Leszka Baczyńskiego boli serce, gdy patrzy na to, co się dzieje z jego ukochanym klubem. Fot. Mateusz Sobczak/zaglebie.eu


Za mało Zagłębia w Zagłębiu

Rozmowa z Leszkiem Baczyńskim, honorowym prezesem Zagłębia Sosnowiec.


Niespełna półtora roku temu brał pan udział w oficjalnym otwarciu nowego stadionu. Po nim miał przyjść czas na budowę zespołu, który w niedalekiej przyszłości powróciłby do ekstraklasy. Tymczasem mamy... spadek do II ligi. Serce boli?

– Oczywiście, że boli, bo Zagłębie to moje życie. W najczarniejszych snach nie myślałem kilkanaście miesięcy temu, że znajdziemy się w tym miejscu, w którym jesteśmy teraz. Wydawało się, że wszystko co złe skończyło się wraz z wiosną ubiegłego roku, gdy zespół w fajnym stylu uratował się przed spadkiem. Wiosną 2023 wygrywaliśmy w Sosnowcu z ŁKS-em Łódź czy Ruchem Chorzów, które potem weszły do ekstraklasy. Wszystko wskazywało na to, że w końcu będziemy walczyć o coś więcej, w marzeniach był powrót do ekstraklasy...


A tymczasem Zagłębie rozegrało jeden z najgorszych, jeśli nie najgorszy sezon w swojej historii. 26 meczów z rzędu bez wygranej, runda wiosenna bez choćby jednego zwycięstwa... Można to racjonalnie wytłumaczyć?

– Patrząc na liczby, to tak źle nie było od dawna. Przypomniał się sezon 1990/91, gdy zespół grał w ekstraklasie i dostawał kolejne razy. Przyszły jednak baraże, które Zagłębie wygrało i utrzymało się. Ta bezradność, na którą patrzyliśmy w ostatnich miesiącach, była bardzo frustrująca. Człowiek nie jest przy zespole zbyt blisko, ale mając trochę doświadczenia, ma się pewne przemyślenia. Wiosna była tylko dopełnieniem niemocy z rudny jesiennej, choć przecież był moment, gdy po przejęciu zespołu przez Artura Derbina przyszły wygrane nad Lechią Gdańsk czy GKS-em Katowice. Wydawało się wtedy, że to odpali. Problem musiał być jednak głębszy. Na „papierze” zespół prezentował się naprawdę dobrze, ale cóż z tego, skoro nie potrafił tego przełożyć na boisko? Każdy kolejny mecz bez wygranej dołował drużynę. Jeśli do tego dodamy całe to zamieszenie z rundy wiosennej, wschodni zaciąg trenersko-zawodniczy itd., to mamy pełny obraz nieszczęścia, które w końcu nadeszło.


Wśród kibiców Zagłębia dało się słyszeć, że jednym z powodów obecnego stanu rzeczy jest brak w składzie wychowanków, graczy z regionu, którzy bardziej identyfikują się z klubem. Podziela pan tę opinię?

– Gdy w 2000 roku awansowaliśmy do ówczesnej II ligi, czyli dzisiejszego zaplecza ekstraklasy, to skład był oparty w 90 procentach na wychowankach. Oczywiście, ktoś powie, że to były inne czasy, inne realia. Może tak – ale dziś niby mamy akademię, a próżno wychowanków szukać w pierwszym zespole. Młodzieżowców musiano szukać po innych klubach. Jest to sytuacja nie do przyjęcia. Cóż, myślę, że w naszym Zagłębiu jest za mało Zagłębia. Tu nie chodzi o sytuacje, że mają grać sami chłopcy z Sosnowca. Ale jeśli w szatni nie ma nikogo takiego, to w sytuacjach trudnych ciężko będzie nawet najsilniejszemu charakterowi poderwać zespół do walki. Przyjezdni dziś są, jutro ich nie ma. Jeśli jesteś tu na stałe, pochodzisz z danego osiedla, to zupełnie inaczej będziesz myślał. Jak ja się kolegom pokażę na mieście? Musimy zrobić wszystko, aby wpuścić z powrotem więcej „naszej” krwi do szatni.


Przeżywał pan z klubem wzloty i upadki. Co doradziłby obecnym władzom Zagłębia?

– Dyrektorem klubu został Grzesiek Kurdziel, praktycznie nasz człowiek, bo choć nie jest rodowitym Zagłębiakiem, to przez lata był u nas bramkarzem, potem trenerem, na stałe mieszka w Sosnowcu. Zna więc realia klubu, a do tego też II ligi, w której niedawno pracował. Przed zespołem trudny sezon, jak każdy po spadku. Wbrew pozorom to nie będzie łatwa liga. Trzeba zachować spokój, w miarę szybko skompletować kadrę, która będzie zbalansowana. Potrzebne jest doświadczenie, ale trzeba wpuścić też trochę świeżej krwi, chłopaków żądnych gry, wygranych. Zagłębie jest na zakręcie, ale wspólnymi siłami, mam tutaj na myśli całą zagłębiowską rodzinę, musimy razem przez to przejść. Dlatego ważna będzie rola kibiców, którzy nie mogą się teraz odwrócić sięod klubu.

Rozmawiał Krzysztof Polaczkiewicz