Starcie Chorwata Josipa Sutalo (z lewej) z Albańczykiem Reiem Manajem. Fot. PAP/EPA.


Z nieba do piekła i… odwrotnie!

Co za mecz! Albańczyk Klaus Gjasula nigdy nie zapomni tego dnia. Najpierw strzelił samobójczą bramkę, a potem zmazał winę, ustalając w doliczonym czasie wynik meczu na 2:2!


To było spotkanie drużyn z nożem na gardle, czyli tych, które pierwsze mecze przegrały, więc i za wszelką musiały szukać punktów. Faworytami byli oczywiście Chorwaci, ale… nie dla Albańczyków.

Raz, a mogło być dwa

Po rozpoczęciu meczu i wyrównanym początku wydawało się, że Chorwaci z wolna przejmują inicjatywę, ale właśnie wtedy rywale wyszli na prowadzenie. W 11 minucie Qazim Laci wyszedł do dalekiej centry spod linii bocznej i wystarczyło, że delikatnie musnął piłkę głową, a bramkarz Dominik Livaković był bezradny. Wydawało się, że Chorwaci rzucą się do ataków, chcąc szybko wyrównać, ale Albańczycy nie pozwalali im się rozpędzić. Nie było miejsca na kombinacyjną grę. Podopieczni brazylijskiego trenera Sylvinho trzymali dyscyplinę taktyczną, przesuwając się blisko siebie.

Już do końca pierwszej połowy Albania broniła się spokojnie i pewnie, nie dopuszczając przeciwników do klarownych sytuacji. Mało tego, po kontrze powinna po dwóch kwadransach strzelić drugą bramkę. Piłkę źle podał Luka Modrić, błyskawicznie trafiła ona do rozpędzonego Kristjana Asilaniego, ale w sytuacji sam na sam znakomicie spisał się chorwacki bramkarz, intuicyjnie odbijając piłkę. Pierwszy celny strzał Chorwaci oddali dopiero w 38 minucie.

Nagła zmiana miejsc

W przerwie chorwacki selekcjoner Zlatko Dalić dokonał dwóch zmian. Nic jednak w obrazie gry się nie zmieniło. Kibice w koszulkach z szachownicą coraz bardziej się irytowali. Jak wtedy gdy Modrić posłał piłkę w pole karne, ale nikt nie zamknął akcji. Frustracja narastała, Petković z wściekłością bił pięściami w ziemię w polu karnym, gdy przepadła kolejna okazja. Nic dziwnego, bo Chorwaci nie stwarzali wielu sytuacji. Albania koncentrowała się na defensywie, co przychodziło jej o tyle łatwo, że rywale nie zmieniali sposobu gry z pierwszej połowy. Ich gra wyglądała tak, jakby nie mieli pomysłu na to, jak wyrównać.

To jednak nie była prawda! Zmiana nastąpiła jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki ledwie kwadrans przed końcem. Do trzęsienia ziemi doszło w ciągu kilkudziesięciu sekund. Najpierw Andrej Kramarić z dziesiątego metra uderzył między nogami Elseida Hysaja, a bramkarz Thomas Strakosha nawet nie zareagował! Chwilę później Chorwaci wyszli już na prowadzenie! Piłka niczym w bilardzie odbijała się od zawodników w albańskim polu karnym, a ostatni dotknął ją Albańczyk Gjasula.

Trybuny zajmowane przez albańskich kibiców zamilkły ze smutkiem, druga strona stadionu zaśszalała. Już w doliczonym czasie Gjasula zmazał winę i pokonał Livakovicia płaskim strzałem przy słupku! Albania rzutem na taśmę uratowała remis.

Paweł Czado