sobala/PressFocus


Zła seria trwa

Piłkarze Motoru i GKS-u Tychy od 4 kolejek nie potrafią zwyciężyć.


Oderwani od świątecznego stołu piłkarze GKS-u Tychy jechali do Lublina z nadzieją na przełamanie serii trzech spotkań bez wygranej. Ten sam cel mieli także piłkarze Motoru, którzy pod wodzą nowego trenera, debiutującego na zapleczu ekstraklasy Mateusza Stolarskiego, przystąpili do primaaprilisowego starcia w mocno przetasowanym składzie. 31-letni szkoleniowiec mógł sobie pozwolić na takie roszady, bo zna lubelski zespół doskonale - w końcu pracował w nim do tej pory jako asystent i ma w szatni swojego młodszego brata Pawła. Skończyło się jednak remisem.

Lepiej w mecz weszli miejscowi, którzy już w 2 min przeprowadzili groźną akcję prawym skrzydłem, ale Michał Król nie zaskoczył Macieja Kikolskiego swoim dograniem w pole bramkowe. Goście otrząsnęli się z przewagi lublinian po kwadransie gry i pierwszy sygnał ostrzegawczy wysłali, gdy Daniel Rumin w powietrzu powalczył o piłkę z Kacprem Rosą. Wypuszczona przez lubelskiego bramkarza piłka spadła wprawdzie pod nogi tyszan, ale nie zdołali oni sfinalizować szansy.

Znacznie lepiej przyjezdni rozegrali rzut rożny w 26 min, dzięki czemu Nemanja Nedić zakończył akcję celną główką z 7 metra. Na linii bramkowej znalazł się jednak Samuel Mraz i zażegnał niebezpieczeństwo.

I kiedy już się wydawało, że GKS Tychy złapał swój rytm, nadeszła 32 min. Wtedy „odkurzony” przez trenera Stolarskiego Marcel Gąsior, który pierwszy raz od 19 lutego wybiegł w wyjściowej „11”, wrzucił piłkę w pole bramkowe. Tam Arkadiusz Najemski wyskoczył najwyżej i odegrał główką futbolówkę, a Sebastian Rudol - ntakże wyciągnięty z ławki rezerwowych - strzałem z metra do pustej bramki ustalił wynik pierwszej połowy.

Lublinianie byli bliscy podwyższenia prowadzenia, bo po zagraniu Mraza na strzał piętką z 8 metra zdecydował się Piotr Ceglarz, jednak Kikolski skutecznie interweniował, a Marko Dijaković nie dopuścił do dobitki.

Przegrywający 0:1 tyszanie w przerwie dokonali dwóch zmian, a co najważniejsze podwyższyli tempo rozgrywania akcji i już po 10 minutach drugiej połowy mogli się cieszyć z wyrównania. Nedić wrzucił piłkę w pole karne, tam Bartosz Śpiączka podał do Mateusza Radeckiego, a wprowadzony na drugą część spotkania pomocnik wolejem posłał futbolówkę do siatki.

GKS po trafieniu próbował iść za ciosem, ale Motor przetrzymał napór rywali i w ostatnich minutach zaatakował. Najlepszą okazję do przechylenia szali zwycięstwa na swoją stronę lublinianie mieli w doliczonym czasie gry. Po prostopadłym podaniu Bartosza Wolskiego oko w oko z bramkarzem znalazł się Kacper Śpiewak, ale golkiper tyszan popisał się „pajacykiem” rodem z piłki ręcznej. Nogą odbił futbolówkę, ratując swojej drużynie punkt.

Jerzy Dusik