Solówka” Mateusza Radeckiego (z prawej) w Pruszkowie pomogła tyszanom przełamać fatalną passę. Fot. Łukasz Sobala/PressFocus


Z pozytywną energią

Gol Mateusza Radeckiego pozwolił tyszanom zamknąć rozdział pod tytułem „niepowodzenia”.


GKS TYCHY

Do przerwania serii niepowodzeń, bo tak można nazwać 5 spotkań z rzędu, w których GKS Tychy zdobył tylko 2 punkty, potrzebny był impuls. Bez wątpienia był nim rajd Mateusza Radeckiego, który w niedzielnym meczu drużyny Dariusza Banasika, tuż po stracie gola, popisał się w Pruszkowie solową akcją. Nie zwiesił głowy w momencie, w którym Znicz zaczął świętować, tylko ruszył z piłką od środka boiska. Najpierw wygrał 40-metrowy biegowy pojedynek z obrońcą gospodarzy, a gdy już wpadł w „szesnastkę”, to wypracował sobie pozycję strzelecką i płaskim uderzeniem zza narożnika pola bramkowego rozpoczął marsz trójkolorowych po 3 punkty. Ostatecznie zostały one zdobyte dzięki rzutom rożnym wykonywanym przez Patryka Mikitę i celnym główkom Jakuba Tecława oraz Wiktora Żytka, ale gdyby nie bramka 31-letniego skrzydłowego tyszan, zdobyta 160 sekund po trafieniu pruszkowian, powrót na zwycięską ścieżkę mocno by się oddalił.


Przyszło przełamanie

- Każdą z naszych bramek można nazwać „momentem kluczowym” – powiedział w klubowych mediach strzelec wyrównującego gola w spotkaniu w Pruszkowie. – Myślę jednak, że nasza pierwsza bramka na 1:1 to był bodziec, który wykorzystaliśmy też po przerwie. W drugiej połowie szybko strzeliliśmy drugą bramkę, a później „dobiliśmy” rywala trzecim trafieniem, które pozwoliło nam przełamać złą serię. Dużo rozmawialiśmy ze sobą na temat tych niewygranych spotkań. Mówiliśmy, że jeden mecz, jedno zwycięstwo odmieni nastroje w szatni. W Pruszkowie przyszło przełamanie. Wygrana na wyjeździe, trzy strzelone gole... To cieszy i patrzymy w przyszłość z pozytywną energią. W sobotę przyjeżdża do nas Resovia. Będziemy w meczu z nią faworytem, ale tylko teoretycznie. Będziemy chcieli zagrać wysoko i nie dać przeciwnikowi się rozwinąć.


W zmodyfikowanym ustawieniu

Po 27. kolejce GKS Tychy plasuje się w strefie barażowej, razem z GKS-em Katowice, Górnikiem Łęczna i Motorem Lublin, które też mają 45 punktów i sporą stratę do dwójki przodowników, bo Arka Gdynia „odpłynęła” na 7 oczek, a Lechia Gdańsk ma 8 punktów więcej niż „grupa pościgowa”. To znaczy, że na finiszu sezonu nie będzie nieważnych spotkań i trzeba wygrywać, żeby nie wypaść z rywalizacji o awans do ekstraklasy.

- W meczu ze Zniczem zagraliśmy w trochę zmodyfikowanym ustawieniu - dodał wychowanek Młodzika 18 Radom. - Myślę, że bardzo dobrze wpłynęło to na zespół, bo przyniosło nam 3 punkty. Wprawdzie weszliśmy w mecz nie za dobrze, bo straciliśmy gola, ale podnieśliśmy się. To nam dało troszeczkę więcej pewności siebie. Co prawda w końcówce po stałym fragmencie gry źle pokryliśmy w naszym polu karnym i straciliśmy bramkę, przez co Znicz na ostatnie 10 minut złapał troszeczkę więcej wiatru, ale my dobrze się broniliśmy i przełamaliśmy się, dzięki czemu patrzymy z pozytywną energią na następny mecz.


Rywale ze strefy spadkowej

Kibice spoglądają jednak trochę dalej, bo terminarz wydaje się sprzymierzeńcem tyskiego zespołu. Przed nim bowiem tydzień z drużynami, które znajdują się w strefie spadkowej. Po sobotnim meczu z 16. w tabeli Resovią piłkarzy GKS-u Tychy czeka bowiem wyjazd do Bielska-Białej na wtorkowe starcie z przedostatnim w klasyfikacji Podbeskidziem, a w następną sobotę do Tychów przyjedzie „czerwona latarnia” tabeli, Zagłębie Sosnowiec. Komplet punktów w tych trzech meczach może stanowić solidny fundament przed wyjściem na ostatnią prostą sezonu.

Jerzy Dusik