Gol Luki Modricia (z prawej) nie pomógł Chorwacji w zajęciu 2. miejsca. Fot. PAP/EPA


Z nieba do piekła

Włosi płakali z radości, Chorwaci z rozpaczy. Włosi grają dalej, Chorwaci żegnają się z EURO.


Po losowaniu EURO 2024 zestaw drużyn w grupie B określano „grupą śmierci”, więc wtedy spotkanie Chorwatów z Włochami anonsowane było jako hitowe starcie czołowych europejskich jedenastek. Już w Niemczech, po dwóch kolejkach zgłaszaliśmy wątpliwości, bo oba zespoły niczego specjalnego nie pokazały, a wręcz rozczarowały. Chorwaci mieli zaledwie punkt na koncie, aktualni mistrzowie Europy dwa więcej, więc nikt nie mógł być pewny awansu do kolejnej fazy turnieju. W lepszej sytuacji byli jednak Włosi, którym do szczęścia wystarczał remis. Tak czy owak stawka meczu „o być albo nie być”, rozgrywanego na Red Bull Arenie w Lipsku, była ogromna.

Ofensywne ustawienie ekipy Chorwacji zwiastowało ciekawe widowisko i pierwsza, żywa, toczona w szybkim tempie połowa nie zawiodła oczekiwań, choć niewiele było okazji bramkowych. Jako pierwszy możliwości bramkarza sprawdził Luka Suczić, ale Gianluigi Donnarumma nie dał się zaskoczyć. Kilkanaście minut później po drugiej stronie główkował Mateo Retegui. Walczono o każdy centymetr boiska, tempo było dobre choć Chorwaci byli dwukrotnie częściej w posiadaniu piłki. W 27 minucie z bliska główkował Nicolo Barella, ale fantastyczną paradą popisał się Dominik Livaković, dostając brawa od strzelca. Działo się sporo, bo w rewanżu znów Donnarumma się mocno gimnastykował. Bramek do przerwy w Lipsku nie zobaczyliśmy, ale nie było też powodów do narzekań na poziom meczu. W przerwie obaj trenerzy dokonali po jednej zmianie w swoich zespołach i początek należał do zdeterminowanych Chorwatów. I w 52 minucie cieszyli się z rzutu karnego po ręce w polu karnym. Holenderski arbiter po obejrzeniu VAR-u nie miał wątpliwości, ale na tym skończyło się szczęście Chorwatów, bo jedenastkę Luki Modricia obronił z klasą Donnarrumma. Mało kto w tym momencie spodziewał się, że to dopiero przedsionek emocji, bo minutę później kapitan Hrvatskiej powędrował z otchłani piekła aż do nieba, dobijając pod poprzeczkę strzał Ante Budimira i wyprowadzając „Vetreni” na prowadzenie!

Teraz Italia musiała zaatakować. Już w 62 minucie Allesandro Bastoni główkował tuż nad poprzeczką.

Włosi wściekle atakowali, stawiając wszystko na jedną kartę, ale Chorwaci mądrze i szczęśliwie bronili się. W 80 minucie schodzącego z boiska bohatera Chorwatów Modricia żegnała owacja na stojąco, a trener Luciano Spalletti zakrywał twarz dłońmi, bo jego podopieczni nie potrafili zmienić niekorzystnego wyniku. Chorwaci kradli sekundy, zbierali żółte kartki, padali na murawę, denerwowali się, że Danny Makkelie przedłużył aż o osiem minut spotkanie, ale celu... nie osiągnęli. W ostatnich sekundach doliczonego czasu środkowy obrońca Riccardo Calafiori rozprowadził decydującą akcję, którą sfinalizował technicznym, precyzyjnym strzałem wewnętrzną częścią stopy Mattia Zaccagni.

Zbigniew Cieńciała