Z niejednego pieca...
Druga część rozmowy z Andrzejem Kobierskim, trenerem Magdaleny Fręch, 30. w światowym rankingu
Twardość i odporność psychiczna to najważniejsze cechy, które ma w sobie nasza druga rakieta. Fot. IMAGO / Press Focus
Co w ciągu kilkunastu lat waszej wspólnej pracy zadecydowało o tym, że Magda jest w top 30 na świecie?
- Jej charakter, odporność na niepowodzenia. Sport to jest umiejętność podnoszenia się po porażkach. A w tenisie jest to wręcz niezbędne, bo przegrywa się często, niemal w każdym turnieju. Aczkolwiek jednej rzeczy nie powiedziałem. Starałem się zawsze tak planować turnieje, żeby ilość zwycięstw do porażek była trzy do jednego. To pozwalało zachować duży balans, nabierać pewności siebie. Gdy miała 14-15 lat w październiku z trenerem od przygotowania ogólnego jeździli w góry. W 10 dni robili po 180 kilometrów, zaliczając prawie wszystkie szczyty tatrzańskie! Tam kształtuje się charakter człowieka, bo nie jest łatwe, jak się stoi na górskich łańcuchach i spogląda w przepaść. O jej odporności mówi też to, że 200 metrów w dół jechała na tyłku, bo się bała spionizować, inaczej poleciałaby. Jak wracała z tych gór, to zawsze była mocna, nie tylko w nogach, była też odporna, silna mentalnie.
Teraz nie lubicie już gór?
- Teraz nie ma na to czasu, bo w październiku gramy turnieje, a później chodzenie po górach jest już niebezpieczne. Dodajmy, że Magda ma 28 lat, jest bliżej końca kariery niż początku, więc musimy zwracać uwagę na gospodarowanie siłami, na jej zdrowie.
Jak długo może potrwać jeszcze jej kariera?
- Myślę, że to bardziej zależy od mentalu. Czy będzie miała motywację i chęć. Mam nadzieję, że jeszcze ze trzy lata, może cztery. Zobaczymy, już nic na siłę.
Pracujecie razem ponad 15 lat, jesteście chyba ewenementem na skalę światową?
- Bez przesady, znam parę dziewczyn, które może nie mają z trenerem aż takiego stażu, ale generalnie jak się decydują na szkoleniowca, to dają mu szansę. Jasmine Paolini bardzo długo pracowała z Renzo Furlanem…
Ale w ostatnich trzech miesiącach ma już trzeciego trenera…
- No cóż, weszła na taki poziom, że ma duże oczekiwania wobec szkoleniowca. Ma genialnego fachowca od przygotowania motorycznego. Chętnie bym z niego skorzystał. Paolini zrobiła ogromne postępy fizyczne, w dynamice, a jest podobnie zbudowana do Magdy.
A z kim wy współpracujecie?
- Od ponad roku robię to sam. Wcześniej byli to Miron Brylski, Roman Sawiak, który jeździł z nią w te góry, a potem Mieczysław Bogusławski. Tyle że to trenerzy starszego pokolenia, odchodzili od zawodu, nie byli w stanie jeździć z nami i się poświęcić. A my potrzebujemy kogoś na stałe. Stać nas na to oczywiście, ale bardzo trudno znaleźć taką dyspozycyjną osobę. I bardzo bym chciał, żeby taki ktoś łączył dwie funkcje - był i fizjoterapeutą, i specjalistą od przygotowania motorycznego. To byłoby optymalne rozwiązanie.
Taki Maciej Ryszczuk, który jest z Igą Świątek?
- Byłoby idealnie. Powinna być zabezpieczona, zwłaszcza gdy pojawiają się mikrourazy, coś boli i trzeba to szybko wyprowadzić. Na turniejach możemy korzystać z usług fizjoterapeutów, ale oni są tacy sobie, lepiej mieć kogoś swojego, zaufanego. Rok temu w Dubaju zagrała pięć meczów, była zajechana. Poszła do turniejowego fizjo i zrobili jej tak głęboki masaż, że nie wiedziała, co się dzieje przez kolejne dwa tygodnie. Wszystko poszło, włącznie z układem nerwowym...
A kto dba o mental Magdaleny Fręch?
- Też my sami.
Czyli po prostu… rozmawiacie?
- Dużo. Naprawdę dużo. Generalnie Magda jest dosyć twarda. Nie jest tak, że od razu się załamuje. Przeżywa oczywiście porażki, chlipnie od czasu do czasu, czy coś, no bo boli, ale zbiera się szybko. Ona jest twarda, z niejednego pieca chleb jadła.
Kibice już przyzwyczaili się, że Fręch jest w top 30 i teraz kręcą nosem, że przegrywa w pierwszych rundach. Czy też czujecie niedosyt?
- Patrząc, jak rozwija się jej kariera, to tak zawsze wyglądało: robiła skok, lekko się zatrzymywała, robiła czasem krok wstecz, a potem znowu dwa do przodu. Teraz weszła jednak na zupełnie inny pułap. Będąc rozstawioną, zaczyna często turnieje od drugiej rundy. I zgodnie z zasadami WTA może grać tylko duże turnieje, nie wolno jej startować w mniejszych, 250-kach.
Na przykład w lipcu nie mogła bronić punktów za finał w Pradze?
- Nie było sensu grania w Pradze, skoro były duże turnieje w Stanach - Waszyngton, Montreal, Cincinnati. Coś za coś, ale w związku z tym poziom przeciwniczek jest bardzo wysoki, dużo wyższy niż tych, z którymi grała w zeszłym roku. I rozgrywa różne mecze, niektóre na naprawdę wysokim poziomie, które były do wygrania...
Którego najbardziej pan żałuje?
- Jest parę. Bardzo mi szkoda meczu z Marketą Vondrousovą w 1. rundzie Rolanda Garrosa, bo powinna była wygrać. Trzeci set był na styku, na dopięcie. Wygrałaby dwie piłki więcej i prawdopodobnie przechyliłaby szalę na swoją korzyść. Z Amandą Anisimovą na trawie w Berlinie to samo. Miała piłki w trzecim secie na 4:0, przegrała 3:6. Najzwyczajniej w świecie szkoda, ale umówmy się, z „leszczami” nie przegrywa.
Gra z rywalkami z samego topu...
- Nie ma już rund, w których można łatwo zapunktować. Kombinowałem nawet, żeby zacząć jakiś turniej od eliminacji, żeby się rozegrać. Tak miało być w Berlinie, a wyszło, że zakwalifikowała się do głównej drabinki i od razu trafiła na Mirrę Andriejewą. Akurat wtedy wygrała, ale naprawdę nie jest proste z jej rankingiem zagrać łatwy mecz.
Żeby złapać serię zwycięstw?
- To jest bardzo istotne. Czekamy na taki moment w tym roku. Aż kliknie, 2-3 mecze, żeby wróciła pewność w grze.
Czy to przekłada się na poziom mentalności? Bo porażki nie są budujące…
- Na pewno mogłoby być lepiej mentalnie. Fizycznie, zdrowotnie jest ok. Myślę, że nawet jak zapłaci trochę frycowego, nawet jak trochę polecimy w dół w rankingu, nic się nie stanie.
Jesienią Fręch broni sporo punktów - za zwycięstwo w Guadalajarze, za 1/8 finału w Pekinie i ćwierćfinał tysięcznika w Wuhan. Będzie jej trudno utrzymać tak wysoki ranking?
- Tak, ale w zeszłym roku po Wuhan praktycznie już nie graliśmy. Magda miała problemy z nogą, wycofała się z pierwszego turnieju w Tokio, w drugim zagrała, ale nie była do końca zdrowa, tydzień nie trenowała. W tym roku możemy tu odrobić trochę punktów, jest sporo turniejów, mamy bufor. Więc spokojnie, bo wiem, że stać ją na to, żeby być w top 20, a taki jest nasz cel. Nie jest to proste, zobaczymy, jak pójdzie druga połowa roku. Zaczęła sezon tak sobie, ale później weszła na dobry poziom na Australian Open, wygrała dwa mecze, ale po Melbourne powinniśmy zrobić dłuższą przerwę, bo trochę za dużo było grania w Azji. Zapłaciliśmy za to. Brakowało luzu od... tenisa. Ponieważ Magdy prawie w ogóle nie ma w Polsce, więc fajnie, jak może przyjechać na tydzień, spędzić czas z rodziną. Kiedyś nie było tyle podróży, a teraz jak nie Azja, to Ameryka, a potem Europa i znowu za ocean...
Dlaczego macie bazę w Dubaju, a nie na przykład w Monako?
- Bo jest dużo taniej. Jak się jest w top 5, to można się przenosić do Monako, ale jak się jest „tylko” w top 50, to raczej Dubaj. Magda ma tam apartament, spędzamy tam w grudniu okres przygotowawczy. Ale jak jesteśmy w Europie, to trenujemy w Łodzi, żeby Magda mogła też spędzić trochę czasu z bratem i z rodziną.
Magda lubi ciepło?
- Myślę, że każdy lubi słońce. Lepiej wstawać rano i patrzeć, jak na zewnątrz świeci słońce, niż że pada deszcz. No i niestety Polska to chyba jedyny kraj, w którym zawodowi tenisiści muszą płacić za korty. Stać ich, to niech płacą. Na całym świecie jest inne podejście. Gdy jesteśmy w Stanach, to proszę, grajcie, trenujcie, mamy tylko prośbę - zróbcie proszę zdjęcie z członkami naszego klubu…
Na zasadzie: zareklamujcie nas?
- Nawet nie. Wystarczy, że pogadacie chwilę z tymi ludźmi. Na Florydzie dali mi maszynę i mówią: naciągaj rakiety, ile chcesz, nie ma problemu! Wszędzie na świecie tak jest, a u nas jakoś takie równanie w dół, jak ktoś się za bardzo wychyli, to od razu trzeba go po głowie. Nie fikaj! No chyba, że ktoś wejdzie na poziom uwielbienia, jak Robert Lewandowski, wtedy jest się nietykalnym. Ale też tylko do momentu, w którym trochę coś się złego zadzieje, to zaczynają ludzie szczypać, skreślać i nagle zapominają o wszystkim, co niedawno ten sportowiec dokonał. To jest takie smutne... No ale mam nadzieję, że ta mentalność z czasem się zmieni, choć to nie dzieje się z dnia na dzień, to jest proces.
Czy obowiązki wobec WTA i sponsorów, które Magdalena ma z racji tego, że jest w top 30, są fajne czy do... odbębnienia? Są trudne do pogodzenia?
- Może nie tyle trudne, co niektóre po prostu idiotyczne. Zawodniczka między 21. a 30. miejscem w rankingu nie może zagrać w turnieju niższej kategorii, a tenisistka z top 20 w każdym momencie może poprosić o „dziką kartę” do jakiegokolwiek turnieju. Więc ta z miejsc 21-30 jest na swój sposób karana.
Czyli dopiero będąc w top 20, można robić, co się chce?
- Żeby robić, co się chce, to już trzeba szlema wygrać albo co najmniej „tysięcznika”.
Po US Open Magda będzie bronić tytułu w WTA 500 w Guadalajarze?
- Będzie na pewno, jak zdrowie dopisze. Dobrze jej się tam gra, generalnie rozumie grę na tej wysokości. Chybaże osiągnie półfinał US Open, to się zastanowimy nad Guadalajarą, żeby odpocząć przed Chinami.
Rozmawiał Tomasz Mucha
